Witold Gadomski jest przykładem polskiego inteligenckiego liberała gospodarczego. To taki gatunek człowieka — częsty wśród polskich inteligentów — który naczytał się Mirosława Dzielskiego, Miltona Friedmana, Ludwika von Misesa, Fryderyka Hayeka — i który doszedł do wniosku, że to co ci ludzie mówią jest słuszne (bo jest słuszne).
I od tej pory swoje decyzje polityczne podporządkowują temu jak będzie lepiej z punktu widzenia filozofii wolnego rynku i wolności gospodarczej.
Nie ma nic złego w przekonaniu, że Friedman i reszta maja słuszność — bo My, Wielki Wódz, też uważamy, że mają. Tyle że politykę dzieje się w świecie realnym. W świecie realnym trzeba przyjąć do wiadomości, że
Po pierwsze:
Nie ma wolnego rynku. Niby są tam jakieś traktaty mówiące, że w Unii jest wolny rynek — ale trzeba sobie zdawać sprawę, że te traktaty są interpretowane dość swobodnie. Jeżeli polska stocznia bankrutuje to nie wolno jej dotować i stocznia musi upaść. Jeżeli niemiecka stocznia bankrutuje to wolno i trzeba ją dotować i stocznia musi przetrwać, bo taki jest interes Niemiec.
Ani Hayek, ani reszta takiej sytuacji nie przewidzieli. To znaczy: Odpowiedzieliby, że gdy Niemcy będą swój przemysł dotować to w końcu zbankrutują (owszem, w końcu zbankrutują, zobaczymy to) – ale zanim to nastąpi polski przemysł zdąży być zniszczony.
Po drugie:
Polityk, który głosi hasła o wolnym rynku w teorii w praktyce wcale nie musi być za wolnym rynkiem. Nie należy zwracać uwagę na to co politycy mówią — ale na to co robią.
Witold Gadomski siedzi sobie w Gazwybie i robi tam za etatowego gospodarczego liberała. Pisze o zaletach wolnego rynku — nie dostrzegając, że całe środowisko Gazwybu jest do gospodarczego liberalizmu — i do wolności w ogóle — nastawione wrogo. Oni głośno mówią o wolnym rynku i jego zaletach — ale to są ludzie wyrośli z KPP i w dalszym ciągu walczą o komunizm. Tyle że tego nie mówią wprost.
Gadomski tego nie dostrzega i myśli, że jest apostołem wolnego rynku. Gazwyb potępia Trumpa, bo jest „faszystą i populistą”, więc Gadomski będzie potępiał populistów. A potem Gazwyb popiera Panią Materac — więc Gadomski wie, że tez musi ja poprzeć …
… ale tu wkracza dysonans poznawczy. Gadomski nagle dostrzega, że Pani Materac wyszła z czysto komunistycznym programem rządowej kontroli cen. Kto pamięta lata 80 i puste półki w sklepach ten wie czym się to skończy. Gadomski to pamięta i — w odróżnieniu od reszty Gazwybiarzy — zachował trochę intelektualnej uczciwości: Widzi, że opowieści o tym, że pani Materac reprezentuje demokrację i politykę światłą i kompetentną nie wytrzymują zderzenia z realiami — wystarczczy z wypudrowanej buzi Pani Materac zetrzeć szminkę a zobaczymy tępą i prymitywną mordę ograniczonej marksistki z Trzeciego Świata.
Kontrola cen. Szokujący pomysł Kamali Harris okiem liberała
I teraz Witold Gadomski ma dysonans poznawczy: Zaczyna dostrzegać, że obraz świata, jaki mu sączy Gazwyb, czyli: Trump=faszyzm, populizm i gospodarcza ruina oraz Pani Materac=nowoczesność, tolerancja i dobrobyt — po prostu nie jest prawdziwy. Zaczyna przeczuwać, że być może, być może – Dzielski, Hayek i Fridman gdyby żyli — to poparliby Trumpa.
Ale on tego nie może przyjąć do wiadomości. To burzy jego światopogląd, jaki mu gazwybowe pranie mózgów wbiło do łba.
Ciekawe jak się to skończy: Czy Gadomskiego wywalą z Gazwybu za to, że zacznie krytykować Panią Materac z pozycji wolnorynkowych? Czy też zmieni poglądy, aby być w linii?
Zobaczymy
Inne tematy w dziale Polityka