No i mamy za swoje. Właśnie dopadają nas skutki robienia nibypolityki przez nibypolityków. Zamiast prawdziwych ludzi - medialne hologramy, zamiast prawdziwych przywódców - wdzięczące się do kamer pętaki.
W całej starej Europie nie ma dziś jednego przywódcy, który dałby po łapach Władimirowi Władymirowiczowi Putinowi.
Jeśli już ktoś nosi tu spodnie, to pani Aniela Merkel, ale ona realizuje wyłącznie niemieckie interesy. Do czego pije – a do wojny, którą rozpętuje u naszej wschodniej granicy pan Putin.
Nikt nie potrafi twardo mu powiedzieć, że agresja na suwerenne, choć bliskie terytorialnie, państwo, jest czynem bandyckim i jako taki będzie traktowana przez międzynarodową społeczność.
Między Bogiem i prawdą, to za oceanem mamy dziś podobna mizerię. NATO i prezydent Stanów Zjednoczonych zachowują się tak jakby ktoś im boleśnie zacisnął na klejnotach obcęgi.
Zamiast walenia po łapach Putin otrzymuje uperfumowane dyplomatycznym pustosłowiem, piskliwe akty godne może gejowskiej tancbudy, ale na pewno nie sprawiające mu najmniejszego kłopotu.
Bandycki prezydent Rosji w żywe oczy drwi sobie, z piskliwych głosików „międzynarodowej społeczności”.
Sprawia wrażenie, że jak będzie chciał, to wszystkich wokoło nauczy swojego „porządku”.
Nawet jednak w tym kontekście postawa „polskich przywódców” przyprawia o nagły atak mdłości i ogólnego absmaku.
Donald Tusk trzęsie się jak galareta, a „naczelny wódz”, przypadkowy prezydent Bronisław Komorowski, schował się pod pierzyną swojej uroczej towarzyszki i jednym okiem łypie – czy też już wszystko się uspokoiło, aby mógł wyjść przed kamery telewizyjne i bezkarnie postroić marsowe miny. Papkinowie polskiej polityki.
Byłoby to nawet zabawne lub groteskowe, gdyby nie fakt, że prawdziwa wojna dociera do naszych wschodnich granic.
Zamiast natychmiastowej mobilizacji armii, dyslokacji najbardziej wartościowych jednostek nad wschodnia granicę, pan premier ogłasza, że właśnie konsultuje się z prezydentem Francji – na jaki temat się konsultuje? Omawiają zalety nowej nałożnicy francuskiego budynia? A może dyskutują nad doborem nowych perfum do sracza?
W Polsce nie dzieje się nic, a nasi „wodzuniowie” zdają się hołdować zasadzie, że jak będą leżeć na plecach i wystawiać przyrodzenie i gardła w kierunku atakującego niedźwiedzia, to nic złego ich nie spotka i wszystko jakoś przejdzie bokiem. Tchórze, tępe Papkiny…ot i wszystko.
Trzeba było jednak godziny prawdziwej próby, abyśmy dowodnie przekonali się ile warte jest dziś nasze „przywództwo”. Przy wódce to jeszcze jakoś chojracko brzmią, ale mężczyznami, ba wodzami, to oni nigdy nie byli.
Oto ponosimy konsekwencje sposobu uprawiania medialnej polityki, myślenia, że polityka, to jedynie przywileje, że z polityką nie wiążą się żadne obowiązki.
Prawdziwy Prezydent RP powinien – w trybie pilnym – wezwać do siebie ambasadora Rosji. Czy wyobrażacie sobie naszego różowiutkiego i czekoladowego prezydencika w takiej roli?
No właśnie. Do tego doszliśmy. Dalej pozostaje nam już tylko bezwolne pląsanie na kolanach przed ruskim carem. Wojna dociera do naszych granic, a my nie mamy nic. Nie mamy przywódców, nie mamy armii, nie mamy facetów u steru.
Rzygać się chce, ale może właśnie takich torsji potrzeba dziś Polakom, aby zrozumieli jak zostali zapędzeni do medialnego kojca i jak się ich dziś traktuje.
Ruski niedźwiedź nie jest dziś wcale taki groźny. Ryczy – a więc się boi, macha łapami, ale to chyba wszystko na co dziś go stać.
Niedawno nie radził sobie z maleńką Czeczenią, a teraz miałby podbić czterdziestoośmiomilionową Ukrainę? Wolne żarty. To już wyliniała niedźwiedzia szkapa. Siedząc z nią przy pokerowym stole warto po prostu syknąć mu w twarz : sprawdzam!
Wtedy okaże się, że ruski prezydent jest jedynie nieporadnym kurduplem, a cała ruska machina wojenna to zardzewiałe i zdemoralizowane truchło.
Aby się o tym przekonać trzeba jednak mieć prawdziwych przywódców. Ten kto pierwszy warknie na ruskiego niedźwiedzia pokaże prawdziwe proporcje światowej polityki.
Dziś Oleksandr Turczynow, wyrasta na Ukrainie na prawdziwego męża stanu, on nie boi się pogróżek, podejmuje decyzje. Turczynow jest odpowiedzią na pytanie czy po stronie ukraińskiej mamy dziś wiarygodnego partnera.
Jak tak dalej pójdzie, to Turczynow wygra wybory i całkowicie odwrócą się nam proporcje, bowiem okaże się, że to Ukraina ma dziś swojego Pilsudskiego, no a my…? Może pora to radykalnie zmienić?
No ale, aby tak się stało należy oderwać się od telewizorów i od małych interesików – dziś właśnie rodzi się szansa na wspólną z Ukrainą akcję przeciwko Rosji i rozluźnienie parszywego gorsetu, jaki od kilku lat nasi jurgieltnicy zaciskają nam na szyjach.
Inne tematy w dziale Polityka