W Rosji ciekawa sytuacja. Otóż chińska ambasada wystosowała oficjalny list, który skierowała do władz Moskwy, aby te zaprzestały dyskryminacyjnych praktyk związanych ochroną przed koronawirusem, którym, zdaniem dyplomatów, podlegają wyłącznie obywatele Chin. Chodzi m.in. o to o czym informowała już prasa, że kierowcy miejskiej komunikacji dostali polecenie, aby wypatrywać w tłumie pasażerów tych o azjatyckich rysach twarzy i zgłaszać ich obecność, tak aby mogli zostać poddani profilaktycznym badaniom. Rodzi to zresztą dość komiczne, ale ci którzy podlegają tym praktykom nie są rozbawieni, sytuacja. Ludzie „chińskich” rysach twarzy są najzwyczajniej „wyłapywani” na ulicach. W ten sposób poddano przymusowej kwarantannie wycieczkę z Tajwanu, mimo, że z oczywistych względów, ci akurat turyści nie mogli mieć do czynienia z tym co dzieje się w kontynentalnych Chinach. Ambasada Pekinu w Moskwie jest zdania, że można w Rosji obserwować początki antychińskiej histerii, czemu władze nie przeciwdziałają, a powinny. Ale problem jest poważniejszy. Dla obserwatorów to co się dzieje w Rosji w związku z epidemią koronawirusa jest dobrą sposobnością aby zweryfikować jak w rzeczywistości wygląda chińsko – rosyjskie partnerstwo strategiczne. A nie wygląda chyba najlepiej, bo w mediach skarżą się rosyjscy dziennikarze i epidemiolodzy, którzy pojechali do Wuhan z oficjalną delegacją, aby zapoznać się z jednej strony z sytuacją a z drugiej, i to o wiele ważniejsze, zwłaszcza w kontekście ochrony Federacji Rosyjskiej przed epidemią ze stanem prac chińskich naukowców nad wirusem. Mówią oni, że nie potraktowano ich w Chinach poważnie, nie udostępniono żadnych wyników badań, nawet nie dopuszczono w okolice laboratoriów, nie mówiąc już o zaproszeniu do środka. Władze poprzestały na zorganizowaniu kilku spotkań w trakcie których padały okrągłe frazesy o przyjaźni, ale nic więcej. A dwutygodniową kwarantannę po powrocie do Rosji tak czy siak trzeba było odbyć. Chińczycy mają zresztą za złe Rosji i to, że we wczesnej fazie epidemii zawiesiła loty a potem całkowicie zamknęła granice.
Zazwyczaj nieźle poinformowane kanały polityczne przekazujące informacje na platformie Telegram pełne są newsów mówiących o osłabieniu „partii chińskiej” w rosyjskim obozie władzy w efekcie rozpoczętych przez Putina zmian konstytucyjnych i politycznych. Obecna polityka, odbierana w Pekinie jako antychińska i dyskryminacyjna, miałaby być skutkiem tego osłabienia, które z kolei było efektem rozczarowania, jakie zapanowało na Kremlu, kiedy zaczęto tam oceniać efekty polityki polegającej na „stawianiu na Chiny”. Główne przyczyny „osłabienia partii chińskiej” w Rosji są dwie. To po pierwsze odmowa Pekinu przejścia na rozliczenia wymiany handlowej w narodowych walutach, czyli całkowite odejście od dolara z drugiej zaś słabe zaawansowanie szeregu ogłaszanych z wielkim zadęciem projektów, które pozostają, w obliczu warunków stawianych przez Pekin wyłącznie na papierze. Dobrym przykładem jest tu budowa linii kolejowej wielkich prędkości Kazań – Moskwa, z której powstaniem wiązano wielkie nadzieje na przechwycenie części ruchu towarowego w ramach tzw. lądowego Jedwabnego Szlaku. Otóż ponoć Chińczycy zażądali, aby udział rosyjskich inżynierów i szerzej, rosyjskiej myśli technicznej, ograniczył się do usypania nasypu na którym położone miałyby być tory, a całą resztę zrobią firmy z Chin. Mało tego, podobno Pekin zaproponował, że jego przedstawiciele wejdą do zarządu firmy mającej być operatorem tego szlaku komunikacyjnego. Dla Rosji, która jak wiadomo „wstaje z kolan” tego było już stanowczo zbyt wiele i dlatego projekt buksuje, terminy są przekładane a linia nie jest budowana. Niepewna sytuacja w Wenezueli, osłabienie w wyniku amerykańskich sankcji Rosnieftu i Igora Sieczina, jednego z liderów rosyjskiej „partii chińskiej” też sprzyja przechwyceniu inicjatywy w rosyjskim obozie władzy przez zwolenników polityki zbliżenia z Zachodem.
