www.gadowskiwitold.pl
Jeśli nic się nie da zrobić, to nic tylko siadać i umierać.
Nie ma takiej matni, takiej pułapki, z której nie dałoby się wyjść. Przyszłość polskich republikanów snadnie zależy więc od dwóch czynników: od zrozumienia istoty republiki, oraz od oderwania się od magnetycznej siły nieustannego labidzenia.
Jak jest z grubsza wie każdy rozgarnięty Polak, do czego to prowadzi także udało się nam – tym kilkudziesięciu publicystom i naukowcom – zdiagnozować.
Pora zatem na wyciąganie wniosków.
Po pierwsze musimy uświadomić sobie, że republika – tak jak ja skonstruowali Rzymianie – to dążenie do wyłonienia autentycznej elity zbiorowości, która nas otacza.
Od demokracji jest tu bowiem ważniejsza idea promowania i wynoszenia najlepszych.
Demokracja – jako metoda formowania elit – ma tą wadę, że uśrednia, a z czasem obniża przeciętną wartość egzekutywy. W ślad za psującą się jakością kręgów realnej polityki postępuje umysłowa pauperyzacja dziennikarstwa, sądownictwa i szkolnictwa.
To, że nasza edukacja, media etc. z miesiąca na miesiąc są coraz mniej doskonałe i wydolne nie jest zatem wynikiem żadnego antynarodowego spisku, a jedynie wadą demokracji, na dodatek demokracji uprawianej w kraju finansowej monokultury ( postkomuniści), umysłowego nierozbudzenia oraz postępującego stresu, związanego z trudnościami codziennego życia.
Republika bez prawdziwych elit, jest jak piękna tunika włożona na obleśne ciało.
Z wierzchu – przez jakiś czas – wszystko wygląda dobrze, z czasem jednak wapory przebijają się ze swym zapachem i kształtem.
Jeśli właśnie spozywacie coś dobrego, to przepraszam za skojarzenie.
Republiki nadzwyczaj trudno zakorzeniaja się w krajach postkolonialnych, a takim krajem jest niewątpliwie dzisiejsza Polska.
Republika wymaga bowiem niepodległych, wolnych elit.
Jeśli natomiast takowe nie istnieją, alboż nie są dopuszczane do słyszalnego głosu, to szybciutko ich miejsce wypełniają kompradorzy. Oni udają elitę, imitują jej zewnętrzność, jednak przecież w istocie żadną elitą nie są, zatem skutki ich działań są zawsze takie same – paniczne poszukiwanie możnego protektora!
Człek niewolny w swej umysłowej konsystencji, niewolę będzie czynił wokół.
Tak więc skoro zdecydowaliśmy się na republikę, to konsekwentnie musimy o nią walczyć, aż do jej realnego ziszczenia.
Republikanin nie może zadowalać się stanami połowicznymi, dobrze bowiem wie, że połowiczność jest jedynie mirażem drogi, mirażem celu, a w swojej najgłebszej istocie jest po prostu oszustwem, poddaniem się bez walki, obniżeniem aspiracji, patiomkinowską wioską, mentalnym przyjęciem predestynacji do niewolnictwa.
Narody okuwają się same, jeśli tracą wiarę w to, że są zdolne do realnego wyłonienia państwowotwórczych elit. Takie – tknięte niemocą - narody stają się jedynie klientami tych, którzy własne elity, od pokoleń posiadają.
To nie bogactwa naturalne, nie położenie geograficzne i nie kolor skóry przesądzają o szansach na niepodległość. O tym decydują tylko i wyłącznie elity!
I rzecz druga – człowiek wolny i myślący nigdy nie ulega fatalizmowi.
Rzeczywistość jest dla niego opisana jako zadanie, w każdej sytuacji można dążyć do poprawy wszystkiego.
Oczywiście, że potrzeba do tego energii, wiary i rzetelnego namysłu. Nie można jednak ulegać mitom, wierzyć w ingerencję sił nadprzyrodzonych, zbawczą moc etosu. To wszystko są czynniki istotne, ale bez konkretnego ruchu, powstania z fotela, nic się nie ziści.
Propaguję tedy ideę Konfederacji jako pewnego sposobu na zbiorowy wysiłek, namysł, sposobu wykrzesania z naszego narodu ludzi, którzy zbuduja prawdziwą, poslką elitę.
Kiedy po raz pierwszy ogłosiłem założenia Konfederacji, natychmiast zaatakowali mnie rozmaici „strażnicy świętego ognia w PiS”. Sekciarstwo, jak widać, nie jest jedynie domeną naszych ideowych rywali, gnieździ się wszędzie, gdzie słabnie umysłowa praca.
Mógłbym oczywiście te wszystkie polemiki – napady pominąć, jako intelektualnie nieistotne i nie wnoszące niczego do rzetelnej dyskusji. Wspomnę jednak, że jako człowiek, który kiedyś był jednym z założycieli Porozumienia Centrum, który pisał pierwsze projekty nigdy nie zmaterializowanych ustaw dekomunizacyjnych, nie widzę powodu, ani tym bardziej obowiązku, aby tłumaczyć się neofitom i pasażerom ostatniego wagonu.
Wracając jednak do rzeczy – idea Konfederacji ( w swej istocie aktywizująca wszystko co mieści się poza Warszawą, a więc tzw „Polskę B”, w której i ja mieszkam) jest czymś dla PiS komplementarnym. Jest możliwością zaistnienia „zatroskanych o los kraju obywateli”, takich „Polskich Jastrzębi”, „Tea Party”, choć ze względu na płyny, których zwykle używam wolałbym określenie „Coffee Party”.
Spotykamy się, godzinami deliberujemy, z tych dyskusji rodzą się idee...a jak wiadomo, to idee rządzą jednak światem.
Konfederacja, to pomysł na rozruszanie PiS, jej ludzie bowiem znakomicie pomieszczą się w politycznych ramach rozbudzonej do myślenia, pozbawionej biurokratycznej, jałowej skamieliny, partii Jarosława Kaczyńskiego.
Sam zresztą sądzę, że obecny wdech lidera PiS jest właśnie sposobieniem się do maksymalnego rozszerzenia formuły tego ruchu przed jesiennymi, decydującymi na długi czas, wyborami.
Wybory 2015 roku są sprawdzianem na miarę Sejmu Wielkiego.
Albo przystąpimy do restytucji republiki (ta z założenia musi być niepodległa), albo Katarzyna Merkel wspólnie z Wilhelmem Putinem ostatecznie podzielą się nadwiślańskimi skwarkami.
***
I jeszcze jedna uwaga osobista – darujcie – Witold Gadowski do polityki się nie wybiera, kandydował nigdzie nie będzie. Witold Gadowski nadal jednak będzie głośno myślał, bo to jest jego rola i miejsce. Milego dnia
www.gadowskiwitold.pl
Inne tematy w dziale Polityka