Podsłuchy, albo małpa w kąpieli
No już patrzeć nie mogę - ze współczucia - jak też nasz plemiel kochany i jego podgłupiaste służby męczą się i uganiają za tą nagraniową bandą.
Troche im, co prawda, ostatnio miny zrzedły...no, ale opowiem wam porządnie po kolei, jak to w normalnej rozmowie przystało.
Tak więc istnieje już co najmniej sześć teorii wyjaśniających sens i przyczynę powstania słynnych nagrań publikowanych przez tygodnik „Wprost”.
Jedni (w tym, do tej pory, też Gadowski) mówili, że to Ruskie, inni – w tym reżimowe dziennikarzyny – że to spisek kelnerów, podlany kapustą od Falenty. Są też tacy co prawią, że źródlem jest bunt w służbach specjalnych, dewoty Trzeciej RP – garstka rzednąca jak mamuty w ostatnim stadium zlodowacenia – marudzą, że to „nieodpowiedzialni dziennikarze” do spółki z prowokatorami z PiS.
Słowem istna kołomyja i gubienie się w coraz to bardziej fantastycznych domysłach.
Są jeszcze tacy jak Zakowski, Olejnik czy Paradowska – ci zawsze są na baczność i sypią bon motami godnymi podstarzałego sługusa PRL – Daniela Passenta, bo do Urbana to im jeszcze ho ho... tak daleko jak prezydentowi Komorowskiemu do Mościckiego.
Kto więc to sprawił?
Oto, jak mawia nieoceniony Stanisław Michalkiewicz w odniesieniu do redaktora Wildsteina seniora, redaktor Gadowski usiadł i rzecz całą rozwikłał organoleptycznie.
Podsłuchy zrobili ci, którzy z ich powodu osiągają korzyści!
Bęc! – obwieścił redaktor Gadowski - przebywając w wannie, pod wpływem archimedesowego przebłysku i kilku łyczków ulubionego „Grantsa”.
Oooo! - zakrzyknęło grono wielbicieli redaktora Gadowskiego – genialne, w swojej oszczędnej prostocie!
Uuuu! - jęknęło, o wiele liczniejsze, grono jego wrogów – toż to pijak i fantasta, megaloman czystej maści. Fałszywy śledczy i prawdziwy Munchausen Krakowa.
Phiiii... – prychnęło grono lekceważników – założymy kaftanik, siostra zrobi zastrzyk i chłopu przejdzie, jak pacholęciu odra.
Nim jednak pospieszycie z medykamentami i terapia manualną, posłuchajcie, czy w prostym rozważaniu, wspomożonym pewną wiedzą wynikającą z kilku ciekawych spotkań, nie kiełkuje ziarenko wyjaśnienia, tego co dotychczas było mocno zamglone, a – mimo upływu czasu – wcale jasniejszym się nie staje.
Wniosek 1
Założmy, że nagrania wykonywane były w celu osiągania pewnych, wymiernych korzyści. Kto mógłby to robić?
Ano ten, kto już wcześniej odkrył, że nieujawnione nagrania, w Trzeciej RP, mogą być walutą o wiele poważniejszą niż gruby portfel.
Wniosek 2
Kto zatem do takich konkluzji doszedł?
Ten, kto już wcześniej nagrywał swoich gości, klientów, a potem kładł te nagrania na stole i od tego momentu wszelkie negocjacje szły mu jak z płatka.
Ludzie, różne rzeczy robią, jak ich bliźni nie widzą (ja na przykład gadam sam do siebie, stroję miny i podciagam się na drążku), nie pamiętają jednak, że w ścianach ich pokoi są czujne mikrofony i oka mikrokamer, a wszystko wędruje do specjalnie w tym celu zbudowanej serwerowni.
Na początku mogło się to sprawdzać na gruncie lokalnym, a potem nadszedł czas na poważniejsze wyzwania i „Pędzące króliki”, „Czerwone wieprze” czy „Cytrynowe trawy” i „Sowy z przydatkami”.
Wniosek 3
Czy ten ktoś nie bał się, że naślą na niego służby?
No, jeśli wcześniej potrafił produkować hurtowe ilości towarów na przemyt, a od młodości związany jest z mundurami i „Legią” (metaforycznie Jasiu, metaforycznie), to pewnie czuł się bardziej wspomagany niż przeciętny Kowalski.
Mundurówka, to dziś – w polskim biznesie – coś takiego jak dieta Lance Armstronga w czasie Tour de France. Wszyscy kręcą pedałami, ale Lance jakby mocniej.
Mówiąc już z oczkami otwartymi i czołem gładkim stwierdzę, że wojskówka dziś, w naszej gospodarce, to taki sterydzik na siłowni, wszyscy dźwigają, ale Jasiu dźwiga więcej ...do czasu.
Wniosek 4
Nagrywanie było, od wielu lat, bardzo intratnym biznesem. Wspomagało decyzje, skracało negocjacje. No, bo jak na przykład znanemu księdzu przekażemy kilka zdjęć jego pociechy, to zaraz jakiś taki staje się bardziej pobożny i układny. Prawda Panie Tefauenowsko Wielebny....?
Więc mamy nagrania, załatwiamy sobie kupno państwowych gruntów, fajne lokalizacje pod biznesy, pomagamy naszym przyjaciołom. Sam miodzik.
Wniosek 5
Jak to zwykle w świecie bywa, dobre czasy pryskaja jak przyjaźń Tuska i Komorowskiego z Putinem.
Ktoś - wraży, niedobry, niedopłacony, niedoszantażowany? wykrada nam trochę nagrań z naszego sezamu i złośliwie puszcza je w obieg.
Cholera! Granat, który już wybuchł staje się jedynie bezwartościową kupką odłamków.
Ktoś rozpruł worek, wydało się i już nie będzie tak miłej atmosferki wspólnego biesiadowania, picia koniaczków, żucia ośmiorniczek w szczękach, od pokoleń, przywykłych do czworaczych ziemniaków i owsianki.
Ktoś zepsuł interes, ujawnił, nawet jak teraz dostanie po trąbie, to już i tak nic nie będzie takie jak wcześniej. Gdy nawet biskupów potrafiliśmy ładnie ponagrywać.
Wniosek 6
Ani Cymbał Sienkiewicz, ani inne wynalazki obecnej „elyty” nic nam nie wyjaśnią. Choć nieprzypadkowo są z Krakowa.
Nie potrafią, tak jak redaktor Gadowski, wyłożyć się w wannie i – z tej perspektywy – mieć na nich wszystkich baczenie..
***
Mówiąc już najbardziej poważnie. Nagraniami grano od wielu lat. Złośliwie dopowiem, że pomagał przy tym wysoki oficer UOP, potem ABW, który teraz oficjalnie już bierze pieniądze od naszych audiofili.
Ten oficerek dbał także o to, aby nikt nie chodził po piętach naszym wynalazcom. A wynalazcy robili, bez przeszkód, złote interesy. I komu to przeszkadzało?
A Nisztorom jakimś, którzy poroznosili po mieście nagrania.
Skąd je mieli?
Zapytajcie o składy biesiadne i prześledźcie kto z kim i dlaczego, przez ostatnie dwa lata.
W tym miejscu Gadowski okaże się jeszcze bardziej złośliwy niż zwykle i przerwie.
Whisky mi się skończyła. Jak coś, to ja przecież nic nie wiem.
Miłego dnia
Witold Gadowski
Inne tematy w dziale Polityka