Innymi słowy, Radosław Tadajewski, biznesmen o konserwatywnych poglądach odpowiada dziennikarzowi Jackowi Harłukowiczowi, który z uporem maniaka od lat pisze o Tadajewskim w mediach o jednoznacznie lewicowo-liberalnym kierunku, czyli w "Gazecie Wyborczej", OKOpress i obecnie w niemieckim portalu Onet.pl
Harłukowicz pisał kiedyś w atmosferze wielkiego skandalu o tzw. układzie wrocławskim. W jego artykułach Tadajewski to stały refren. Pisał też o tym, że agencja Tadajewskiego zajmująca się PR-em i komunikacją z wykorzystaniem SI mogła bezprawnie przyjmować od Orlenu pieniądze. Sprawa trafiła z CBA do prokuratury i po niespełna roku okazało się, że nie ma w niej nic co nadawałoby się na stawianie zarzutów. Nie trafiła nawet do sądu, ale co Harłukowicz pohuczał, to jego.
Tym razem redaktor Harłukowicz wraca do swojego ulubionego Tadajewskiego jak klasyczny bibliofil do Dostojewskiego. Wrocławskie porachunki albo lokalna obsesja? Nie wiadomo, ale wiadomo czego będzie dotyczył tekst dziennikarza niemieckiego portalu publikującego w języku polskim. Agencji 1450 i 15,5 mln zł, które zostały wydane na kampanię #StopRussiaNow.
Dużo czy mało?
Harłukowicz zapewne napisze, że bardzo dużo i że dostał Tadajewski, bo zna ludzi z PiS. W kraju takim jak Polska, gdzie pół wieku komunizmu pozostawiło mentalność homo sovieticus, taki zarzut zawsze będzie miał swoich zwolenników. Prywaciarz dostaje od PiSowców kasę na jakieś klikania w Internecie... I to miliony. Przy takim przekazie budzi się zazdrość i słynne "za nasze się bawią!".
A jak jest naprawdę?
Tadajewski to przebojowy biznesmen; Polak, który zakładał międzynarodowy startup OORT, czyli firmę, która współpracowała z IBM, Orange czy Intel. Młody facet poruszał się tak samo swobodnie w Polsce we Wrocławiu jak i w USA po Dolinie Krzemowej i tu i tam robiąc doskonałe interesy. Co robi? Inwestuje w nowinki techniczne i trafia. Po jakimś czasie przestaje pasjonować go zarabianie pieniędzy, a zaczyna już sama kreatywność. Ta ostatnia jest niezbędna w akcji #StopRussiaNow, którą w kwietniu 2022 zapowiedział Mateusz Morawiecki, a którą dzięki m.in. Tadajewskiemu i spółce 1450 za 15,5 mln zł rozkręcono w Polsce, Europie i na świecie.
Opłacało się?
Sprawę opisał portal TVP Info - tvp.info i tygodnika "Do Rzeczy" - dorzeczy.pl Platforma informacyjna telewizji polskiej poinformowała:
"W ciągu 22 dni udało się zdobyć 1,73 miliarda wyświetleń i zasięgu o rosyjskich zbrodniach w internecie. Specjalnie przygotowaną stronę stoprussianow.eu odwiedziło 7,711 mln unikalnych uczestników. Przygotowano wielką akcję billboardową w m.in. Berlinie, Brukseli, Amsterdamie, Paryżu, Rzymie, Wiedniu, Budapeszcie, Atenach czy Sofii. Co ciekawe #StopRussiaNow wsparła także grupa hakerów Anonymous, podając dalej na Twitterze informacje o akcji. Pomimo ogromnego sukcesu Onet postanowił zaatakować współtwórcę kampanii – spółkę 1450".
Czym była ta kampania, o której słyszało większość z nas?
Była to "jedna z największych kampanii, jakie kiedykolwiek zorganizowała Polska w Europie. Kilkaset milionów zasięgu, w krótkim czasie miliony specjalnych wysyłek maili do decydentów i tysiące maili do dziennikarzy. Dotarcie do społeczeństw ze wszystkich krajów UE. Jeszcze niedawno taki projekt jak #StopRussiaNow nie byłby po prostu możliwy. Został zrealizowany z wykorzystaniem technologii programatycznych i psychologicznych mechanizmów ludzkiej motywacji".
Nie było drugiej takiej...
"Tylko w pierwszej dobie akcji zrealizowano ponad 60 niezależnych kampanii programatycznych wraz z mikrotargetowaniem na poszczególne cele geograficzne i kontekstowe. Miały one zasięg ponad 27 mln wyświetleń i wygenerowały prawie 1,6 mln kliknięć. Przez całą kampanię zrealizowano 70 niezależnych kampanii programatycznych o zasięgu ponad 99 mln i prawie 10,1 mln kliknięć” - czytamy na marketingprzykawie.pl
Trudno znaleźć inną polską akcję o podobnym międzynarodowym znaczeniu; akcję społeczną relacjonowaną w mediach zagranicznych o największych światowych zasięgach. Harłukowicz jednak widzi w akcji głównie koszta - 15,5 mln zł. Na jego pytania odpowiada Tadajewski w jednoznaczny sposób - kwota dotarcia z treścią o zbrodniach rosyjskich i konieczności pomocy Ukrainie to kwota 53 groszy brutto na jedną osobę!
Co przeczytamy niebawem na Onecie? Raczej nie to, że za 53 grosze skomunikowano jedną osobę na świecie na temat rosyjskich zbrodni. Czytelnicy Onetu raczej dowiedza się, że wydano 15,5 mln zł na działania w Internecie, a można je było przeznaczyć na onkologię (ulubiony zabieg zarówno polityków opozycyjnych jak i mediów im sprzyjających). Obym się mylił.
RW
Inne tematy w dziale Rozmaitości