Coraz częściej łapię się na tym, że powtarzam banalne obserwacje, ot takie, że im większy płaz tym dalej zajdzie. Prawda to ani nowa, ani też specjalnie odkrywcza.
Zajmowanie się światkiem medialnym zaczyna przypominać grzebanie w coraz bardziej cuchnącym szlamie, ktoś także - całkiem słusznie - może stwierdzić, że nikogo już nie obchodzą dziennikarskie problemy i środowisko polskich dziennikarzy same sobie jest winne, że znalazło się w takim, dość obrzydliwym, stanie. Uwaga słuszna i ożywcza – jest jednak jeden szkopuł – jeśli pozostaną jedynie Sekielscy, Morozowscy, Lisy, Machały – Fabisiaki, Gugały, i...kilka pieter niżej... Drohomireckie (taka krakowska odmiana kameleona), to kto poinformuje społeczeństwo, że właśnie przyszła zła godzina?
Czy uważacie, że to „towarzystwo” będzie miało odwagę aby stać się posłańcem złej nowiny? Nikogo nie musi interesować stan środowiska dziennikarskiego, nawiasem mówiąc jest podobny do tego w „stanie wojennym”, tylko więcej w nim galarety: zweryfikowani przyjaciele władzy zostają, myślący niezależnie, lub tylko mający zbyt mało plastyczne karki i twarze, wylatują. Nikogo ta powtarzająca się jak widać cyklicznie degrengolada nie musi interesować, pod jednym wszakże warunkiem: że istnieje alternatywny kanał przesyłu wiadomości prawdziwych – nie poddanych cenzurze.
Swoją drogą czasy Tuska przyniosły zjawisko, którego nie spodziewał się nawet Orwell – cenzura nie wymaga już wielkich urzędów i cenzorskich nożyc, wynalazek polega bowiem na tym, że z wielkim sukcesem zastosowano implementację odruchów w stylu tresury psów Pawłowa.
Za czasów PRL funkcjonował, śmieszny wówczas, dziś mniej, bon mot: obywatelu wyręcz ZOMO – obij się sam!. Dziś pewnie nikogo by to już nie śmieszyło. Dlaczego?
Otóż świadomy obywatel Trzeciej Rzeczpospolitej Ludowo – Obywatelskiej nie musi czuć na sobie czujnego spojrzenia cenzora, jego rolę doskonale pełnią propagandyści z TVN, a ostatnio też TVP – oni drukują obywatelom w mózgach zerojedynkowe odruchy zawiadujące (czasem już poza ich świadomością) tym kiedy mają szczerzyć kły, a kiedy anielsko się uśmiechać.
Postać „kułaka”, „zaplutego karła reakcji”, „grubego imperialisty z pękatym cygarem z zębach” czy wyszczerzonego jak wampir Trumana, zastąpił niewielki, pękaty jegomość w okoloemerytalnym wieku.
Ludzie, widząc Jarosława Kaczyńskiego, mają ujadać jak sfora wygłodzonych kundli, na widok Antoniego Macierewicza mają toczyć pianę wścieklizny, a samo wspomnienie o Andrzeju Gwieździe, Annie Walentynowicz czy Krzysztofie Wyszkowskim powinno wywołać intensywny jak wymiociny stek wyzwisk.
Świadomy i nowoczesny, nie obarczony „polskością nienormalnością”, obywatel powinien cenzurować się sam i to na poziomie podświadomym, tak aby sam fakt ocenzurowania nie sprawiał mu najmniejszego dyskomfortu, a w idealnej sytuacji nie pozostawiał nawet drobnego śladu w polu świadomości.
Poglądy kaprali postępu z „Trybuny Ludu” III RPLO (wiecie jaki tytuł mam na myśli) i poukrywanych w nowoczesnym budynku TVN starych politruków, mają być poglądami narodu, a program „Partii” - tej „Partii”!- jedynym sposobem myślenia o świecie, współczesności, wartościach i widokach na przyszłość.
