Od czasu do czasu kręcę się w miejscach, które uświetniają orszaki premiera Tuska, jego samego nie wyłączając – a że, są to wyższej klasy wódopoje, to i podsłyszeć się da to i owo, a czasem i znaleźć nieswoje.
Ostatnio, wyszkolony przez mojego znajomego „Lutka” P., stalkera baronessy Tusk, wszedłem w posiadanie telefonu, którego dotykała jedwabiście sprawiedliwa dłoń Ojca baronessy, Premiera samego.
Odsłuchałem sobie info nagrane na skrzynkę głosową, podzwoniłem na cudzy koszt, pograłem w gierki sieciowe, zatwitterowałem do Sławka Nowaka i Grasia Pawła i z nudów niepomiernych oddałem sprzęt do dyspozycji kancelarii Pana Premiera.
Jakiś srogi urzędnik zagroził, ze za takie postępowanie podadzą mnie do prokuratury.
Chłopaki! Powariowaliście? – toć przecież, zabawy to są niekaralne, zupełnie.
Co innego gdybym wystawił krzywizny swego zakończenia w kierunku nowego prezydenta Rosji, lub much nie odganiał srających na portret ryżego, izwinitie, jasnego Pana Priezidienta.
Teraz popijam ze znajomymi Pana Prezydenta Komorowskiego – a nuż trafi się, że zgubi komóreczkę.
Inne tematy w dziale Polityka