Teraz, kiedy wszędzie roi się od analiz sytuacji na Ukrainie, relacji i zdjęć z Majdanu, pomyślałem, że nie muszę w to wścibiać swojego nosa. Kiedy jednak ciągle nie znajduję odpowiedzi na podstawowe dla nas pytanie: co robić? – pozwólcie, że wtrącę tu swoje trzy grosze.
Pułapka wygląda na dobrze zastawioną: jeśli opowiadasz się za Majdanem, to popierasz „banderowców”, którzy winni są rzezi na Wołyniu.
Taką wersję rozumienia wydarzeń u naszego wschodniego sąsiada lansują środowiska narodowe, podobnie brzmią wypowiedzi bardzo przeze mnie szanowanego księdza Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego.
Kto najbardziej zyskuje na takim stawianiu sprawy?
No ci, którzy chcieliby, aby Polska całkowicie zrezygnowała z tzw „Koncepcji Jagiellońskiej”, praktycznie rozwiniętej przez Józefa Piłsudskiego, koncepcji, której hołdował świętej pamięci prezydent Lech Kaczyński.
Zyskują na tym tylko interesy naszych wielkich sąsiadów: Niemiec i Rosji. Niemcy od dawna dążą do wzmocnienia swoich wpływów na Ukrainie Zachodniej, Rosja natomiast nie chce dopuścić do wypadnięcia Ukrainy poza orbitę swojego oddziaływania, to byłaby osobista klęska dla Władimira Putina.
To oczywistości. Gdzie tu zatem interes Polski?
Otóż polskim interesem jest wyrwanie się poza zaklęty krąg historycznych stereotypów, rachunków zbrodni sprzed lat. Dylemat jest prosty: albo nawiążemy nić wspólnych interesów, omijających rosyjskie imperium, albo podzieleni żelazną kurtyną nienawiści, dawnych zbrodni, pozostaniemy sami sobie – my i Ukraińcy.
Pewnie przecieracie oczy nad tym co czytacie – to pisze Gadowski, któremu nie podobała się nazwa zespołu „Enej”?!
Gadowski, którego matka i babcia uciekały z terenów wschodniej Rzeczpospolitej przed siekierami banderowskich zbrodniarzy?!
Tak, bowiem dziś dzieje się coś zupełnie nowego. Nie wierzę w to, że ludzie walczący o elementarne poczucie obywatelskiej godności na Majdanie, to banderowskie sotnie dybiące na polski Przemyśl. Łatwo jest rozpalić klimat waśni pomiędzy naszymi narodami, łatwo sensownie zbudować teorie ukraińskich zdrad i zbrodni od powstania Chmielnickiego począwszy. Tylko co z tego wynika?
Przeniesiemy Ukrainę na inny kontynent, czarodziejskim zrządzeniem losu sprowadzimy sobie nad wschodnia granicę Amerykanów?
Na ukraińskim fortepianie wyraźnie grają moskiewskie palce, ale właśnie teraz zmienia się tam historia tego narodu – wiec albo znajdziemy się tam w roli narodu, który otwiera Ukraińcom tunel do normalności, albo też - na kolejne dziesięciolecia - ugrzęźniemy w bezpłodnym rachunku krzywd.
Jeśli polskim głosem, słyszanym na Majdanie, ma być wystąpienie Jarosława Kaczynskiego, to jestem spokojny, dużo gorzej będzie jak cała nasza aktywność w dobie tej historycznej, dla Ukraińców, próby skojarzy się z działaniami Radosława Sikorskiego – pokrzykiwanie na Majdanowców, straszenie ich „wymordowaniem” i doprowadzenie do podpisania „historycznej ugody z Janukowyczem”, to wysiłki godne dyplomatycznego Jasia Fasoli.
Sikorski napiął się i podpisał ugodę, która już dzień później stała się bezwartościowym świstkiem. Zachował się na Ukrainie jak słoń w składzie porcelany i przekroczył granice kompromitacji.
Szansą dla nas jest dziś dyplomacja pozioma, pozarządowa, szukanie wspólnych interesów i otwieranie nowej karty, na której – obok uczciwego rozliczenia historycznych krzywd – znajdą się także realne działania elit dwóch sąsiadujących z sobą narodów.
Nie możemy kibicować planom rozpadu Ukrainy, nie możemy też spoglądać na nią oczami rosyjskiej propagandy, w której interesie jest wykopanie przepastnego rowu pomiędzy Ukraińcami i Polakami.
Razem jest nas prawie dziewięćdziesiąt milionów ludzi, ogromny rynek i wspaniałe miejsce do życia. Razem możemy stworzyć w Europie nową jakość…
Wiem, wszystko to brzmi mocno idealistycznie, ale jeśli czort pomieszał nam karty, to pora nimi rzucić i wstać od złego stołu, zanim znów skoczymy sobie do oczu.
Może jestem naiwny, ale każde działanie jest lepsze od siedzenia na progu swojej chaty z kraja i labidzenia nad niedobrym losem.