Strajk głodowy jest jak ostatni nabój w pistolecie, po jego wystrzeleniu pozostaje jedynie okładać przeciwnika kolbą.
Kiedy koledzy rozpoczęli strajk w obronie nauczania historii i polskiej szkoły w ogóle myślałem, że to przesada, że może jeszcze nie teraz...
W końcu jednak puknąłem się w czoło: a dlaczego niby nie teraz? Jeśli nie teraz to kiedy?
Jak długo jeszcze można pozwalać na szopkę, w jaką dziś przerodziła się polska polityka?
Kłamstwa rządzącej koalicji wyłażą z każdego kąta, a władza z bezczelną miną, korzystając z usłużnego wsparcia bezwstydnych lizusów w mediach, udowadnia, że społeczeństwu niewiele się należy. Ma siedzieć cicho i klaskać na komendę medialnych clownów.
Taki „ład” najbardziej podoba się samozwańczym elitom. Takiemu porządkowi z wyrachowania przyklaskują śmierdzący tchórze wdrapujący się na coraz wyższe pięterka kariery..
I nagle kilku starszych panów rzuca systemowi wyzwanie.
Mówią: nie trzeba nam większych pensji, nie chcemy zaszczytów, ale chcemy, aby nasze dzieci były wychowywane na Polaków!
Takiego języka rządzący od pięciu lat karierowicze dawno nie słyszeli, tak dawno, że nie są w stanie go zrozumieć.
Na razie, jak cenzorzy z Mysiej, na wszelki wypadek, każą milczeć swoim medialnym sługom.
Ale informacja rozchodzi się, zatacza coraz większe kręgi. Ludzie pomagają, dodają otuchy, przynoszą kwiaty.
Znów pojawia się najpiękniejsze zjawisko społeczne – siła bezsilnych, siła idei – którą zlekceważyła kawiorowa postkomuna i lizusy władzy.
Na szczęście życie toczy się naprawdę, nie jest mydlanym serialem w reżyserii pieszczocha władzy, ani wydumanym dziełem o nieistniejącym przywódcy. To nie żenujące, choć słono opłacane, wygłupy Wojewódzkiego i uśmiechy przymilnych aktoreczek.
W tym realnym życiu jednak liczą się idee i odwaga w walce o ich realizację.
Adam Kalita, Grzegorz Surdy, Leszek Jaranowski, Bogumił Dąbrowa – Kostka i Marian Stach nikomu nie muszą już udowadniać, że w życiu potrafili walczyć.
Teraz postanowili jeszcze raz przerwać bełkot propagandy, wyczyścić nasze mieszkanie z brudu.
Tu chodzi o przyszłość Polski, o wychowanie jej dzieci.
One nie zasłużyły na rolę statystów w rozwijającym się świecie.
W latach osiemdziesiatych, kiedy u nieodżałowanego księdza Chojnackiego na Bieżanowie zaczynała się głodówka, esbecy kpili i liczyli, na to, że kłamstwem w mediach, szyderstwem i represjami załatwią problem. Nie docenili siły idei.
Dziś czuję, że ta sama idea kiełkuje w kościele św. Stanisława na krakowskich Dębnikach. Niech sobie kpią, albo milczą.
Popieram krakowską głodówkę, bo przywraca ona wiarę w najprostsze wartości i udowadnia, że prawdziwa Solidarność nie zasnęła, ciągle jesteśmy do niej zdolni.
Piszcie do nich, odwiedzajcie ich w kościele św. Stanisława przy ul. Konfederackiej na krakowskich Dębnikach.
Dotąd Dębniki powszechnie znane były jedynie ze słynnej tyrady pani Dulskiej, która dowiedziawszy się o niecnych postępkach lampartującego się Zbyszka, załamując ręce mruczała: - ze wstydu przyjdzie wyprowadzić się na Dębniki, teraz będzie się powtarzało: - to tu była ta ważna głodówka. Bo ona jest ważna dla nas wszystkich.
Inne tematy w dziale Polityka