Jak poinformowała Agencja RIA Novosti z kosmodromu Plisieck wystartowała dzisiaj rakieta Sojuz 2.1 b wynosząc na orbitę, z sukcesem, rosyjskiego satelitę szpiegowskiego najnowszej generacji. To pierwsza w tym roku rosyjska próba i zaiste trzeba byłoby być naiwnym, aby terminu jej przeprowadzenia nie wiązać z rozpoczynającym się właśnie w Brukseli szczytem NATO.
Rosji najwyraźniej zależy na tym, aby państwom Sojuszu pokazać swą siłę i zdecydowanie. W tym duchu wystąpił zresztą też wczoraj w rosyjskiej Dumie Państwowej minister obrony Szojgu. Komunikat, jaki chciał przekazać za pośrednictwem parlamentarnej trybuny jest jasny – Rosja utrzymuje parytet sił strategicznych z NATO i w najbliższym czasie na zbrojenia w kosmosie zwróci większą uwagę. Przy czym oczywiste niedostatki finansowe Rosji, minister zwrócił uwagę, że utrzymanie jednego żołnierza kosztuje armię amerykańską 510 tys. dolarów rocznie, brytyjską 377 tys., chińską 170 tys., podczas gdy w Rosji wskaźnik ten wynosi ledwie 54 tys. dolarów, Rosja nadrabia wyszkoleniem w warunkach realnej wojny. Miał tu oczywiście na myśli działania w Syrii wykorzystywane przez Rosję, mówił o tym wprost, w charakterze poligonu w realiach wojennych.
Rosjanie dostrzegli też, że prezydent Trump po wczorajszym spotkaniu z premierem i prezydentem Włoch znów wrócił do wypowiadanej już w Monachium tezy, iż Rosję trzeba będzie rozliczyć za aneksję Krymu i torpedowanie porozumień z Mińska. Miejsce powtórzenia tych poglądów nie wydaje się przypadkowe. Włosi są chyba w najmniejszym stopniu, w Europie, przekonani o rosyjskim zagrożeniu i potrzebie zwiększania wydatków na zbrojenia.
Waszyngtoński think tank Pew w przeddzień spotkania na szczycie państw NATO w Brukseli opublikował wyniki sondażu, w którym pytał obywateli państw Sojuszu, jak postrzegają jego sytuację oraz czy czują się chronieni przez alians. Generalnie autorów badania interesowało, co już samo w sobie jest dość wymowne, jak obywatele różnych krajów członkowskich zapatrują się na zagrożenie ze strony Rosji, czy pozostali członkowie sojuszu winni wystąpić w obronie zaatakowanego przez Moskwę państwa i wreszcie jak zmienia się postrzeganie paktu. Sprawdzili przy tym, w jakim stopniu polityczne usytuowanie respondentów (lewica – centrum – prawica) ma wpływ na udzielane odpowiedzi. Generalnie wizerunek sojuszu wśród społeczeństw Europy w ostatnim roku się poprawił. Przy czym do najbardziej entuzjastycznych należą Polacy i Holendrzy (79 %), ale poparcie wzrosło we wszystkich państwach, może najmniej w Wielkiej Brytanii. Krajem tradycyjnie najbardziej sceptycznym pozostaje Hiszpania (45 %). Główni rozgrywający w Europie – Niemcy i Francja mają podobny poziom aprobaty – 67 % i 60 %. Przy czym odnotowano ciekawą różnicę – w Niemczech zdecydowanie bardziej pro- natowska, niźli w sąsiedniej Francji jest lewica, zresztą niemiecka lewica jest najbardziej entuzjastycznie nastawiona wobec NATO ze wszystkich krajów objętych badaniem. Nawet bardziej niż w USA. Polska w tym zestawieniu nie została uwzględniona. Z naszego punktu widzenia istotne jest inne postawione pytanie – czy gdyby, któryś z członków Sojuszu został zaatakowany przez Rosję, to należałoby zbrojnie odpowiedzieć? I tu również Holendrzy byli najbardziej stanowczy – tak, odpowiedziało 72 % badanych (w Polsce 62%, podobnie jak w USA). Francuzi są znacznie większymi (53%), niźli Niemcy (jedynie 40 %) zwolennikami udzielenia zbrojnej pomocy. Liczba Niemców skłonnych odpowiedzieć pozytywnie na takie pytanie w ciągu roku wzrosła o 2 %. I wreszcie w toczącej się w Szwecji debacie na temat ewentualnego wstąpienia do sojuszu większość (47%) należy do zwolenników takiego kroku, ale nadal liczna i wpływowa (39%) jest przeciwna temu mniejszość. Z punktu widzenia polskiej dyplomacji istotny jest jeszcze jeden trend zarysowany w przywoływanym raporcie – otóż Polacy są jedynym społeczeństwem, w którym liczba zwolenników poglądu, iż Stany Zjednoczone wspierają Sojusz w niezmienionej postaci, wzrosła w ostatnim roku. W pozostałych spadła. Ale generalnie dla nas znaczenie winny mieć informacje dotyczące nastawienia Niemców i Francuzów, a zwłaszcza, tego, że ci pierwsi zdają się postrzegać pakt bardziej, jako organizację polityczną, niźli związek, który, być może na zagrożenia ze Wschodu będzie zmuszony odpowiedzieć siłą.
