Tekst opublikowany na portalu Stefczyk. Info
SuperAmberGold
Wezwano mnie ostatnio do prokuratury, co prawda na Pragie, ale zawsze...
Napisano, że jak się nie stawię, to mnie jakoś tam załatwią, no to żem się zląkł i stawiłem żem się. Wymyty, czysty, porządnie odziany.
A tu miła chłopczyna, prokuratorek przyjemny, gdzie on by mi tam te wszystkie paragrafy powsadzał? Grzeczny, uprzejmy, z lekko zacinajacym się komputerkiem.
- Świadek pan jest, świadek z uprzedzeniem.. - poinformował rzeczowo.
Miły do tego stopnia, że zdradził mi powód wezwania do stolicznej prokuratury.
Oto okazuje się, że prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie „Superwizjera TVN”, ale wcale nie z powodu tego co ten „Superwizjer” zrobił – bo on (ten „Superwizjer”) jest jak wyrób czekoladopodobny z czasów PRL – kiedyś śledczy, a teraz udający i starający się tak istnieć, aby władzy na paznokiecik nie nadepnąć – ale właśnie z powodu tego czego ten „Superwizjer” nie zrobił.
Przyznam się, że po raz pierwszy mam do czynienia ze sprawą o to czego „dziennikarze śledczy” nie zrobili. Bo w innych sprawach to nieustannie odbywam tournée po krajowych prokuraturach.
Chodzi o aferę Amber Gold i wpis na moim blogu, w którym poinformowałem (na podstawie zgodnych relacji moich źródeł wewnatrz redakcji „Superwizjera”), że do programu „Superwizjer TVN” zglosili się świadkowie z dokumentami pokazujacymi przestępczy sposób działania firmy Amber Gold. Był to jednak okres, kiedy prezydent Gdańska – jak burłak na Wołdze – ciągał na linie samoloty pana Plichty, a w interesach z panem Plichną kąpał się premierowicz – Tusk junior, ten specjalista od transportu, podrózy do Chin i mieszkań za pół bańki znaczy się.
Było to więc przed wybuchem ogólnokrajowej afery Amber Gold i przed ujawnieniem tego o czym premier wiedział ponoć odrobinę wczesniej od ABW. (Wiedział?, nie powiedział?, nikt tego dokładnie nie wie, a jak nawet wie, to siedzi w słuzbach i trzyma premiera...za skarpetki)
Reporter „Superwizjera”, wprost od świadków, pognał do producenta programu pana X. (nazwiska oszczędzę, bo w światku dziennikarskim i tak nic nie znaczy i w naszej opowieści pełni raczej rolę trybiku w maszynce do mięsa), ten – wedle relacji moich świadków – zapalił się do realizacji materiału, ale po upływie kilkudziesięciu godzin niespodziewanie zgasł, oklapł, znaczy się wrócił do swojej zasadniczej pozycji.
Temat nie został zrealizowany, ktoś nie chciał, komuś było to nie na rękę, a może „oficer polityczny TVN” (metafora – to uwaga dla sądów) pokazał kciukiem w dół – tego już się nie dowiedziałem.
Po moim wpisie na blogu grupa poszkodowanych przez Amber Gold – afera pomimo profilaktycznego milczenia „Superwizjera” jednak wybuchła – wniosła do prokuratury doniesienie o mozliwości popełnienia przestępstwa z paragrafu 191 ust.1 Kodeksu Karnego, który ogólnie mówi o naciskach i kryminalnych próbach wpływania na zachowanie innych osób.
Śledztwo się toczy, pan X (ten producencik). dostał profilaktycznego kopa i już nie pełni żadnej funkcji w TVN, pozostaje jednak pytanie: dlaczego jeśli kotek wiedział to nie powiedział? A jeśli nie powiedział, to kto mu zakazał?
Jak Panstwo zauważyli zupełnie nie wspominam tu o misji i etyce dziennikarskiej, bo w wymienionych miejscach niewiele osób z samego faktu ich istnienia zdaje sobie obecnie sprawę.
Ja piszę, i to już zupełnie powaznie, o możliwości przemilczenia afery przez sztandarowy program śledczy jednej z największych telewizji!
Jeśli tak było, to mamy do czynienia z popełnieniem przestępstwa polegającego na zatajeniu posiadanych przez siebie informacji o trwajacym lub mającym się zdarzyć przestępstwie, a na to są kolejne paragrafy KK.
Już nawet nie wnikam w kwestię: kto komu zakazał realizacji materiału o Amber Gold?, bo tego pewnie precyzyjnie nie da się ustalić jako, że na pana X. (nominalnie szef „Superwizjera” do rycerstwa „Okrągłego Stołu” się nie zaliczał, ba rycerstwo, to może ogladał w serialu „Gra o tron”, któtko mówiąc „bojowy” był, „bojowy” w rozumieniu Stefana Kisielewskiego) różni ludzie mogli skutecznie tupać nogami – może miłemu prokuratorowi uda się odpowiedziec na to pytanie.
Tu chodzi jednak o rzecz poważniejszą, jeśli było tak jak przypuszczam, to nie tylko ukryto informacje o przestępstwie, ale na skutek tego ukrycia tysiące osób nie zostało w porę ostrzeżonych i tym samym poniosło ogromne straty.
Sądzę, że afera Amber gold – obok swego, powiązanego ze służbami specjalnymi, wymiaru finansowego – może mieć także wymiar moralny i (jeśli wszystko się potwierdzi) może zatrząść polskim środowiskiem medialnym (celowo nie używam słowa: „dziennikarskim”, bo wyrobów dziennikarskich jest tam coraz mniej).
„Medialna Afera Amber Gold”, a raczej „Afera Superwizjera” (jeśli uda się wyświetlic przebieg zdarzeń i potwierdzą one moje niecne przypuszczenia) może stać się polską „Watergate” au rebours (wspak – wyjaśniam na użytek przedstawicieli TVN, którzy mają kłopoty z gibkością umysłu).
Oto bowiem może rozpętać się afera wyciagajaca na światło dzienne fakty świadczące o tym jak media Trzeciej RP brały czynny udział w tuszowaniu i ukrywaniu afer władzy.
Okaże się też, że miast „czwartą władzą”, której zadaniem in statu nascendi (znów trudne słowo – panowie i panie z tefauen, pardon) jest spoglądanie władzy na paluszki, media Trzeciej RP były co najwyżej czwartą szajką, uczetnikiem machlojek, który pogwałcił misję i cele, dla których zawód dziennikarski został przez Pana Boga stworzony.
Jeśli wszystkie podejrzenia i relacje, o których piszę (bo przecież nie byłem świadkiem machlojek z Amber Gold i opieram swoje wieści jedynie na zeznaniach wiaarygodnych informatorów z wewnątrz) potwierdzą się, to będziemy mieli aferę przy której londyńskie machinacje Murdocha i jego „News Corp.” są jedynie dziecinną igraszką.
Media Trzeciej RP wykonują już bowiem wyroki zaszczuwania na śmierć – vide sprawa senatora PC Andrzeja Kerna – kompromitowania na zlecenie służb (przykładów aż nadto, o kilku może opowiedzieć pani Beger), czy też kłamania w sprawach wagi państwowej (Smoleńsk, śmierć Marka Karpa....), ale nigdy mechanizm brudnych powiązań pomiędzy władzą, służbami specjalnymi i mediami nie rysował się tak jaskrawo, jak może to być w przypadku całej afery Amber Gold.
I tak sam sobie zgotowałem zgubę...krotochwilny początek, a zakończenie grube.
Witold Gadowski
Inne tematy w dziale Polityka