1. Krzyż misyjny na odpuście.
Dnia 4 marca 2025 otrzymałem na uroczystej odpustowej mszy sw. w Białymstoku na Antoniuku dekret i krzyż misyjny na wyjazd do Uzbekistanu na misje.
Miałem takie marzenie by być na tym odpuście tuż przed wyjazdem z Polski. Metropolita Józef Guzdek przyjął ten pomysł bo przecież św. Kazimierz to patron główny trzech diecezji: Białegostoku, Drohiczyna i Łomży a znaczy całej Metropolii.
"Trzeba misjonarza uhonorować".
Na tej uroczystej ceremonii byli kanonicy czyli kapituła, bractwo kurkowe, chór i dostojnicy państwowi.
Byłem tym bardzo onieśmielony ale też wzruszony.
Jestem na misjach prawie 33 lata ale nigdy nie byłem żegnany z taką pompą.
Jadę więc na misje z błogosławieństwem Królewicza który co prawda nie był kapłanem ale pełnił rolę "misjonarza miłości" wobec najbardziej pokrzywdzonych.
Jadę do kraju w którym przytułek znaleźli podczas wojny na cały rok żołnierze Andersa. Do ojczyzny Awicenny, Fergani, Tamerlana i... Anny German.
Było to marzeniem ks. Michała Sopoćki by klerycy z Wilna i z Białegostoku nawracali na wiarę katolicką zarażony ateizmem Związek Radziecki.
Z tego powodu uparcie wykładał język rosyjski w Seminarium.
Te wykłady trwały aż do moich czasów.
Owszem było warto, przydało się.
Związku Radzieckiego już nie ma ale są nadal ateiści i ludzie zagubieni.
2. Epoka cyfrowych aborygenów
Dziś wchodzi w życie określenie "cyfrowi aborygeni".
Ma ono prawo bytu wobec dobrze "wykształconej generacji" ale bez podstaw moralnych. Ludzi wyuzdanych, dla których postać św. Kazimierza jest absolutnie niezrozumiała. Jakże tak, mieć mnóstwo pieniędzy, władzę w rękach i zrezygnować z zabaw, hulanek żyć bez alkoholu i bez seksu?
"Melior mori quam pecari". "Lepiej umrzeć niż zgrzeszyć". Hasło życia schorowanego królewicza to ewenement.
W naszych czasach media trąbią na potęgę: "hulaj, baw się, życie jest piękne".
Kazimierz tymczasem po klęsce w bitwie o tron węgierski całkiem wycofał się z polityki. Pewnie mało kto wie że rodzony ojciec Kazimierza nie mógł mu tego wybaczyć i trzy miesiące trzymał syna pod aresztem.
Podobno wtedy właśnie tak jak w życiu młodego Franciszka z Asyżu dokonała się w sercu 15-to letniego Kazimierza ta wielka przemiana. Stał się bardzo pobożny. Odwiedzał kościoły o takiej porze i w takim miejscu gdzie żaden proboszcz się nie spodziewał. Przy okazji tych wizyt zapoznawał się z prostymi ludźmi, poznawał ich los i obdarowywał czym tylko mógł.
Gdy jego życie chyliło się ku końcowi był rok 1484-ty, kolejki potrzebujących tylko rosły.
Tak było również na Zamku Królewskim w Grodnie. Tak jest do dziś. Na dźwięk imienia św. Kazimierza zbiegają się do Wilna ludzie z różnych zakątków by tego królewicza uczcić.
Czczą jak widać we wstępie również Białostoczanie. Czemu to robią.
Postaram się pokrótce wyjaśnić.
Białystok zrządzeniem losu stał się spadkobiercą wielu wileńskich tradycji.
Nie ma w tym nic dziwnego.
3. Spadek wileński dla Białostoczan
Większość terytorium "Podlasia Białostockiego" wchodziła aż do rozbiorów w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz Wileńskiej Archidiecezji.
Tą ostatnią strukturę Białystok zachował aż do 5 czerwca 1991 roku i ja, autor tej opowieści jestem ostatnim rocznikiem Białostockiego Seminarium który święcenia kapłańskie przyjmował w wileńskiej jurysdykcji kościelnej.
Nasze Białostockie "Archidiecezjalne" Seminarium Duchowne to nic innego jak ewakuowany w 1944-m roku pod sowieckim przymusem z Wilna Wydział Teologiczny Uniwersytetu Stefana Batorego.