Epidemia koronawirusa ma też w Rosji istotne implikacje gospodarcze i polityczne. Jeśli idzie kwestie polityczne, to wręcz stanowi zagrożenie dla realizowanego właśnie scenariusza transmisji władzy, a raczej należałoby powiedzieć, przyspieszonej, ba!, ekspresowej reformy konstytucyjnej. Na wczorajszym posiedzeniu komisji przygotowującej zmiany w rosyjskiej ustawie zasadniczej, w którym uczestniczył Putin (ale nie było sportsmenki Isinbajewej, która w czasie ostatniego posiedzenia z rozbrajająca szczerością powiedziała, że jeszcze nie czytała rosyjskiej konstytucji, tej „interesującej” jak się wyraziła, księgi, ale niedługo to nadrobi) zapadły obok szeregu mniej istotnych dwie ważne decyzje. Po pierwsze referendum konstytucyjne w Rosji odbędzie się 22 kwietnia, po zakończeniu prawosławnych świat Wielkiejnocy a przed rozpoczęciem muzułmańskiego Ramadanu. Druga decyzja, o której Putin obwieścił komisji sprowadza się do tego, że chce on aby nowe, zmienione pełnomocnictwa najważniejsze organy władzy w Rosji miały już w dzień po referendum, a nie stopniowo, jak zakładał współprzewodniczący komisji konstytucyjnej senator Kliszas. Dlaczego jest, a przynajmniej może być istotne? Jednym z powodów jest uprawnienie, które nabywa Duma, do zatwierdzania kandydatury premiera. Wykorzystanie tego prawa, o czym się w Rosji od pewnego czasu spekuluje może być wstępem do dymisji gabinetu, albo rozwiązania Dumy i przedterminowych wyborów. O takiej możliwości mówi się w Rosji otwarcie, zwłaszcza w obliczu przyspieszenia tamtejszego życia politycznego. Zastępca szefa administracji Kremla Sergiej Kirijenko, odpowiadający za politykę wewnętrzną ogłosił właśnie rozpoczęcie konkursu Liderzy Rosji, którego celem ma być wyłonienie grupy 70 – 80, młodych i obiecujących ludzi. Ten konkurs interpretowany jest jako budowanie „rezerwy kadrowej” na wypadek przyspieszonych wyborów o czym świadczyć może zarówno to, że jego finał zaplanowano na maj, jak i, a może przede wszystkim fakt, że rekrutacja uczestników przebiegać będzie według klucza terytorialnego, jak znalazł na wybory. Zresztą i inne wydarzenia z życia partyjno – politycznego Rosji wskazują na przygotowania do przyspieszenia. Z jednej strony z partii Jabłoko, Jawlińskiego wykluczono grupę działaczy związanych z Maksymem Kacem, który jest nie tylko młodym, ale i radykalnie antysystemowym politykiem. Ten ruch Jawlińskiego odczytywany jest jako element porozumienia z Kremlem. Jabłoko ma wejść do szeroko rozumianego obozu władzy w zamian za kilka miejsc w Dumie i stanowisko jednego gubernatora. W innych obszarach też trwają zaawansowane prace mające na celu ożywienie formacji nie będących trzonem obozu władzy, takich jak Partia Wzrostu, której szeregi zasilił popularny rockmen Sergiej Sznurow. Z