Dzisiaj jest rocznica bitwy pod Lexington oraz początku amerykańskiej wojny o niepodległość. Przypomnijmy:
W koloniach narastało wrzenie. Aby zapanować nad sytuacją Brytyjczycy postanowili kolonistów rozbroić. Z Bostonu wyruszył oddział wojska z zadaniem przeszukania farm oraz domów i skonfiskowania muszkietów.
Pod Lexington Brytyjczycy natknęli się na oddział milicji. Koloniści nie mieli zamiaru oddawać broni a Brytyjczycy mieli rozkazy aby nie strzelać. Doszło do próby nerwów, obie strony stały naprzeciw siebie, koloniści cali w strachu bo było jasne, że przy frontalnym starciu nie mają szans. A Brytyjczycy z jednoznacznymi rozkazami: Nie strzelać! Używać tylko bagnetów i broni białej.
Ktoś, nie wiadomo kto, wystrzelił. Po dziś dzień historycy piszą uczone rozprawy starające się ustalić kto to był - Brytyjczyk, czy kolonista, bez większych rezultatów. Po strzale obu stronom puściły nerwy, Brytyjczycy dali salwę, koloniści uciekli – i tak się rozpoczęła wojna.
Dodajmy, że z brytyjskiej kolumny, która wkroczyła do Lexington, niewielu wróciło do Bostonu. Na odgłos strzałów zaczęli ściągać koloniści i zaczęli żołnierzy ostrzeliwać z ukrycia. Stłoczeni w szyku Brytyjczyków byli łatwym celem a ukrywający się i atakujący z zasadzki koloniści – nie. Bitwa zakończyła się klęską armii brytyjskiej – a potem już nie było odwrotu. Wojna rozkręciła się na całego i trwać miała jeszcze wiele lat.
Tak to wydarzenie pokazane jest na filmie. Reżyser w ciekawy sposób wybrnął z dylematu: „Jak pokazać kto strzelił pierwszy – skoro nie wiadomo kto strzelił pierwszy?”
Inne tematy w dziale Kultura