Witold Gadowski Witold Gadowski
2924
BLOG

Konfederacja Dębnicka

Witold Gadowski Witold Gadowski Polityka Obserwuj notkę 36

 


 Gdy byłem bardzo młody zdarzało mi się pozować na intelektualistę. Dystansowałem się wtedy od prostych wzruszeń i odruchów, pokpiwałem z bohaterów „Moskwa nie wierzy łzom”...

Na szczęście wyrosłem i dziś z niejakim wstydem oglądam Hołdysów, Lisów i Czubaszków, o księżach (wiecie których) nie wspomnę.

Mężczyznom i niewiastom w pewnym wieku nie przystoi bowiem chodzić w obcisłych spodniach, stroić małpich min i bałakać po młodzieżowemu.

Jeśli zatem mam o czymś ważnym komuś powiedzieć, to już nie egzorcyzmuje tego kilkunastoma: „no co prawda”, „wszyscy wiemy, że”, „phi, phi”. Nie staram się też być mądrzejszym od tych którzy coś przeżyli i zapłacili za tą wiedzę pręgami na plecach.

Krakowska głodówka w kościele na Dębnikach jest dla mnie ważna nie przez to, ze tak wypada sądzić, że na starość zachciało mi się wrócić do lat młodości, czy też z tysiąca innych udawanych powodów którymi „intelektualiści” odgradzają się od emocji, aby nie daj Boże, ktoś nie pomyślał, że są w stanie uronić łzę na dobrym filmie czy też zafascynować się zwykłą (nie zrelatywizowaną i rozwodnioną) prawdą.

Po prostu czuję, że w Polsce doszło do wielkiej ściemy, wielkiego matactwa. Mogę oczywiście napisać o tym cały traktat, ale ci co zachowali jeszcze powonienie czują (intuicyjnie być może), że coś śmierdzi.

Coraz trudniej ukryć za błyszczącą fasadą wylewające się zza niej śmieci. Zamiatanie pod dywan sprawiło, że trudno się po nim chodzić, a dotknięcie go bosą stopą grozi wizytą u dermatologa.

Kilku działaczy opozycji podjęło się rzeczy zgoła ( z punktu widzenia wszelkiej maści spin doctorów i mędrków) niepoważnej – jak by tego nie nazwać, i jak by nie owijać w bawełnę – rzucili wyzwanie doskonale funkcjonującej machinie cieniowania. Nie chcę napisać: kłamstwa, bo popadłbym w niepotrzebną emfazę.

Jeśli w Polsce coś doskonale funkcjonuje, to na pewno jest to medialna propaganda.

Doskonale zaszczepiona (jak futurystyczne chipy umieszczone w mózgowych ośrodkach sądzenia i poznania) tabunom cool i trendy dziennikarzy. Dziś, to już nie odpychające cwaniaki, jak redaktor grany przez Bogusława Sobczuka w „Człowieku z marmuru”, nie tępe aparatczyki jak niegdysiejsi hagiografowie Siwaka, czy też sprytne cwaniaki z kręgu dawnego „Studenta” i „Itd” z wypisanym na czołach parciem na karierkę– to doskonali trendsetterzy, modni, wyluzowani, europejscy, wojewódzcy i figurscy, żakowscy i paradowscy – słowem creme de la creme środowiska. Oni naprawdę wiele potrafią i czapka z głowy przed ich ciężka pracą, którą w pocie czoła, z doskonałym rozpisaniem na głosy, wykonują codziennie.

Gdyby tak funkcjonowali nasi drogowcy, to wybudowalibyśmy autostrady aż po Kaukaz.

Krakowska głodówka, to najprostszy sprzeciw na jaki mogą zdobyć się zwykli obywatele. Zdawałoby się, że to typowo polskie wołanie pod wiatr. A jednak coś się dzieje. A jednak ludzie lgną do tego protestu, popierają go coraz to nowe środowiska, a przecież głodówce nie towarzyszy nowoczesny „marketing idei”, wyszukany piar, czy nadzwyczajna sprawność w organizowaniu „eventów”.

Na krakowskich Dębnikach trwa natomiast wielka dyskusja, dźwięczą gitary, pojawiają się dawno nie widziani przyjaciele. Starsi, brzuchaci, ale czujący się jak w domu. Przez Dębniki przewijają się jednak także dziesiątki młodych twarzy, młodych ludzi, którzy są tu traktowani poważnie, bez cienia sztucznego dystansu.

Zamiast zaciętych twarzy jest uśmiech, żart, wyrozumiałość.

Trochę nieświadomie głodującym udało się stworzyć namiastkę tamtego nastroju, to „coś”, co tak bardzo odmieniało Polaków w sierpniu 1980 roku..

Oczywiście Dębniki to dziś nie stocznia, a oddziaływania protestu jeszcze w żaden sposób nie da się porównać z tamtymi dniami.

Jednak czas zwolnił, ludzie chcą pomagać i - co najważniejsze - czują, że to wszystko jest prawdziwe, bezinteresowne – wyrosłe z ducha tamtej „Solidarności”.

Tak jak wtedy także kpią z protestujących silne media, wyśmiewają ich nadworne błazny i bagatelizują, bądź udają że nie zauważają, politycy z obozu władzy.

Przypatruje się temu z rosnącą nadzieją.

Być może nie zmienimy świata, być może władzy uda się zamilczeć i złamać ten protest.

Jednak ludzie, którzy przewijają się przez dębnickie miejsce spotkań nabierają wiary, podnoszą głowy, uśmiechają się – i nie jest to uśmiech przygotowany dla telewizyjnych kamer.

Przez ostatni tydzień wokół głodujących stworzyła się mała konfederacja.

Konfederaci zwykle, jak uczy (nomen omen rugowana z polskich szkół) historia, nie wygrywają, ale niech przed nimi ma się na baczności władza, każda władza.

Konfederaci bowiem nie będą w aliansach i karki mają twarde, twardsze niż medialne mimozy. Potrafią też czekać, a to cecha, której obecna władza powinna bać się najbardziej.

Jeśli władza zignoruje ten protest, już niedługo będzie zmuszona rozmawiać z tysiącami ludzi, którzy dębnickim konfederatom i im podobnym uwierzą.

A ludzie, mimo wszystko, maja już taką cechę, że rozeznają pomiędzy piarowską szczerością, a szczerością po prostu. To tylko kwestia czasu.

P.S

Wśród głodujacych w krakowskim kościele pod wezwaniem św. Stanisława Kostki na Dębnikach jest Ryszard Majdzik. W 1980 roku, na wieść o strajkach w stoczni, wywiesił przy swoim stanowisku pracy transparent o treści: "Ja Ryszard Majdzik, robotnik, ogłaszam strajk solidarnosciowy". Samotnie , jako pierwszy w Krakowie zastrajkował solidaryzując sie z gdańskimi robotnikami. Teraz głoduje w kościele - nie jest tam przypadkiem. 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (36)

Inne tematy w dziale Polityka