Kiepski jestem w egzegezach świętych pism, bardziej profan niż profeta, wybaczcie tedy, że dziś będzie o Ewangelii. Dzisiejsze czytanie przynosi bowiem opis sytuacji, kiedy wielki Jan Chrzciciel ujrzał nieznajomego mężczyznę, na którego zstąpił Duch Święty. Szczególnie podkreślam frazę: „wielki Jan Chrzciciel”, aby tym mocniej zabrzmiało to co zrobił.
On bowiem ukorzył się przed nieznajomym, rzemyka u sandałów nie był godny mu rozwiązać. Miał świadomość, że jest tylko świadkiem, że jego obowiązkiem, istotą jego wielkości, jest ogłosić prawdę – prawdę, której był świadkiem.
Po co o tym pisze, przecież wszyscy o tym wiemy?
Tak mi się to jednak tamto, zamierzchłe zdarzenie, skojarzyło z dzisiejszym postępowaniem polskich dziennikarzy i aktorów.
Tak się jakoś plecie, że dziś każdy kogo nazwisko, choćby na ułamek chwili, zabłyśnie na publicznym firmamencie, natychmiast czuje się predestynowany do pouczania, głoszenia prawd o wszystkim, wydawania opinii i ferowania wyroków.
Gdyby jednak uczciwie spojrzeć na posłannictwo obu zawodów, to zawiera się ono w bardzo prostym komunikacie – jesteście świadkami, macie po prostu głosić prawdę, której byliście świadkami.
Nie waszą rolą jest kreować wydarzenia, urabiać masy – wy macie być świadkami. Być może właśnie w tym kryje się piękno obu zawodów. Piękne w nich jest to co prawdziwe, to co służy ku temu, aby inni poznawali prawdę . Bycie świadkiem wiąże się jednak z pokorą i odwagą. Czasem trzeba wielkiej odwagi, aby powiedzieć jak było.
Najbliższa jest mi oczywiście dziennikarska koszula, więc o niej jeszcze słów kilka.
Sam jestem dziennikarzem i sam często nie umiem powściągnąć swoich koni. Nie potrafię ustrzec się przed budowaniem wokół siebie fałszywego nimbu. Dlatego wiem jak łatwo zatracić istotę tego zawodu.
Bycie świadkiem, to czasem najtrudniejsza z ludzkich ról, a bycie pokornym świadkiem, świadkiem usuwającym się w cień po wykonaniu swojej misji, to w dzisiejszych czasach już niemal heroizm.
Jan Chrzciciel żadną miarą nie może być patronem celebrytów, a psi obowiązek dziennikarza to pozostawanie w cieniu.
Nic odkrywczego, ale jakże dobrze byłoby gdybyśmy my – dziennikarze – od czasu do czasu znajdowali swoją właściwą miarę.
Bycie uczciwym świadkiem to już tak wiele, ze nie ma potrzeby wzmacniać tego żadnym piarem, nie ma potrzeby rozmywania tego w show biznesie i infoteinmentach
Nie wymienię żadnych nazwisk, bo nie jestem bez winy.
Inne tematy w dziale Polityka