kolei formacja Sprawiedliwa Rosja ma się ponoć połączyć z partią obozu władzy Jedna Rosja, co ma być elementem liftingu wizerunku tej ostatniej i przydania mu bardziej socjalnego charakteru. W stronę dodania zapisów socjalnych zmierza zresztą cała reforma konstytucyjna. W Moskwie plotkuje się też, że jednym z elementów przyspieszenia politycznego ma być zniesienie, przy okazji zapowiedzianego przez Putina w Jerozolimie szczytu mocarstw, europejskich sankcji i kontrsankcji. To ma nastąpić po kolejnym wielkim sukcesie, jakim mają być obchody 9 maja. Mielibyśmy zatem następującą sekwencję wydarzeń politycznych – koniec kwietnia referendum konstytucyjne, którego zapisy jak ujawniono w cząstkowych badaniach (w kwestiach socjalnych i obyczajowych) popiera ponad 90 % obywateli Federacji Rosyjskiej, potem wielki międzynarodowy sukces – Dzień Zwycięstwa i następnie nie mniejszy, jakim ma być konferencja mocarstw. Ku czemu to wszystko zmierza, zwłaszcza w obliczu ostatnich sondaży Centrum Lewady, które raportuje, że zdecydowana większość Rosjan chce silnego lidera? Trwają spekulacje, o których ostatnio otwarcie mówił zarówno szef radiostacji Echo Moskwy Wieniediktow jak i zdymisjonowany, ale nadal wpływowy, doradca Putina, Surkow. Ten ostatni powiedział, że logicznym w nowych warunkach i zapewne w obliczu poparcia narodu „wyzerowanie” licznika kadencji Putina i dopuszczenie sytuacji aby mógł on sprawować funkcje prezydenta przez dwie kolejne.
Temu politycznemu planowi zagraża oczywiście epidemia koronawirusa. Z powodów oczywistych. Jeśliby miała się rozprzestrzenić w Rosji, to w jaki sposób organizować masowe imprezy związane zarówno z przygotowaniem do referendum, z głosowaniem a później z uroczystościami rocznicowymi na zakończenie Wojny Ojczyźnianej? Władze już powoli przygotowują się na taką ewentualność, bo Ella Pamfiłowa, szefowa komisji wyborczej oświadczyła, że progu frekwencji dla ważności głosowania referendalnego nie będzie, ale czym innym są kruczki formalne a czym innym polityczny sukces, jaki władze chcą uzyskać w wyniku masowego głosowania na tak. Co więcej, wdrażanie kwarantanny grozi niemal pewnym wybuchem niepokojów lokalnych. Tak było w przypadku Tiumenia, gdzie mieszkańcy nie chcieli się zgodzić aby Ci którzy przylecieli z Chin tam właśnie znajdowali się na obserwacji. W Petersburgu natomiast dwie panie, po prostu uciekły ze szpitalnej kwarantanny, bo twierdziły, że nawet przebycie choroby po zarażeniu wirusem jest perspektywą ciekawszą niźli to co je może spotkać w rosyjskiej służbie zdrowia. Władze musiały uciec się do skierowania sprawy do sądu aby ten wysłał obydwie uciekinierki na przymusowe leczenie. To generalnie pokazuje raczej niewielkie zaufanie Rosjan do poziomu rosyjskich usług publicznych.
