Marek Budzisz Marek Budzisz
1127
BLOG

Rosjanie mają nową broń - chcą kontrolować strumień emigrantów napływających do

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Dalia Grybauskaite, litewska Prezydent, udzieliła wywiadu amerykańskiemu czasopismu Foreign Policy. Rozmowa zapewne pozostanie w Polsce niezauważona, podobnie jak większość wydarzeń związanych z naszym północno - wschodnim sąsiadem. No chyba, że coś dotyczyć będzie polskiej mniejszości. Ale zostawmy na boku nieistniejącą polską politykę wschodnią i wróćmy do wywiadu.

Powiedziała w nim, że Litwa właściwie znajduje się z Rosją w stanie wojny, biorąc pod uwagę nieustającą agresję propagandową. Mając na myśli Moskwę stwierdziła: „Oni starają się zainwestować w niektórych polityków. Hodują nowe fake stories.” Ale prawdziwa bomba wybuchła później. Pytana o wysłanie przez Putina wojska do Syrii, Prezydent Litwy mówi: „Pozwoliliśmy mu na to, a Libia może być następna. Jeżeli Rosja tam wejdzie, nastąpi jeszcze większy napływ emigrantów do Europy.” Mając na myśli Putina dodaje – „On używa emigrantów, jako instrument destabilizujący jedność Unii Europejskiej. To jest cyniczne i brutalne.”

Podążmy tym tropem. W połowie marca Reuters, powołując się na źródła amerykańskie poinformował, że rosyjskie oddziały specjalne są w Libii. Zaopatrzeni m.in. w drony Rosjanie mieli znajdować się w Sidi Barrant, około 100 km od granicy libijsko – egipskiej. Ich zadaniem miało być wspieranie sił, dowodzącego libijską armią generała (w Rosji nazywanego marszałkiem) Khalifa Haftara, który na początku miesiąca doznał kilku dotkliwych porażek w starciu z tzw. Libijskimi Siłami Obrony. W skomplikowanym układzie sił w Libii, który z grubsza sprowadza się do podziału kraju między dwa obozy – jeden związany jest z prezydentem i popieranym przez ONZ i państwa Unii, którego siły kontrolują zachód kraju, oraz drugi wokół z parlamentu, mającego władzę na wschodzie, Haftar stara się odegrać rolę samodzielną, choć chyba bliżej mu do obozu „parlamentarnego”. Ten libijski „mocny człowiek” przez wielu kreowany na następcę Kadafiego i przez wielu uznawany za jedynego polityką mogącego przywrócić porządek w tym kolejnym „upadłym kraju”, cieszy się poparciem Egiptu i oczywiście Rosji. Nie tylko, dlatego, że mówi po rosyjski, kończył tam, jak większość jego oficerów szkoły wojskowe, ale również z tego względu, iż Moskwa jest zdania, że stać się może wspólnym rosyjsko – amerykańskim kandydatem do kierowania Libią. Przez dwadzieścia lat mieszkał, bowiem w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście po zawarciu wielkiego rosyjsko – amerykańskiego dealu, który miałby doprowadzić do uznania rosyjskiej strefy wpływów w Europie, za cenę zaangażowania się Moskwy w antyislamistyczną wojnę. Wojnę, w której Rosja jest, jak na to wygląda, skuteczniejsza niźli Ameryka, a z pewnością Unia Europejska. Choć stosowane przez Moskwę metody mogą nieco razić europejskie gusta. Metody, takie jak choćby rozstrzelanie strzałem w tył głowy, ostatnio w Czeczenii, jeńców pojmanych w trakcie ataku sił islamskich na bazę rosyjskiej gwardii narodowej (po 6 zabitych po obu stronach).

Na razie z wielkiego dealu nici, a dowodzący amerykańskimi siłami zbrojnymi w Afryce, generał Thomas Waldhauser, potwierdził, iż powiązania między Rosją a siłami generała Haftara nie budzą wątpliwości. Sam Haftar w ubiegłym roku dwukrotnie przyjeżdżał do Moskwy, a po listopadowym spotkaniu z ministrem Ławrowem i ministrem Szojgu (armia) oświadczył, iż relacje z Rosją „są kluczowe”. Libijski dowódca był też goszczony w styczniu na pokładzie rosyjskiego lotniskowca Kuzniecow.

Obecność rosyjskich wojskowych w Libii potwierdziły też nieoficjalnie źródła w egipskiej armii. Oficjalnie wszyscy zaprzeczyli – armia Libijska, Egipcjanie, dowodząc przy tym, że obecność zagranicznych wojskowych byłaby ujmą dla honoru kraju, oraz oczywiście Rosjanie. Agencja RIA Novosti przytoczyła słowa rosyjskiego wiceministra spraw zagranicznych Bogdanowa, który proszony o komentarz do rewelacji Reutersa, odpowiedział krótko – „to nieprawda”. Rosjanom wyszło to nie najlepiej, bo ta sama Agencja Novosti, kilka dni wcześniej opublikowała wypowiedź odwiedzającego Moskwę, speakera libijskiego parlamentu, który powiedział „poprosiliśmy rosyjskie władze o pomoc w szkoleniu żołnierzy naszych sił zbrojnych, remont przez rosyjskich specjalistów naszego sprzętu, dlatego, że większość naszych oficerów szkoliła się w Rosji, wielu mówi po rosyjsku i wie jak obsługiwać rosyjski sprzęt. Obiecali nam pomóc w walce z terroryzmem.” Trwa teraz dyskusja czy w Libii są regularne rosyjskie oddziały specnazu, czy też Moskwa wysłała tam jedną z „prywatnych” armii, jak choćby grupę Wagnera, o której pisałem kilka dni temu. O politycznym poparciu Moskwy dla libijskich sił skonfliktowanych z prezydentem tego kraju nie może być wątpliwości, skoro jeszcze w grudniu, inny rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Gatiłow, stwierdził dla agencji Bloomberg, że Haftar, powinien brać udział w rządzeniu krajem. Skrytykował przy tym politykę uznawanego przez Zachód prezydenta, oraz specjalnego wysłannika ONZ w tym kraju Martina Koblera.

