Witold Gadowski Witold Gadowski
6092
BLOG

"Banfi Hajszesz" premiera

Witold Gadowski Witold Gadowski Polityka Obserwuj notkę 69

 


 Czupryna się naszemu premierowi przerzedziła i wżer w czele nagle się porobiło – a może dopiero teraz kamery pokazały to z większą, niż zwykle, wnikliwością.

Wieczny „złoty chłopiec” (mam nadzieję że pan de la Hoya wybaczy mi to porównanie) przestał być czarujący.

Okazuje się, że pierwsze sto dni nowego rządu nie wyszło szczególnie okazale.

Sto dni? To znaczy, że przed nimi rządził inny „ukochany przywódca”

Wszystko to zdaje się potwierdzać moją, sformułowaną kilka notek wcześniej, diagnozę, że premiera nam podmienili!

Czytelnicy pewnie już się zżymają, że ja tak krotochwilnie, a sprawa jest poważna i o rzeczy najpierwsze tu chodzi.

Ja jednak też zupełnie poważnie – bo premier całkowicie podmieniony, podstępnie i beznadziejnie podkradziony. Tamten był opromieniony nieustannymi sukcesami, pod jego władczym brwi ściągnięciem rosły mosty, autostrady i stadiony.

Patrząc na drugą kadencję z perspektywy owych mitycznych, napoleońskich niemalże dni stu, łacno można zauważyć, że minione cztery lata były okresem słodkiego obiecywania, przekonującego obiecywania, obiecywania, które specjaliści od pijaru i ich medialne rezonatory zamieniali w prawierzeczywistość. Jak 'prawie” była to jednak rzeczywistość widzimy dopiero teraz, gdy przyszedł moment, w którym los mówi: sprawdzam!

I znikają te piękne nirwany „nowoczesnego kraju, z którym liczą się partnerzy” jak kolonie różowych myszek wypełzłe z kokainowego snu.

Widzimy znerwicowanego, żołądkowo skrzywionego mężczyznę w średnim wieku, w którego spojrzeniu coraz częściej czai się lęk, niepewność i ochota na ucieczkę w lepszą rzeczywistość.

Z nowoczesnego, gibkiego przywódcy, spoglądającego stalowoniebieskim wejrzeniem źrenic w przyszłość, Mojżesza ponowoczesności i modernizacji, wychodzi zgarbiony chłopiec o twarzy Piotrusia Pana, ale kilkaset stron poza końcem bajki, który gotów jest sprzedać blog własnej córki byle tylko wyjść cało z tego co już „idy marcowe” mu przyniosą.

„Samotny”, „w obliczu wielkich wyzwań”, piszczą mainstreamowe tygodniki, a nawet młodzi karierowicze z partyjnej młodzieżówki zaczynają już przebąkiwać o potrzebie zluzowania goniącego w piętkę lidera – słowo właściwsze niż „przywódca”, bowiem to drugie niesie w sobie jednak pierwiastek wyrastania ponad przeciętność -.

Premier ma na twarzy wypisany dziecięcy zawód – jak to się stało, ze tak sprawnie działająca dotąd maszynka pijaru naraz przestała urabiać opinie motłochu (tak intuicyjnie sądzę, ze „lider” zwykł określać zarządzany przez siebie naród w momentach gdy w towarzystwie bliskich lizusów popala sobie cygara i „nieszkodliwie żartuje” - jak raczyła to kiedyś określić „Polityka) fiksuje, zawodzi?!

Motłoch krzyczy na premiera, motłoch domaga się czegoś – to już TVN do spółki zresztą klecicieli propagandowych obrazków nie wystarczają?.

Dziecięcy zawód objawia się zwykle w momentach, gdy ulubiona zabawka rozpada się na kawałki, a na naszych oczach właśnie widać jak „propagandowa maszynka iluzjonizmu” pod naporem faktów, zamienia się we własną karykaturę.

Jeśli premier nic zaskakującego nie przedsięweźmie, to jego rządy przejdą do polskiej historii jako okres, w którym dominowała ideologia (tak proszę Państwa, to jednak jest ideologia) Iluzjonizmu. Ciekawy (w sensie akademickim) pomysł na uprawianie realnej polityki za pomocą tworzenia „medialnych hologramów” - na tyle jednak intensywnych, że zdolnych odwrócić powszechną uwagę od rzeczywistych wydarzeń.

To skuteczna ideologia i metoda zarazem, jednak jak się okazuje skuteczna (przy najwyższym medialnym wysiłku zaprzyjaźnionych propagandystów – dziennikarzy) na okres jednak kadencji.

Jeśli prawdą jest, że za propagandową grą ekipy Donalda Tuska stoi pan Igor Ostachowicz, to twórca tej praktyki najwyraźniej popełnił jeden, brzemienny w skutkach, błąd – zapomniał wspomnieć, że gwarancja na „iluzjonizm” nie sięga dalej niż jedna kadencja rządzenia.

Premier ma minę zbolałego chłopca, bowiem rządowy joystick najwyraźniej przestaje działać, na ekranie ukazują się coraz większe zakłócenia, a polityczny prompter przestaje podpowiadać idealnie skuteczne, jedwabne bon moty.

Niewybudowane autostrady właśnie, złośliwie się rozpadają, Stadion Narodowy istotnie zasługuje na swoje miano bowiem właśnie podwyższa narodowi wiek emerytalny i składki ZUS – owskie. Paliwo przekroczyło sześć złotych, młodzi kpią w internecie, odsiecz ze strony Polokoktowców nadchodzi opieszale.

Słowem – trzeba podejmować realne decyzje i sprawdzić, co naprawdę kryje się w umyśle i mankietach Jana Vincenta Rostowskiego, na dodatek pani kanclerz Aniela brutalnie przerwała sen o spodziewanej odsieczy z Zachodu, a na Wschodzie narasta widmo Smoleńskiej Prawdy.

***


 

Pamiętam, jak w latach osiemdziesiątych redaktor Leszek Mazan przywiózł sobie z Węgier „Banfi Hajszesz”, cudowny płyn na porost włosów. Jaruzelszczyźnie udało się wtedy skupić uwagę widzów TVP na kuracji „Banfi Hajszeszem”, którą Leszek Mazan zafundował sobie na wizji. Wcierał, wcierał, wcierał...a wraz z nim miliony telezritieli.

Kilka dni temu spotkałem Leszka Mazana, jak zwykle był łysy jak kolano Najjaśniejszego Pana.

Rzedniejąca czupryna Donalda Tuska symbolicznie ukazuje moc „Banfi Hajszesz” stosowanego przez jego zaplecze. „Iluzjonizm i pijar” działają tylko do momentu, gdy wyobrażenia kształtują świadomość, kiedy do głosu dochodzi byt okazuje się, że perfumowany wychodek ciągle tylko wychodkiem zostaje.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (69)

Inne tematy w dziale Polityka