To co się dzieje na sąsiedniej Ukrainie, dokąd masowo wracają pracujący we Włoszech (mówi się o 500 tys. Ukraińców zatrudnionych nielegalnie głównie w północnych prowincjach Italii) jest w Rosji bacznie obserwowane i już wywołuje wielkie emocje. Od razu trzeba powiedzieć, że dwojakiego rodzaju. Protesty na Ukrainie w miejscowości Nowi Sanżary, gdzie ludzie zablokowali drogi nie chcąc dopuścić do umieszczenia w kwarantannie przybyłych z Wuhan wywołały w Rosji z jednej strony niepokój, że pandemia się zbliża, ale z drugiej niesłychanie agresywną reakcję polityków i polit-technologów. W przywoływanym już przeze mnie wywiadzie Surkow powiedział, że jego zdaniem nie ma żadnego narodu Ukraińskiego, „jest barszcz, Bandera i bandura” ale państwa nie ma, tylko chaos. Sergiej Markow, ten sam, który wzywał do dialogu z Polską powiedział zaś w wywiadzie, że w gruncie rzeczy Ukrainę zamieszkują Rosjanie i zawsze tak było, a jedynie narzucona narodowi rosyjskiemu zamieszkującemu Ukrainę (90 % ludności jak powiedział) prozachodnia grupa zainstalowana przez wrogie Rosji siły, chce zmienić geopolityczna orientację kraju. Ale, jak dodał, obywatele Ukrainy dobrze wiedzą, że ich państwo może kwitnąć w związku z Rosją, a dla Zachodu będzie tylko obszarem peryferyjnym, poddanym eksploatacji. To zaostrzenie retoryki, ale również walki które miały niedawno miejsce na linii rozgraniczenia związane jest z dwoma zjawiskami. Po pierwsze z próba podjętą przez rosyjskich „jastrzębi” (Patruszew, Szojgu, Sieczin, Surkov) przejęcia inicjatywy jeśli idzie o relacje z zachodnimi sąsiadami. Druga okoliczność związana jest, jak spekuluje się w kanałach na platformie Telegram, ponoć z próbą zablokowania przez Rosję, w porozumieniu z Paryżem i Berlinem podjętej już w Waszyngtonie decyzji o budowie baz wojskowych na wschodzie Ukrainy. To dlatego ukraiński minister obrony Andrij Zachorodniuk w wywiadzie dla Deutsche Welle powiedział „idziemy do NATO i kropka” a inni politycy w Kijowie mówili o planie uzyskania statusu specjalnego partnera Paktu Północnoatlantyckiego i wprost zapowiadali budowę baz w zgodzie „ze standardami NATO”. Zaostrzenie sytuacji na linii rozgraniczenia miało być jasnym sygnałem, że wyłącznie tzw. Format Miński może gwarantować poprawę sytuacji. Wracając jednak do kwestii koronawirusa na Ukrainie można sobie wyobrazić sytuacje kiedy Rosja odgradza się od niej czymś w rodzaju kordonu sanitarnego, zwłaszcza, że w Kijowie słychać głosy o koncentracji wojsk rosyjskich w okolicach Rostowa nad Donem.
Ostatnim i chyba największym problemem związanym z chińska epidemią jest jej wpływ na światowa koniunkturę gospodarczą i perspektywy gospodarki rosyjskiej. Jeszcze przed uruchomieniem w Rosji procesu transmisji władzy i przebudowy w związku z tym ustroju państwa, a także przed związaną z tym zmianą rządu wiadomo było, że gospodarka zwalnia. Instytucje zachodnie takie jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy OECD szacowały, że w roku ubiegłym rosyjskie PKB zwiększyło się o 1,0 – 1,1 %, nieco bardziej optymistycznie nastrojony był rosyjski odpowiednik GUS, zdaniem którego ubiegłoroczny wzrost wyniósł 1,3 %. Ale to i tak było sporo mniej niż w latach poprzednich, kiedy wydawało się, że Rosja ma już za sobą najgorsze czasy i rozwój przyspiesza, z 1,8 % w 2017 do 2,5 % w 2018 roku. Już teraz wiadomo, że postawione na początku ostatniej kadencji przez Władimira Putina zadanie, „aby do połowy następnego dziesięciolecia powiększyć rosyjskie PKB