Rosjanie wykorzystując dawne wpływy w Libii chcą odbudować swą pozycję na północy Afryki. W tle tych starań są nie tylko relacje z Egiptem i Algierią, największymi partnerami handlowymi Rosji w tym regionie świata (zakupy broni i zboża), również chodzi nie tylko o libijską ropę naftową kontrolowaną przez siły generała Haftara, ani też wyłącznie o wielki amerykańsko – rosyjski reset za cenę stworzenia wspólnego frontu walki z terroryzmem. Umacniając się w Libii Rosja zdobywa nową najsilniejszą broń nacisku na Unię Europejską – kontrolować może strumienie afrykańskich emigrantów.

Włoski minister spraw zagranicznych Marco Minniti poinformował niedawno, że w ciągu dwóch i pół pierwszych miesięcy tego roku liczba emigrantów, jaka dotarła do jego kraju, oczywiście z Libii, o 40 % przekroczyła analogiczny wskaźnik roku ubiegłego. Który, pamiętajmy, był rokiem rekordowym – zanotowano wówczas 180 tys. emigrantów. Pomocnik Koblera, Włoch Paolo Serra, jest zdania, iż w tym roku do Włoch może przybyć z Libii nawet milion uchodźców. A problem będzie tylko narastał. W samym Egipcie jest ich ponoć 5 milionów gotowych do dalszej drogi, ilu w Libii nie wiadomo. A przyszłość wygląda jeszcze gorzej – według obliczeń Francuzów, w samej tylko frankofońskiej (a zatem mówiącej po francusku) Afryce subsaharyjskiej za 50 lat będzie ok. miliarda ludzi. Ilu z nich może zdecydować się na wyjazd do kulturowo bliskiej i bogatej Europy? Nie potrzeba tu nawet wojny. Jednym słowem ten, kto kontroluje Libię, kontroluje też strumień uchodźców. I może grać tą bronią, podobnie jak Turcja. Rosja to zauważyła i wyciągnęła wnioski.

Już sam strach europejskiego establishmentu, głównie włoskiego, przed taką ewentualnością wpływa na rewizję stosunku do Rosji, i Moskwa zaczyna to wykorzystywać. Na początku roku włoski minister spraw zagranicznych zaskoczył wszystkich mówiąc, że między Włochami a Rosją „zawsze były dobre stosunki, a teraz niezwykle potrzebna jest Libia, w której panuje pokój. Jesteśmy szczęśliwi, że Rosja pomaga nam osiągnąć ten cel.” Brytyjski Telegraph powołuje się na nieoficjalną wypowiedź przedstawiciela włoskiego rządu, iż będzie on starał się skłonić sojuszników do zajęcia „bardziej pragmatycznej postawy” w kwestii stosunków z Rosją, rozwiązania problemu libijskiej wojny domowej i napływu emigrantów.

I wreszcie pani Mogherini.

Czeski think tank European Values, który prowadzi specjalny program monitorowania rosyjskiej agresji propagandowej wobec Europy, zainicjował w ubiegłym tygodniu list otwarty do szefowej europejskiej dyplomacji, który podpisało już kilkudziesięciu polityków i ekspertów (z Polski m.in. panowie Dębski – PISM, Eberhard OSW, z eurodeputowanych jedynie p. Saryusz – Wolski, mimo że mamy ich kilku w komisji spraw zagranicznych parlamentu europejskiego). Padają tam pod jej adresem bardzo mocne oskarżenia. W obliczu bezprecedensowego ataku propagandowego służb Putina, obliczonego na szerzenie dezinformacji, inicjowanie podziałów w państwach Unii, wpływaniu na wyniki wyborów, dezorientacji przywódców i wreszcie rozbicie jedności Unii, jej minister spraw zagranicznych „przez ostatnie dwa lata robiła wszystko, co mogła, aby uniknąć wskazania Rosji, jako źródła wrogiej dezinformacji”, a także „systematycznie lekceważy zagrożenie dostrzegane przez wiele państw członków Unii Europejskiej, które ma reprezentować.” Jedyna struktura powołana przez Unię, której celem ma być śledzenie i przeciwdziałanie rosyjskiej agresji propagandowej – 11 osobowa EEAS East STRATCOM, jest „absurdalnie niedofinansowana” w wyniku decyzji jej kierownictwa na czele, którego stoi p. Mogherini.

Mamy, zatem kształt przyszłego porozumienia. Rosja wstrzymuje emigrantów w Libii, Włosi się cieszą, Unia zdejmuje sankcje. A kto za to płaci, gdzie jedność i wartości europejskie? Tam gdzie zawsze, w przemówieniach i deklaracjach.

 

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka