Wojciech Wierzejski Wojciech Wierzejski
5464
BLOG

10 powodów, dlaczego w szkole nie powinno być edukacji seksualne

Wojciech Wierzejski Wojciech Wierzejski Polityka Obserwuj notkę 35

Rozróżniam: „edukację seksualną”, czyli narzucaną przez szkołę wiedzę o seksie, od „wychowania seksualnego”, czyli integralnego wychowania w rodzinie.

 

1. Szkoła nie jest od uczenia wszystkiego. Szkoła ma nauczyć języka ojczystego, matematyki z informatyką, jednego przynajmniej języka obcego, historii, przyrody żywej i przyrody martwej i może jeszcze jakichś dodatkowych przedmiotów. Szkoła nie musi uczyć np. gotowania, majsterkowania, hodowli zwierząt, uprawy roślin, psychologii, czy baletu. (Mówimy tu o szkole ogólnej, nie zawodowej.). Nie jest też od uczenia o seksualności (poza wiedzą o funkcjonowaniu ciała ludzkiego przekazywaną na lekcjach biologii).

 

2. Szkoła ma w pierwszej kolejności uczyć, czyli przekazywać wiedzę, oraz wychowywać – ale w duchu i w wartościach przyjętych w rodzinie. Nie – przeciw rodzinie (czyli w wartościach innych niż uznawane przez matkę i ojca). Wychowywanie w duchu i wartościach innych niż w rodzinie jest niedopuszczalne i łamie podstawowe prawa obywatelskie. Tymczasem edukacja seksualna lansowana przez środowiska lewicowe ma założenia przeciw-wartościowe:

a)      Przedstawia środki antykoncepcyjne jako neutralne etycznie; gdy tymczasem znaczna część rodzin uznaje je za niedopuszczalne moralnie (i w istocie są niegodziwe moralnie);

b)      Przedstawia środki antykoncepcyjne jako bezwzględnie skuteczne w ochronie przed chorobami przenoszonymi drogą płciową; gdy tymczasem są one jedynie względnie chroniące (wartości statystycznie określone w skali procentowej);

c)      Przedstawia środki antykoncepcyjne jako równorzędne etycznie naturalnym metodom planowania rodziny (NPR), jako równie neutralne etycznie, ale z kolei bardziej skuteczne, niż NPR. Przy tym przedstawia NPR jako niezwykle trudne, wręcz heroiczne. Stawia zatem pozorną alternatywę: przy dwóch systemach równych etycznie (antykoncepcja i NPR) - jedne metody są skuteczniejsze i łatwiejsze, drugie wątpliwe i heroicznie trudne. Tymczasem NPR są jedynymi metodami moralnie godziwymi, a przy odpowiedzialnym stosowaniu bardziej skutecznymi, i choć wymagające samodyscypliny (jak każda rzecz ważna i cenna w życiu), odpowiadają godności człowieczeństwa.

d)      Przedstawia seks na podobieństwo sportu (nawet w sformułowaniach lansowanych: „uprawiać”, „zaliczać”, „zdobywać” itd.), czyli czegoś etycznie neutralnego, a nawet pożytecznego, zamiast ukazywać go jako integralny składnik miłości wyłącznej, wiernej i dozgonnej (czyli małżeńskiej) - poza małżeństwem nie wytłumaczalny i niemoralny.

e)      Przedstawia seks jako coś koniecznego w życiu, bez którego normalny człowiek obejść się nie może, a wstrzemięźliwość i samodyscyplinę jako chore wymysły opresyjnej moralności. Tymczasem seks nie jest ani konieczny w życiu jednostkowym (aby przetrwał gatunek ludzki konieczna jest prokreacja w ramach gatunku, nie zaś logicznie konieczna wszystkich jednostek), zaś wstrzemięźliwość to samowychowanie do życia bardziej wartościowego, pełniejszego (o szerszych aspiracjach, ambicjach), bardziej ludzkiego.

 

3. Edukacja seksualna powinna się odbywać w rodzinie i poprzez rodzinę, a towarzyszyć jej musi przekazywanie jednoczesne systemu wartości. Ten system wartości, czyli zespół norm, jak odnosić się do drugiego człowieka (drugiej płci), co jest ważniejsze w życiu, czemu życie ma służyć, na czym polega ofiarność, miłość prawdziwa (wierna i wyłączna) itd. – jest to nawet ważniejsze od samych informacji „fizjologicznych, czy „biologicznych”. Szkoła nie ma prawa zastępować w tym rodziny, bo wówczas fałszuje obraz ludzkiej seksualności, wyłączając ją z kontekstu miłości i sprowadzając na poziom fizjologii. A przecież nie fizjologia jest w seksie najważniejsza, lecz miłość. To że rodzice w większości dzisiaj te obowiązki wychowania seksualnego zaniedbują, nie oznacza, że ktoś ma ich w tym zastąpić. Oznacza tylko tyle, że mają obowiązek je na poważnie podjąć. A nie zrzucać na kogoś innego.

