Latynosi za mało kochają Kamalę Harris. Dzięki nim zwycięży Donald Trump?
zastanawiał się przed wyborami Jędruś Bielecki z Rzepy
Trump nazwał ich gwałcicielami i złodziejami. A jednak co najmniej co trzeci hiszpańskojęzyczny Amerykanin chce głosować na miliardera.
Redaktor Bielecki jest na ogół człowiekiem dość ograniczonym, dlatego pewnych rzeczy nie jest w stanie pojąć. W szczególności nie rozumie, że w swoich analizach politycznych reprezentuje coś, co w USA nazywa się: identity politics.
Jest to przekonanie, że społeczeństwo składa się z grup i członkowie tych grup głosują według swoich grupowych interesów. Czyli: Murzyni mają głosować na Demokratów — bo są Murzynami. Murzyn, który nie głosuje na Demokratów — jest zdrajca (i można go zabić). Kobiety mają głosować na polityków obiecujących legalna i darmową aborcję. Kobieta, która uważa aborcję za zło — musi zostać pozbawiona praw wyborczych i wysłana na reedukację. Kobieta, która chce się poświęcić pracy w domu i wychowaniu dzieci — powinna zostać do pracy zawodowej zmuszona.
A Latynosi? Oczywiście Latynosi powinni głosować na polityków obiecujących otwartą granicę oraz amnestie i pełny socjal dla nielegalnych. Latynos, który głosuje inaczej — jest zdrajcą.
Amerykańscy „demokraci” są w 100% zindoktrynowani przez identity politics do szpiku kości — i nie potrafią sobie wyobrazić, że może być inaczej. Że kobiety mogą zagłosować na polityków obiecujących ograniczenie dostępu do aborcji a Latynosi za deportacją nielegalnych. To są rzeczy, które się „demokratom” po prostu nie mieszczą w ich zakutych łbach.
Dlatego wynik ostatnich wyborów był dla nich totalnym szokiem. Kobiety nie zagłosowały na Panią Materac. Murzyni wcale nie stanęli murem za „demokratami”. Latynosi masowo poparli Trumpa i jego obietnicę zamknięcia granicy i deportacji nielegalnych. Dlaczego?
O każdym przypadku można pisać z osobna, więc ograniczmy się do Latynosów. Pan Bielecki nie rozumie, dlaczego Trump nazywa ich bandytami i gwałcicielami — a oni i tak na niego głosują.
Pan Bielecki jest po prostu za głupi, aby zrozumieć, w czym rzecz: Nielegalna imigracja to jest ogromny problem. Ten problem w niewielkim stopniu dotyka dzielnice białych bogaczy (na ogół lewaków), ale stanowi katastrofę dla dzielnic klasy robotniczej, które są zalewane nachodźcami z Trzeciego Świata. Pan Bielecki oburza się, że Trump nazywa ich gwałcicielami i bandytami — ale mieszkańcy dzielnic robotniczych zalewanych przez imigracje biją mu brawo: Tak, napływ nachodźców doprowadził do gwałtownego bandytyzmu. Ulice dzielnic zamieniają się w wielkie śmietniki. Szkoły nagle z dnia na dzień okazują się być zalane dziećmi z całego świata niemówiącymi po angielsku. Nauka w nich staje się kompletną fikcją. Bogaci rodzice mogą swoje dzieci ze szkoły zabrać i wysłać do szkoły prywatnej. Ale klasy niższe i średnie na to nie stać. Dla nich masowy napływ imigrantów jest katastrofą. Tłumaczenia bogatych białych lewaków jak to masowa imigracja ubogaci ich kulturowo — wywołują tylko wściekłość. Zwłaszcza że ci bogaci biali lewacy bronią się pazurami, aby nachodźców nie wpuszczać do ich dzielnic.
Dziwi to kogoś, że ci ludzie zaczynają głosować na Trumpa, jako na jedynego polityka, który obiecuje, że coś z problemem zrobi?
Historia terenów w Teksasie nad rzeką Rio Grande jest bardzo pouczająca. Tereny pogranicza z Meksykiem były zawsze hiszpańskojęzyczne i od dawna głosowały na „demokratów”. Aż do ostatnich wyborów, kiedy to masowo przestawiły się i zagłosowały na republikanów i Trumpa.
Dlaczego? Wszak Pani Materac sugerowała, że da nielegalnym amnestię. A czy Latynosi nie powinni być za amnestią?
Otóż nie są. Masowa imigracja przez nie chroniona granicę oznaczała dla pogranicznych osad katastrofę. nachodźcy przechodzili przez rzekę, szli potem przez famy jak przez swoje, niszczyli i kradli co wpadło w rękę. Bandytyzm na pograniczu stał się straszny.
Gdy mieszkańcy błagali władze, aby coś z problemem zrobić — wówczas rząd federalny ich ignorował. Rząd stanowy widząc, że Waszyngton nie ma zamiaru kiwnąć palcem — brał sprawy we własne ręce i zaczynał budować na granicy zasieki. Wtedy z Waszyngtonu przyjeżdżali agenci federalni i zasieki przecinali, aby nachodźców wpuścić. Zaczynało dochodzić do sytuacji gdy naprzeciwko siebie stawały uzbrojone: teksaska gwardia narodowa oraz federalna straż graniczna. Jedni granice zamykali, drudzy otwierali. Było tylko kwestią czasu aż zaczną do siebie strzelać — i rozpoczną wojnę domową.
Której wynik byłby nieprzewidywalny, gdyż w Teksasie całkiem otwarcie zaczynano mówić o secesji: Skoro rząd federalny w kwestii ochrony granic jest gorzej niż bezużyteczny — to chrzanić ten rząd federalny, ogłośmy niepodległość i sami zabezpieczymy swoją granicę.
W przypadku zwycięstwa Pni Materac secesja Teksasu i innych stanów republikańskich była kwestią czasu.
Tyle że doszło do wielkiego przemeblowania elektoratów. Co najbardziej właśnie widać d dolinie Rio Grande, gdzie tereny prawie w stu procentach latynoskie przeszły na stronę Trumpa. Bo ten im obiecywał przywrócenie na granicy porządku podczas gdy Pani Materac była gwarantem coraz większego chaosu.
I to są rzeczy, które tłumaczą, dlaczego Trump może Latynosów nazywać bandytami i gwałcicielami — a oni i tak na niego głosują.
A Pan Bielecki tego i tak nie zrozumie.
Inne tematy w dziale Polityka