Wszyscy profesorowie a nawet biblioteka przekoczowały na ten "skrawek Wileńszczyzny" jaki sowieci łaskawie oddali dla PRL jako ochłap.
Metropolita Jałbrzykowski aż do śmierci wedle legendy nie rozpakował bagaży wierząc że jeszcze do Wilna wróci.
Tak się jednak nie stało. Wielu kleryków rodem z Grodzieńszczyzny i z Wilna przez kilka lat nie odwiedzali swych rodziców z obawy że już nie wrócą do Seminarium i nie dostaną święceń.
Okrutne to były czasy.
Wiem to z pierwszych ust.
Opowiadali nam o tym profesorowie z tamtych stron Pankiewicz rodem z Bracławia i Namiot rodem z Lidy. Chętnie do tego też wracał na czwartkowej mszy łacińskiej biskup Kisiel rodem z Wilna.
Św. Kazimierz został uwieczniony w auli białostockiego seminarium.
Jego postać wykonana techniką "sgrafitti" na tle wileńskiego pejzażu z widokiem 30-tu kościołów wileńskich i Ostrej Bramy w centrum.
Budynek nie powstał od razu.
Klerycy mieszkali kątem u braci św. Józefa a potem na ul. Orzeszkowej.
Obecna lokalizacja na ul. Warszawskiej to rezultat odwilży lat 80-tych.
Uzyskawszy pozwolenie ówcześni profesorowie i prokurator Krawczenko krzątali się by zdarzyć z poświęceniem budynku na uroczystość 500 lecia śmierci sw Kazimierza.
Owszem 4 marca 1984 wszyscy klerycy do nowego budynku Seminarium się przeprowadzili mimo że prace wykończeniowe nadal trwały.
Choć tego nie widziałem to wiem z opowieści że klerycy wystawili wtedy sztukę teatralną o św. Kazimierzu autorstwa kleryka Masłowskiego zwanego Sokratesem.
Choć św. Kazimierz nie jest głównym patronem, bo tytuł ten przysługuje sw. Jerzemu to jednak bez Kazimierza klerycy by nie przetrwali. Zachowały się stare opowieści o tym jak to na Kaziuki w Wilnie chłopi zwozili jajka dla kleryków. Było tego dobra tak wiele że trzeba je było przechowywać w wapnie w podziemiach wileńskiej uczelni.
Białostoczanie tych tradycji nie zachowali ale podziemia pełne innych "wioskowych darów" w nowym białostockim budynku nadal istnieją.
Od jakiegoś czasu Białostoczanie podróżują do Wilna na Kaziuki autokarami. Pogoda nie zawsze sprzyja ale skoro nadal jeżdżą to znaczy że chyba warto.
4. Pielgrzymi z Księżyna
W tym roku było wyjątkowo pięknie.
Wyruszyliśmy z Księżyna o 5-tej rano.
Odśpiewaliśmy Godzinki Ostrobramskiej z 1927-go roku gdyśmy podjeżdżali do Suchowoli.
W Studzienicznej dosiadł się do nas ks. Wojtek profesor Ełckiego Seminarium.
Jedyny pielgrzym spod Augustowa.
Około 9-tej byliśmy już na Litwie.
O 11-tej wizyta na cmentarzu na "grobie Matki i serca Syna".
Byliśmy też w kaplicy cmentarnej gdzie od niedawna spoczywają kości "Kostusia" Kalinowskiego i trzydziestu innych "powstańców styczniowych"
Msza święta w samo południe w Ostrej Bramie tu nam ks. Alek przypomniał kto przed obrazem Matki Bożej niemal sto lat temu klęczał. Przypomniał o sw. Faustynie i błog. Sopoćko, ja od siebie dodałem dwu Papieży i cytat z Mickiewicza...
Wróciliśmy do autokaru, by sprawnie się dostać na grób świętego czyli... do Katedry.
Krótka wizyta w "kaplicy królewskiej" ks. Alek skomentował, że nigdy nie widział takich tłumów w katedrze.
Zgiełk na dziedzińcu i w środku katedry nie sprzyjał niestety medytacji. Opuściliśmy więc świątynie i jechaliśmy dalej
autokarem na Antokol.
Przy kościele św. Piotra i Pawła miała miejsce "sesja zdjęciowa".
Tam właśnie się pozbyłem trzech paczek swej najnowszej książki.
Piękny czas to kameralne odwiedziny u kolejnej świętej.
Opiekun tego domu zbeształ nas że przybyliśmy bez zgłoszenia.