przypadające na głowę o 1,5 razy” nie zostanie zrealizowane. Ono od początku, argumentują rosyjscy eksperci tacy jak Sergiej Blinow, było bardzo ambitne bo zakładało, że wzrost rosyjskiej gospodarki w ciągu 6 lat wynosił będzie średnio w każdym roku 6,6 %, ale teraz, biorąc pod uwagę tylko wyniki roku 2017 i 2018 wygląda jak zupełna fantastyka. Nawet nie biorąc pod uwagę wyników 2019 roku, bo oficjalnych danych jeszcze nie ma, aby zrealizować wyznaczone przez Putina cele rosyjska gospodarka winna rosnąć w tempie 7,7 % w skali każdego roku. A to jest już zupełnie niemożliwe, bo w międzyczasie, zachorowała na chiński koronawirus i nie wiadomo czy w bieżącym roku w ogóle obserwować będzie można jej wzrost. Cena ropy naftowej notuje swe historyczne minima a na dodatek niewykluczone, że będziemy obserwowali upadek porozumienia OPEC +, czyli Rosji i OPEC. Państwa Zatoki Perskiej chcą kolejnej redukcji wydobycia, na co z kolei nie chce zgodzić się Rosja, bo co z tego, że cena będzie wysoka jeśli spadnie wydobycie w sektorze naftowym, a to oznacza zatrzymanie jednego z silników napędzających rosyjski wzrost gospodarczy. Odpowiedzialny za politykę naftową minister Nowak, ale też sektor gazowy, doskonale zdaje sobie sprawę z sytuacji na rynku ropy i gazu. W wyniku ciepłej zimy oraz zapełnienia magazynów przed zawarciem porozumienia tranzytowego z Ukrainą, ceny gazu są na historycznie niskim poziomie a popyt gwałtownie wyhamował. Gazprom zaczął odczuwać dolegliwości związane z nową sytuacją i zaciągnął niedawno największą pożyczkę w swej historii. Innymi słowy chcąc myśleć o wzroście gospodarczym w tym roku Rosja nie może sobie pozwolić na zatrzymanie wydobycia, przede wszystkim ropy, bo z gazem jest całkiem źle. Na dodatek brak dostaw chińskich komponentów już doprowadziło do zatrzymania produkcji w rosyjskich fabrykach samochodowych, które i tak wykorzystywały niecałą połowę mocy produkcyjnych, którymi dysponują bo w ubiegłym roku załamał się prywatny rynek samochodowy w Rosji. Sektor turystyczny też leży. Hutnictwo zaniepokojone jest raportami napływającymi z Chin w świetle których zapasy metali na tamtejszych składach są największe od lat. Rosyjska giełda na początku tygodnia, po tym, jak napłynęły informacje o wybuchu epidemii w Europie odnotowały największy jednorazowy spadek od roku (od momentu nałożenia sankcji amerykańskich na Dieripaskę), rubel się osłabił, popyt na rządowe papiery skarbowe znacznie osłabł. Są w Rosji ekonomiści, tacy jak przywoływany przeze mnie Blinow, który uważają, że w takiej sytuacji Bank Centralny może uciec się do polityki interwencji na rynku walutowym, po to aby wzmocnić rubel. Jego zdaniem to jest główna przyczyna spowolnienia rosyjskiego wzrostu. Z tej prostej przyczyny, że sprzedając dolary i euro Bank Rosji ściąga z rynku ruble, a z drugiej strony z przesadnej jego zdaniem obawy przed rozpędzeniem inflacji, nie drukuje wystarczającej ilości rodzimej waluty. Per saldo zmniejsza się w efekcie takich interwencji masa pieniądza cyrkulująca na rynku, co dodatkowo hamuje rosyjski wzrost. W jego opinii, nawet nie biorąc pod uwagę załamania się światowego rynku surowców w tym roku rosyjska gospodarka ma szansę urosnąć co najwyżej o 1 %. Jeśli światowa gospodarka znacząco zwolni, to niewykluczone, że czeka ją recesja. W takich realiach reformowanie ustroju nie jest łatwym zadaniem. A jak zadbać o to aby Rosjanie z entuzjazmem poparli Putina i obóz władzy?
Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka