felieton opublikowany na portalu Stefczyk.info
Uwaga, będzie ostro, są bowiem sprawy, w których autor nie zwykł gryźć się w język.
***
Felieton jest jak potrawa. Jedni wolą mdłe, nie poruszające podniebienia leguminy, inni gustują w ostrych, otwierających oczy z wrażenia, sosach.
Są wielbiciele dietetycznych brej i miłośnicy krwistego mięsiwa.
Z reguły staram się swoje potrawy doprawiać, choć wiem, że takie praktyki zawężają krąg odbiorców, kurczą go do tych, którzy nie polegają na opinii innych i sami gotowi są smakować prawdę, choćby najostrzejszym sosem oblaną.
***
Tak więc drogie (dosłownie) ślimaki postępu i wy – lampucery totalnej urawniłowki - poczytajcie dziś mój felietonik, nic bowiem nie sprawi mi większej frajdy niż ujrzenie jadowitych wypieków na waszych przyklapłych policzkach.
***
Stworzyliście cały kod, podle którego się rozpoznajecie i porozumiewacie. Naczelnymi konstruktami tego kodu są takie pojęcia jak: „język nienawiści”, „homo (czytaj – ludzko) fobia”, „przesąd”, „faszyzm”, „szowinizm”, „samcza przemoc”, „niezrozumienie etapu historii”, „nietolerancja”, „ciasny nacjonalizm”, „antysemityzm” i tym podobne nowotwory konstytuujące nowy język.
***
Zauważyłem, że w dzisiejszej Polsce postępuje proces, z którym w sposób naturalny, mamy do czynienia w Serbii i Chorwacji. Tam na siłę rozdzielono jeden język – serbochorwacki i stworzono dwa, odseparowane od siebie, narzecza.
Dziś na to co Serbowie ciągle nazywają: „chlieb”, Chorwaci mówią już „kruh”…
W Polsce także następuje rozwarstwienie naturalnego, ojczystego narzecza. Zakazuje się używania pewnych pojęć, a innym kompletnie zmienia się znaczenia. Niektóre pojęcia, mające sporą tradycję i dużą soczystość, zostały wręcz zakazane i spenalizowane.
Spróbujcie dziś publicznie używać tak staropolskich określeń jak „zboczeniec”, „pedał” czy „sodomita”, sekutnica, latawica, spróbujcie nazwać profesor Środę „białogłową”, lub przepuścić, w drzwiach, przodem Kazimierę Szczukę do pary z Wandą Nowicką, albo – w przypływie totalnej brawury – nazwać pewną panią poseł – facetem bez jaj!
Oj policja poprawności szybko da wam tak w kość, że Łoże Madejowe wspomnicie jako rozkoszną miejscówkę.
***
Pojęcia i ich dokładne rozumienie są podstawą dyskusji. Jeśli więc oderwiemy je od ich pierwotnych znaczeń, a potem chytrze jedne z nich aresztujemy i wycofamy z obiegu, a innym nadamy zupełnie nieprzewidywalne konotacje, to zbiorowość (na której takie sztuczki przeprowadzimy) mamy już niemal w kieszeni, a raczej swoją łapkę mamy w ich – powszechnej – kieszeni.
***
Użycie „nowego języka” służy do kształtowania „nowej świadomości”. Okazuje się zatem, że Insurekcja Kościuszkowska nosiła w sobie jedynie jeden pozytywny pierwiastek – poruszenie chłopstwa ku obronie swoich praw, Powstanie Listopadowe – było przejawem głębokiej nieodpowiedzialności młodych podchorążych i ostatecznie, zgubną prowokacją. Powstanie Styczniowe było nieodpowiedzialnym traceniem sił, Józef Piłsudski i jego współpracownicy, byli gnębicielami własnego narodu i zazdrosnymi, małostkowymi ludźmi, którzy przeprowadzili zbrodniczy „Zamach Majowy”. Powstanie Warszawskie było nieodpowiedzialnym wiedzeniem młodych ludzi na rzeź.
Przypadkowo wszystkie te działania wymierzone były przeciwko dwóm państwom, których nazw, w tym kontekście absolutnie nie wolno wymieniać. Nieodpowiedzialnie walczyliśmy bowiem o niepodległość z niewymienialnymi ciemiężcami, no w najlepszym razie ze „stalinowcami” i „nazistami”. AK wyglądała jak banda obleśnych durni z pewnego niemieckiego serialu, którego scenariusza na pewno nie powstydziłaby się para autorska: Jerzy Urban - Jozef Goebbels
***
Z tymi nazistami, to w ogóle wszystko nie jest takie pewne, jako że naziści przeważnie swoje mleko ssali, z piersi nazistowskich matek, nad Wisłą. Gromiliśmy zatem Żydów w Kielcach, mordowaliśmy ich w Jedwabnem, nieodpowiedzialnie stawialiśmy nasze ciała pod upowskie piły i topory na Wołyniu, blokując tym samym słuszne tendencje narodu ukraińskiego do samostanowienia – szczególnie na trupach stu trzydziestu tysięcy wyciętych (w czystce etnicznej o znamionach ludobójstwa) w pień Polaków – i niepodległości.
***
W dzisiejszej Polsce każdy – kto jako tako potrafi zadbać o swoje interesy – ma rację!
Racja, w relacjach społecznych, ma jednak to do siebie, że przeważnie jest kosztem kogoś.
Wszyscy mają więc w dzisiejszej Polsce rację…kosztem Polaków. Tam, gdzie Polacy mogą się bić w piersi za winy obce – tam po prostu muszą to czynić.
***
Nowy język, ten coraz mocniej abstrahujący już od klasycznej polsczyzny, nie znosi „bohaterszczyzny”, „cierpiętnictwa”, „narodowej mitomanii”, on nie znosi „narodu” w ogóle, a przy okazji za nic ma Mickiewicza, Słowackiego i Sienkiewicza.
***
Narodem mogą zatem być Niemcy, Ukraińcy, Rosjanie, tej cechy nie należy jednak zbyt podkreślać w odniesieniu do Polaków. Jeśli już operujemy pojęciem „Naród Polski”, to zawsze w odniesieniu do wad, zbrodni (popełnionych, bądź wyimaginowanych). Za wszystkie musimy szczerze i nieprzerwanie żałować i przyrzekać – najlepiej ustami Adama Michnika i Mariusza Waltera – poprawę.
Biczowanie narodu ma trwać, aż do momentu jego ostatecznego wytresowania, albo - co byłoby chyba o wiele bardziej pożądane, jego ostatecznego – językowego i myślowego – rozbrojenia i ustawienia w pozycji na kolanach.
***
Być może jestem zacofańcem ostatecznym i zoologicznym nienawistnikiem, ale obiecuje, że nie mam zamiaru przejmować się Dzidziami Piernik, które oburzają się na moją Polszczyznę. W nosie mam fochy eterycznych „proroczków nowoczesności w domu i zagrodzie”. Już takich widziałem, jak ganiali z czerwonymi wypiekami i chustami, a teraz chodzą w uniwersyteckich gronostajach.
Wokół siebie mam strefę wolną od - serwowanych za ruble i euromarki - wyziewów. Nie obchodzą mnie ideologie „małych ojczyzn” (Heimatów) i plewienie własnego języka z jego najpiękniejszych kwiatów. Spluwam na takie wersje historii mojego kraju, w których nie ma miejsca na Husarię, lanie Moskali, czyny heroiczne i szacunek dla Powstańców. Patriotyzmu nie będzie mnie uczył stetryczały Angol, któremu zdarzyło się napisać książczynę o Polsce
***
To się od lat nie zmienia, drwię sobie z poprawnościowych reguł. Nikt mi nie wmówi, że słowo „Polska” jest najbardziej nienawistnym terminem, który powinniśmy wyeliminować z naszego publicznego słownika.
W jednym tylko – te pawie, fircyki i pomady - mają rację: jeśli poprawnościowe cioty twierdzą, że pojęcie „Polska” dzieli, to trafiają w samo sedno sporu.
Tak dzieli! Nas od nich. Separuje Polaków od kundli.
Witold Gadowski
Inne tematy w dziale Polityka