Jako polski cham mam sobie w kuchni takiego błazna, którego leje w pysk jak tylko mam gorszy humor. Zdejmuje mu okulary i leje go w podstarzały pysk, drugiego - głupszego, mam pod łóżkiem aby wycierać sobie o niego stopy.
Niech mi tylko kwiknie, to dostanie z woleja. Płacę, to wymagam.
Co? Nieśmieszne? Żenujące? Przekraczające granice dobrego smaku?
Co też pan powie panie Stasiński, nie smakuje panu tak górnolotna fraza?, czemu pan panie Kuźniar tak się wykrzywia i zezuje w stronę profesor Środy – potrzebuje pan suflera, aby czuć się bezpiecznie?
A pan panie wrażliwy Gugała, jak się to panu komponuje z pańska poetycznie nastroszoną duszą?
Jak błazen dokazuje w okolicach toalety, to znaczy się „kabarecik Lipińskiej”, czyli palce lizać i cmokać, a jak błazna podtopić w sedesie, to już mniej śmieszne?
Inne tematy w dziale Polityka