„Bunt nie jest żądaniem totalnej wolności, na odwrót, występuje przeciwko niej. Neguje nieograniczoną władzę, która zezwala władzy na naruszenia nienaruszalnej granicy.” - takie zapożyczenie w ustach konserwatysty pojawia się niezmiernie rzadko, ale autor tych słów, Albert Camus, jawi mi się jako człek wyjątkowej uczciwości, z takimi oponentami to aż miło się spierać. Dziś jednak nie o sporze z Camusem, ani nawet z dużo mniej sympatycznym Jose Ortegą y Gassetem (trzeba mu jednak przyznać, że profetycznie sportretował polskiego leminga, czciciela tvn – u), dziś piszę jedynie o tym, że miarka się przebrała i to nie ta uniwersalna miarka, egzystencjalna – na tym poziomie z naszymi czynownikami nie ma nawet o czym rozmawiać, taka polemika jest bowiem w naszej rzeczywistości społecznej językiem martwym – przebrała się miarka dużo bardziej prozaiczna, tu spór trwa o ...michę i cała filozofia wokół michy się kręci, a więc będzie o kropli, która przelała michę.
Najpierw w Państwa wyobraźni przywołam galerię postaci, a gdy już stanie wam ona przed oczami, postarajcie się zajrzeć w te hmmm....twarze.
Jan Dworak, Krzysztof Luft, Iwona Śledzińska – Katarasińska, Jerzy Fedorowicz....
Wystarczy?
Zatem już wiecie o co mi chodzi. Nie wspominam całych zastępów figurek poślednich, bo rzecz nie w sumowaniu intelektów, a w ukazaniu pewnej metody.
Oto pan Dworak – jego suwereni i suflerzy - postanowił uwolnić polskiego „człowieka masowego” od mediów ojca Tadeusza Rydzyka.
Uczynił to jednak w takim stylu, tak nędznie, że nawet ludzie ojcu Rydzykowi nieprzychylni zawrzeli.
Podzielił cyfrowy multipleks jak na prawdziwe panisko przystało – promując „media zaprzyjażnione” i rugując tych, którzy ośmielają się posiadać inne, niż pan Dworak, poglądy.
Wszystko byłoby korekt gdyby pan Dworak wybierał niewymowne dla swojej małżonki, albo decydował o kolorze ścian we własnym domu, skoro jednak pan Dworak, i chór czworaczy w postaci przywołanych już przeze mnie postaci, usiłuje grozić mi paluszkiem i decydować o tym czego mam słuchać i co oglądać, to ja mówię panu Dworakowi – dość!
Przestań mi pan tym paluszkiem wygrażać, bo się go ani nie boję, ani mnie on niczym więcej niż pustym śmiechem nie przejmuje!
Siedzisz pan na swoim zydelku za moje pieniądze i skoro już tak fatalnie się potoczyło, to słuchaj pan co mam panu do powiedzenia.
Nie jestem miłośnikiem mediów ojca Tadeusza Rydzyka, korzystam z nich rzadko i tylko w momentach, gdy jestem w odpowiednim nastroju, jednak gdy usiłujesz pan ograniczyć polską przestrzeń medialną tylko i wyłącznie do mediów chwalących obecny rząd, mam ochotę wyrwać panu ten lukratywny zydel spod sempiterny.
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, a w ślad za nią dominująca część parlamentarnych komisji do spraw środków przekazu, w sprawie odmowy przyznania miejsca na cyfrowym multipleksie dla Telewizji Trwam po prostu się skompromitowały.
Wcale nie chodzi o to, że ojciec Rydzyk miejsca nie dostał, rzecz raczej w tym, że podział miejsc na multipleksie stał się okazją do prezentacji folwarcznego grubiaństwa, niekompetencji i zwykłej nieuczciwości.
Nie będę przywoływał już przykładów „firm” które zostały przez kompanię pana Dworaka docenione, ani też argumentów, które posłużyły do wykluczenia Telewizji Trwam, bo wszyscy już to znamy.
Pan Dworak – członek słynnego triumwiratu: Drawicz, Rywin, Dworak – wydaje się, ze zapomniał o fakcie, że przewodnią rolę partii już wykreśliliśmy z konstytucji i dziś, przynajmniej formalnie, obywatele mogą sami stanowić o tym co im się podoba, a czego nie cierpią.
Nie sądzę, aby pan Dworak miał na tyle wysublimowany gust, abym bezkrytycznie mógł zaufać jego preferencjom, a przecież nie o gusta tu idzie, ale o rzecz daleko bardziej istotną – o wolność po prostu.
Pewnie długo jeszcze nie będę nałogowym konsumentem treści preferowanych przez media ojca Tadeusza Rydzyka, ale dziś, gdy pan Dworak i akolici, usiłują administracyjnie, korzystając z osłony władzy, wykluczyć media ojca Rydzyka z przestrzeni publicznej – ja się buntuję.
Nie ma mojej zgody na grubiaństwo samozadufków, na wyroki ferowane przez samozwańcze „elity”.
Miarka się przebrała – skoro władza usiłuje spacyfikować rynek medialny, to ja wychodzę na ulicę, nienaruszalna granica została przekroczona.
Zapraszam tedy wszystkich przyjaciół w niedzielę na mszę u ojców Bernardynów w Krakowie, a potem, o godzinie dwunastej, na manifestację, która ruszy z ulicy Bernardyńskiej w Krakowie i ulicą Grodzką przejdzie na Rynek Główny.
Nie mam ochoty biernie przyglądać się skorumpowanej władzy i miernotom, które usiłują swój niewyszukany styl i inteligencję narzucić całemu społeczeństwu!
Nie należę do żadnej partii, nie jestem miłośnikiem żadnego z polityków, ale czuję, że ktoś niebezpiecznie majstruje przy mojej wolności, a na to nie pozwolę i dlatego się buntuję.
Stąd też wygrzebałem na półce zakurzonego Camusa , a jutro idę na manifestację.
Inne tematy w dziale Polityka