Rosjanie zlecili francuskiej agencji własny sondaż, z którego wynika, że większość Włochów (69%), Niemców (60%) i Francuzów (47%) nie wierzy w tezę, że Rosja może dokonać zbrojnej agresji na kraje Nadbałtyckie oraz Polskę.
W polityce liczą się też symbole. To, że obrady państw NATO poprzedzone zostanie odsłonięciem pomników upamiętniających zamach na Twin – Tower i zburzenie muru berlińskiego ma swoją wymowę. Przede wszystkim z tego względu, że zmiana nastawienia Niemiec, co do realizacji, ustalonego jeszcze na szczycie w Walii, planu zwiększania wydatków zbrojeniowych państw Sojuszu do 2 % PKB może mieć kluczowe znaczenie dla powodzenia pomysłu. Z dużych państw Sojuszu Brytyjczycy i Francuzi już niemal realizują ten parametr i w przewidzianym umowami terminie (2024) są w stanie wywiązać się z deklaracji. Problem jest w Berlinie, mniejszych krajach Europy Środkowej i państwach południa – Włochach i Hiszpanii.
Ale wydaje się, że Niemcy mają swój pomysł na rozwiązanie tego problemu. Otóż po cichu przystąpili do budowy wspólnych sił zbrojnych Unii. Mówił o tym ostatnio Junckers, ale Niemcy już działają. Przy czym tworzą zintegrowane, zintegrowane pod dowództwem Bundeswehry, jednostki szybkiego reagowania, które mogą być wykorzystane do walki z międzynarodowym terroryzmem. Majstersztyk! Trzy a może nawet cztery pieczenie na jednym ogniu. Entuzjaści ściślejszej integracji europejskiej nie mogą nie przyklasnąć temu pomysłowi. Oddziały te mogą wziąć udział w walce z DAESZ czy innymi zagrożeniami terrorystycznymi. Wzrost wydatków budżetowych niekoniecznie będzie miał „proatlantycki” kierunek i wreszcie, całe przedsięwzięcie odbywa się pod niemieckim politycznym i militarnym patronatem. Na czym ono polega? Otóż na początku roku, bez specjalnego, rozgłosu rządy Czech i Rumunii, postanowiły, że dwie brygady szybkiego reagowania, którymi dysponują (czeska 4 Brygada Szybkiego Reagowania i rumuńska 81 Brygada Zmechanizowana) zostaną zintegrowane z niemieckimi siłami szybkiego reagowania. Wcześniej na podobny krok zdecydowały się władze Holandii – dotyczy on dwóch brygad z tego kraju. Równolegle Unia przystąpiła do tworzenia sztabu, mającego planować szkolenia tych sił. Prócz tego, jak dowodzą analitycy Niemcy są zainteresowani budowaniem w obrębie Europy „mini armii”. Ostatnio poinformowano o powołaniu wspólnych jednostek przez państwa skandynawskie i bałtyckie. Tego rodzaju polityka ma być lekarstwem na podnoszoną przez specjalistów słabość Bundeswehry. Słabość polegającą na brakach sprzętowych i kadrowych, które są oczywistym skutkiem cięć w budżetach obronnych po 1989 roku. Obecny rząd ma tego świadomość i powoli zwiększa budżet wojskowy – w zeszłym roku o 4 %, w tym o 8 %. Ale opór tworzących z chadekami wspólny rząd polityków z SPD i generalnie niechętne nastawienie wyborców do wzrostu wydatków w tym sektorze, powoduje, iż radykalne działania Berlina, zwłaszcza w roku wyborczym, są niemożliwe.
Ale wszystko będzie odbywało się po cichu, pod hasłem walki z terroryzmem i ochrony krajów europejskich zainteresowanych akcesją do Unii. Trudna sytuacja wewnętrzna jest w kilku krajach bałkańskich i najprawdopodobniej kontyngent europejskich sił rozjemczych trzeba będzie tam zwiększyć.
A niedługo, zapewne, na agendzie pojawi się Naddniestrze. Otóż władze Ukrainy, poinformowały wczoraj, że uszczelniają granicę z tą „niezależną republiką” i od tej pory kontrabanda, z której żył Tyraspol nie będzie już możliwa. To oczywiste posunięcie uzgodnione z proeuropejskim rządem Mołdowy pozostającym w ostrym konflikcie z wspierającym Moskwę prezydentem tego kraju. Naddniestrze odcięte od zaopatrzenia w towary i żywność, od lewych dochodów z kontrabandy, długo nie przetrwa i ta prorosyjska enklawa na terenie Mołdowy może zniknąć. Już rozległy się głosy o potrzebie wznowienia rokowań międzynarodowych i wprowadzeniu sił rozjemczych. Europejski korpus szybkiego reagowania, w skład którego wchodzą jednostki z Rumunii, będzie jak znalazł.
Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka