Polskie rolnictwo nie było przygotowane na liberalizację relacji handlowych z Ukrainą. Nastąpiło to zbyt szybko - stwierdza dr Daniel Alain Korona, były prezes Elewarru, dziś współpracującym ze Związkiem Zawodowym Rolnictwa „Korona” w wywiadzie udzielonym Alicji Dołowskiej dla portalu prawy.pl
Polskie rolnictwo nie było przygotowane na liberalizację relacji handlowych z Ukrainą. - twierdzi dr Daniel Alain Korona, były prezes Elewarru i ekspert ZZR KORONA dla portalu prawy.pl. Poniżej fragmenty tego wywiadu
- Rolnicy od lata alarmowali o niekontrolowanym napływie zboża z Ukrainy, którego nadmierna ilość zagraża z powodu dumpingu polskiej produkcji rolnej. I protestowali, choć teraz protesty są zdecydowanie ostrzejsze. Gdzie popełniono błąd?
- Z chwilą zablokowania portów Ukraina stanęła przed koniecznością wywozu zgromadzonego zboża inną drogą. Według danych celnych do końca czerwca zaimportowano do Polski ok 640 tys. ton zbóż, z czego 98% stanowiła kukurydza. Przypominam, że już wówczas obowiązywała na mocy układu stowarzyszeniowego UE-Ukraina zerowa stawka celna na kukurydzę. Choć to ilość znaczna i wpływała na ceny w Polsce południowo-wschodniej, była jeszcze do udźwignięcia. Barierą dla większego importu stała się ograniczona przepustowość naszych granic. W imię pomocy Ukrainie próbowano udrożnić nasze granice, zliberalizowano kontrole na granicach, co mogło spowodować tylko większy import. Do tego UE zawieszając cła i kontyngenty na okres roku otworzyła rynek polski także na ukraińską pszenicę. Być może z chwilą otwarcia korytarzy zbożowych przez Morze Czarne należało zrewidować kwestię zwolnienia bezcłowego importu. Błąd popełnili wszyscy.
-???
- Najpierw nastąpiło zjawisko rozmijających oczekiwań, a mianowicie rolnicy oczekiwali wysokich cen, bo pamiętali ceny z kwietnia, maja, a wielu z nich miało możliwości przechowalnicze. Sądzono błędnie, że będzie jak w latach ubiegłych i ceny wzrosną po żniwach. Zatem część nie sprzedawała swojego zboża. Z kolei firmy skupowe oczekiwały znacznie niższych cen. Błąd popełnił także wicepremier minister rolnictwa apelując o wstrzymanie się ze sprzedażą zbóż, bo ceny wzrosną, i analitycy Credit Agricole prognozując wzrost cen pszenicy i rzepaku do końca 2022. Wówczas jako prezes Elewarru, mówiłem publicznie, że lepszy wróbel w garści, bo chytry dwa razy traci. Niestety, wielu nie posłuchało. W warunkach rozmijających się oczekiwań, firmy skupowe szukały alternatywnego źródła towaru, w tym wypadku miały możliwość kupna tańszego ukraińskiego zboża.
- Można było chyba problem przewidzieć, gdy 1 czerwca Komisja Europejska zniosła cła na wwóz zbóż z Ukrainy na obszar jej państw. Chociaż Ukraina nie jest jeszcze członkiem UE, zrobiono dla niej wyjątek ze względu na działania wojenne i ogromne kłopoty z gospodarką. Tymczasem napłynęła tak ogromna ilość tego zboża, że polscy rolnicy nie mogą sprzedać swoich plonów.
- Do przewidzenia było, że jakaś część ukraińskiego zboża zatrzyma się w najbliższych krajach, ze względu na mniejsze koszty transportu. Jeszcze w lipcu przestrzegałem, że o ile do zalewu ukraińskim zbożem nie dojdzie, to jednak zagrożenie destabilizacją rynku może wystąpić za kilka miesięcy. Ale nawet ta ilość zboża ukraińskiego - od 1 lipca prawie 2 mln ton - nie byłaby problemem, gdyby nie rekordowe zbiory w lecie 2022 - ponad 35 mln ton i duże zapasy z roku poprzedniego (jak się okazało 7 mln ton). Tymczasem nasze zapotrzebowanie krajowe to 25-27 mln ton. Nadwyżkę powinniśmy wyeksportować, ale nasze zboże okazało się jak do tej pory na rynkach międzynarodowych za drogie w stosunku do ukraińskiego i rosyjskiego. Być może teraz to się zmieni, eksport zbóż z Polski poza UE zwiększył się do prawie 100 tys. ton w ostatnim tygodniu stycznia, ale to wciąż ilości niewystarczające. Tym niemniej w warunkach istniejącej nadpodaży, dodatkowa obecność zboża ukraińskiego destabilizowała jeszcze bardziej i tak już rozchwiany rynek.
- To zboże miało iść tranzytem przez Polskę do innych krajów UE i dalej, ale w większości zatrzymuje się u nas. A rząd znając problem od lipca dopiero w końcu stycznia zabrał się za jego rozwiązywanie. I to po protestach.
- Na pewno zabrakło wyobraźni, poczucia realizmu. I paradoksalnie, kryteria tranzytowe przyczyniały się do zwiększenia importu. Zgodnie z przepisami, przy tranzycie występuje konieczność zabezpieczenia finansowego. Łatwiej było zaimportować do Polski, bo takich zabezpieczeń finansowych nie ma i ceł także, a następnie wyeksportować lub sprzedać na miejscu.
A co do działań rządu, może był zbyt skoncentrowany na chęci pomocy Ukrainie, i tym samym zlekceważył pojawiający się problem. Ale też powiedzmy szczerze, teraz ponosimy przewrotne skutki przynależności do Unii Europejskiej, która nie pozwala na stosowanie krajowej polityki celnej czy ochrony własnego rynku. Kraje zachodnie UE mają inne interesy gospodarcze niż Polska, są zainteresowane w utrzymaniu relacji bezcłowych z Ukrainą, a że Polska i inni sąsiedzi Ukrainy na tym stracą, naprawdę ich mało obchodzi. Tymczasem wielu z tych, którzy żądają działań ochronnych, równocześnie należy do bezkrytycznych zwolenników naszej przynależności do UE. To nie znaczy, że nie trzeba występować ze stosownymi wnioskami do władz unijnych. Należy, bo jeśli się nie wystąpi, nie ma szansy, by cokolwiek uzyskać. Jednak do tej pory strona polska jeszcze nie wystąpiła do UE o zastosowanie art.4 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 870/2022 czyli tzw. klauzul ochronnych. Oczywiście długotrwałość procedury spowoduje, że okres zawieszenia w międzyczasie dobiegnie końca (do 4 czerwca 2023), ale chodzi o to, by nie doszło do jego przedłużenia w części dotyczącej niektórych produktów rolno-spożywczych...
- Jeśli nie przywrócenie ceł, jakie jest inne rozwiązanie? Pobieranie kaucji przy wwozie, skup interwencyjny? Przecież ta decyzja stricte polityczna może być gwoździem do trumny polskiego rolnictwa.
- Zgodnie z umową stowarzyszeniową cłem nie objęto by rzepaku, a wprowadzenie stawki celnej na kukurydzę wymagałoby zgody wszystkich krajów członkowskich. Unia Europejska jednak nie chce przywrócenia ceł, nawet w minimalnym zakresie np. pszenicy. Zatem w przyszłym sezonie będziemy mieli powtórkę z rozrywki czyli import zbóż z Ukrainy mimo olbrzymiej nadpodaży własnych. Może to mieć opłakane skutki społeczne i ekonomiczne. Polskie rolnictwo nie było przygotowane na liberalizację relacji handlowych z Ukrainą. Nastąpiło to zbyt szybko. Rozumiemy oczywiście sytuację wynikającą z wojny i chęć pomocy. Tylko dlaczego nie ma wzajemności w relacjach? Przecież strona ukraińska od lipca nałożyła cła na towary rolno-spożywcze z Unii Europejskiej...
Pełny tekst: https://prawy.pl/123969-dr-daniel-alain-korona-blad-popelnili-wszyscy-nasz-wywiad/
Inne tematy w dziale Polityka