Koronka w domu św. Faustyny spowodowała wzruszające wyciszenie.
Wizyta w filigranowej "kaplicy obrazu" Jezu Ufam Tobie.
Indywidualna wizyta w kościele Ducha św.
a także indywidualne zakupy na jarmarku.
Różne pamiątki, smakołyki a nawet ozdobne palmy. Tyle autokarów w mieście nikt dawno nie widział. Tłumy na jarmarku takie że łatwo się było zgubić. Na placu katedralnym jak na wieży Babel dźwięk wielu języków.
Tak wielu było królów polskich i wszyscy mają piękne groby na Wawelu i w Poznaniu.
Żaden z nich jednak nie jest tak czczony jak ten dziwny królewicz który się nie chciał bawić.
5. Cud nad Wilejką
Wśrod cudow Kazimierza wymienia sie wskrzeszenie pewnej Urszuli. Cudem św. Kazimierza można też nazwać jego relikwie które w trakcie oględzin sto lat po śmierci nadal były jakby we śnie nienaruszone.
Jednak zachowała się też inna "cudna legenda" z czasów sowieckich.
Podobno "naukowcy" gdy badali grób Kazimierza po wojnie, zanim trumienkę przeniesiono na Antokol a katedra zamieniona na muzeum przejrzeli jej zawartość. Mówią że ciało uległo rozkładowi ale w dłoniach świętego był nietknięty zębem czasu zwitek papieru z tekstem ulubionej pieśni: "Omni diae dic Mariae".
Znaleźli świadectwo jak bardzo ten człowiek był oddany Matce Bożej...
Tym sposobem Kazimierz z poza grobu do niedowiarków przemówił. Może to jeden z powodów, że ateizacja Litwy się nie powiodła a pielgrzymki do Ostrej Bramy poszerzyły się na ludność z dalekich zakątków ZSRR.
W trakcie naszej pielgrzymki był jeszcze jeden malutki cud.
Mianowicie, przewodnik pielgrzymki białostockiej ks. Alek Dobroński kazał mi w trakcie przejazdu z jednego końca miasta w drugi zabawiać misyjnymi legendami pasażerów wszystkich autobusów.
Nie spodziewałem się że to się uda. Dostrzegłem pośpiech i zgiełk.
Tym niemniej ludzie byli zasłuchani i to chcę uznać za cud św. Kazimierza, że miałem takie piękne przed wylotem za granicę pożegnanie.
Tak więc w tym roku udało mi się rzutem na metę pojechać z grupą pielgrzymów z Białegostoku na Kaziuki do Wilna.
Jechałem "na gapę" w autokarze z podmiejskiego Księżyna na czele z dyrektorem szkoły im. Michała Sopoćki.
Zamiast mandatu dostałem za to mieszek grosiwa na dalszą drogę.
Oniemiałem z wrażenia z powodu niespodzianek hojności.
Wygląda to tak jakby św. Kazimierz z wysokiego nieba poprzez dłonie pielgrzymów znowu sypnął groszem na moją dalszą podróż.
Jestem Panu Bogu, św. Kaziukowi, Przewodnikowi Pielgrzymki ks. Alkowi, Dyrektorowi Markowi, ks. Wojtkowi z Ełku, kierowcom i pielgrzymom za tę podróż niezmiernie wdzięczny.
Było "cudownie".
Ks. Jarosław Wiśniewski
Taszkient 12 marca 2024
P. S.
Po odwiedzinach w Wilnie ostatni nocleg u Jana Pawła czyli na nowej parafii w Ignatkach-Osiedle. Miałem jeszcze niedzielne kazania u św. Faustyny na białostockich Bacieczkach.
Do Warszawy odwiózł mnie Rysiek Krutul najlepszy kierowca i polski katecheta.
(Tytuł nadali mu niedawno Salezjanie z Rożanegostoku).
Odprawa na Okęciu trwała 30 minut a nie półtora godziny jak to bywało. W samolocie obudziłem się tylko na posiłek a w Taszkiencie na lotnisku czekał na mnie biskup Jerzy Maculewicz. Ostatni biskup nominowany przez Jana Pawła II na ostatniej audiencji na dzień przed śmiercią. Kto by pomyślał.
Sami zobaczcie kto mnie pożegnał: św. Kazimierz w Wilnie, Jan Paweł II z Ignatek, św. Faustyna z Bacieczek i najpobożniejszy katecheta Ryszard ze słynnej Sokółki.
Znowu z honorami.

Inne tematy w dziale Społeczeństwo