 

4. Szkole brak typowej dla rodziny wrażliwości i emocjonalnej więzi oraz zaufania w relacji rodzic-dziecko. Sprawy seksualne wymagają ogromnego zaufania, delikatności oraz znajomości dziecka, jakiej nauczyciel nigdy nie osiągnie w takim stopniu jak matka czy ojciec. Nauczyciel nie znając dobrze wrażliwości dziecka, może łatwo zranić delikatną sferę niewinności, obciążyć wiedzą, która w konkretnym okresie życia dziecka może być ponad jego siły moralne i psychiczne. Oddając nieznanym ludziom nasze dzieci wcale nie mamy pewności, czy zamiast wychowania, nie zostaną one okaleczone psychicznie i nieodwracalnie zdemoralizowane. (Szeroko w mediach opisywane były przypadki uczenia w przedszkolach (!) w Wielkiej Brytanii o równości orientacji seksualnych, oraz uczenia 10-latków w Anglii jak zakładać prezerwatywy!).

 

5. W wychowaniu (w przeciwieństwie do samego uczenia) najważniejszy jest nie fachowiec w danej dziedzinie, lecz autorytet osobisty wychowawcy. Tymczasem skąd możemy mieć pewność, że pan (czy pani) „od seksu” jest autorytetem w życiu rodzinnym, osobistym, wzorem w małżeństwie i w rodzicielstwie. Że ma normalną rodzinę, że ma własne dzieci, które są dobrze wychowane, że kieruje się tym samym co my systemem wartości itd. Czy rodzice, którzy dziś „nie mają czasu” i z lenistwa zaniedbują jeden z najważniejszych swoich obowiązków – wychowanie seksualne dzieci – będą mieli czas, by dokładnie poznać, zaprzyjaźnić się i systematycznie rozmawiać z panem (panią) „od seksu”?

 

6. Więcej. Skąd mamy pewność, że pan (pani) „od seksu” to nie osoba mocno doświadczona przez życie, głęboko poraniona duchowo, samotna, z kompleksami, a – nie daj Boże – ze skłonnościami pedofilskimi. Wszak tacy ludzie z natury garną się do pracy z dziećmi. I o ile tego typu człowiek uczący przedmiotów takich jak matematyka jest stosunkowo mniej groźny, bo ma mniejsze pole do popisu, tak w edukacji seksualnej może spowodować niepowetowane straty, a nawet dotkliwie skrzywdzić dzieci. Dziwi ta niefrasobliwość naiwnych i nieodpowiedzialnych rodziców, którzy myślą, że anonimowy człowiek za nich i w ich imieniu bezpiecznie wykona najbardziej odpowiedzialny obowiązek rodzicielski, przy tym nie powodując skutków ubocznych w psychice dziecka.

 

7. Mitem jest skuteczność edukacji seksualnej w dziedzinie zapobiegania „niechcianym” ciążom, czy zmniejszenia liczby aborcji w krajach, które taką edukację wprowadziły. Jest dokładnie odwrotnie. Zbyt wczesne zainteresowanie dzieci seksem, przedstawianie go jako czegoś neutralnego (jak sport), koniecznego w życiu, przyjemnego i powszechnego wśród ich rówieśników (edukacja seksualne operuje głównie na statystykach, fałszywie je interpretując) – prowadzi do coraz wcześniejszej inicjacji seksualnej, a tym samym do zwiększonej aktywności seksualnej od najmłodszych lat. Statystyka jest tu nieubłagalna. Na sto przypadkowych prób podjęcia aktywności płciowej, statystycznie 3-10 muszą kończyć się ciążą - przy stosowaniu środków antykoncepcyjnych. I wówczas pojawia się problem „niechcianej” ciąży ze zdwojoną siłą. I jedynym wyjściem w takiej sytuacji, w duchu tej „edukacji”, jest aborcja. Antykoncepcja i aborcja (paradoksalnie!) wzajemnie się uzupełniają i warunkują: „są jak dwie strony tego samego medalu”.

 

8. Pamiętajmy o celach potężnego seks-przemysłu. Zyski ze sprzedaży środków antykoncepcyjnych (idące w miliardy!), materiałów pornograficznych (to jeden z najpotężniejszych biznesów na świecie!), zyski z masowych zabiegów aborcyjnych (na zachodzie Europy zabiegów takich dokonuje się po kilkanaście milionów rocznie!) – to główny motor napędzający wszechpotężne kampanie propagandowe na rzecz wczesnej inicjacji seksualnej wśród młodzieży, używania środków antykoncepcyjnych itd. Tu idzie gra o miliardy dolarów rocznie. Stąd napór lobby jest tak powszechny, brutalny, wszechstronny i różnopłaszczyznowy. Idą kampanie we wszystkich mediach po kolei (dziennikarze opłacani za artykuły sponsorowane), idą ulotki, plakaty, bilbordy, idą zamówienia na statystyki i zamówienia na ich jednomyślne interpretowanie, idzie nacisk na urzędy edukacyjne, na ministerstwo edukacji i kuratoria, idzie fala „uświadamiająca” przez poszczególne szkoły, idzie kampania internetowa, promowani są „fachowcy” i „eksperci”, nawet utytułowani naukowo, którzy dają ideologiczne uzasadnienia i pochwały takim kampaniom… Naprzeciw tego potężnego frontu staje rodzina, osamotniona, bezsilna, a wręcz zaszczuta ze wszech stron, do tego zaniedbująca swe podstawowe obowiązki wychowawcze. Skuteczność zatem tych kampanii jest niemal z góry przesądzona…

 

9. Kampania seks-przemysłu, stojąca finansowo za edukacją seksualną, organizowaną ze środków publicznych przez państwo, jest wspierana ideologicznie przez „potężny, choć cichy sojusz polityczny libertyństwa z etatyzmem, zmierzający do zniszczenia rodziny i ulepszenia społeczeństwa na nowo według swoich fantazji i interesów”. Lewica od ponad dwóch wieków (wcześniej rewolucyjna, dziś – po przejęciu władzy – etatystyczna) głosi utopijne wizje nowego człowieka. I stara się je metodami administracyjno-urzędniczymi wcielić w życie. Wizje te opierają się na ideach: utylitaryzmu (wartościowe tylko to, co użyteczne), hedonizmu (najważniejsza w życiu jest przyjemność), materializmu (istnieje tylko świat przyrody, duch to fikcja), indywidualizmu (dobro jednostki, czyli moje, moim zdaniem jest dla mnie najwyższą normą moralną), liberalizmu (wolność jednostki w dążeniu do przyjemności nie jest niczym skrępowana) i panseksualizmu (najwyżej pośród dostępnych przyjemności stoi seks i wszystkie dziedziny życia można nim wyjaśnić). Nie muszę dodawać, ze wizje te są fałszywe, uderzające w ład moralny, podważające życie rodzinne i prostą droga prowadzące do nieszczęścia.

 

10. Najprostszy argument: zaufaj dobrej, wartościowej lekturze, mądrości wieków, zdrowej, sprawdzone nauce, jeśli brak ci jeszcze odwagi w wychowywaniu seksualnym własnych dzieci (choć tego nie unikniesz!). Nie ufaj zaś obcym ludziom i stojącym za nimi sponsorom. Rady tej nigdy nie pożałujesz. Unikniesz natomiast krzywdy własnego dziecka.

Doktor nauk społecznych (ISP PAN), etyk, filozof polityki. Absolwent Wydziału Filozofii i Socjologii UW. Studiował też prawo na UAM w Poznaniu i zarządzanie na SGH w Warszawie. Ukończył studia z rolnictwa na SGGW i studia z nauk o polityce w Collegium Civitas/ISP PAN. W latach 1999-2000 Prezes Młodzieży Wszechpolskiej. 2002 - 2004 Radny Sejmiku Mazowieckiego i Wicemarszałek Województwa Mazowieckiego. 2004 – 2005 poseł do Parlamentu Europejskiego; 2005 - 2007 poseł na Sejm RP. Autor książek: "Zamach na cywilizację", "Naród, Młodzież, Idea", współautor wielu broszur poświęconych krytyce konstytucji UE, ideologii narodowej, zagadnieniom obrony życia i rodziny. Żonaty, dwoje dzieci. Pisuje też na: wierzejski.bog.onet.pl; i na Fronda.pl: http://www.fronda.pl/blogi/wierzejski,2279.html

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (35)

Inne tematy w dziale Polityka