Jako stary wichrzyciel i „antypostępak” pewnie bym się na to burzył z powodu samego faktu stosowania tak prymitywnej w istocie socinżynierii, ale mój rozsądek, gdzieś tam by szeptał: jeśli „Partia” ma dobry program, jeśli „Partia” służy krajowi, to niech tam...odrobina dyktatury, zwłaszcza takiej wciąż jeszcze przecież miękkiej, mało totalnej, w istocie opartej na medialnych hologramach, może Polsce w efekcie posłużyć. Dyktaturka ze świadomością drogi – rzecze mój przewrotny rozsądek – nie musi koniecznie powodować śladów na tyłku, a kierunek w konsekwencji przyniesie jakiś tam zamierzony cel.
Problem jednak w tym, że „Partia” najzwyczajniej w świecie nie ma pojęcia o tym co sama wyprawia, nie obejmuje nawet w części spraw krajowych, a jej jedynym kierunkiem (bardziej nawet intuicyjnym niż jasno uświadamianym) jest dążenie do utrzymania władzy za wszelką cenę, władzy dla samej władzy, lub też władzy ze strachu przed jej oddaniem i konsekwencjami, które fakt ten może spowodować. Rządzi zatem strach i cwaniackie szukanie ewakuacyjnych drzwi.
A to już nie tylko, że niebezpieczne, ale też ze wszech miar zdradliwe, zdradliwe dla polskiej niepodległości.
To nie Donald Tusk wymyślił bowiem strategię polegającą na utrzymywaniu władzy dzięki „pomocy” państw ościennych. To już coraz wyraźniej pachnie Wettynami i ich opieraniem się na bagnetach Piotra Wielkiego.
Absurdalna redukcja armii koronnej, przy jednoczesnym niekontrolowanym wzroście potęgi magnatów – oligarchów, uciekanie się do koronacji za pomocą moskiewskich wpływów, sparaliżowanie parlamentu za pomocą stronnictw opłacanych przez Piotra, Katarzynę i Fryderyka, kupowanie artystów za pomocą moskiewskiego mecenatu, „obiady czwartkowe” zamiast Konstytucji – to wszystko już było.
Dalibóg jednak Baciarelli, Canaletto, Karpiński i Bohomolec mieli w sobie więcej talentu i wdzięku niż Nieznalska, Kozyra, Gretkowska i Środa, Janda i aktor Karolak na jednej scenie.
- „Historia powtarza się jako farsa” - mawiała pani Gebcia, moja czcigodna, wychowana jeszcze w II RP, nauczycielka historii.
Minister Sikorski głosi dziś ni mniej ni więcej tylko stare saskie hasło, że „gwarancją niepodległości Rzeczpospolitej jest jej ...słabość, nie zadzieranie z sąsiadami”.
Wypełzła, w ślad za brudnymi onucami Armii Czerwonej, czworakowa elita szybko zaś wlazła w kontusze Sicińskich i : żre, pije, puszcza wiatry i popuszcza pasa...za państwowe naturalnie (unijne także – czyli czyje?) fundusze.
Król Staś przechadza się, król Staś łaskawie tłumaczy, król Staś zapewnia.......
Pozostaje jedynie mieć nadzieje że Władimir P. nie jest jednak Piotrem Wielkim, a Aniela M.
Sophie Friederike Auguste zu Anhalt-Zerbst.
Czy jednak jedyną gwarancją naszej niepodległości ma być rewolucja w Rosji i upadek niemieckiego euro?
Nie w tym celu jednak piszę swój felietonik, aby straszyć Was przed snem, chcę tylko zwrócić uwagę Szanownych P.T. Państwa, że nawet jeśli dziś właśnie zaczął się ostateczny upadek obecnego rządu, jeśli dziś właśnie walutowa śmierć ostatecznie zajrzała w oczy panom pożyczalskim na wiecznych wakacjach: Tuskowi i Rostowskiemu, jeśli już teraz myślą jedynie o tym jak cało wynieść swoje skóry z tego co nadchodzi, to Państwa nikt o tym nie raczy poinformować.
Tak się bowiem ułożyło, że „dziennikarze na służbie” (swoją drogą, to zamiast medialnych oznaczeń powinni chyba nosić lokajskie liberie) o niczym nikogo nie poinformują zanim nie dostaną czytelnych rozkazów, a te ładujący się na szalupę gieroje mogą nie zdążyć im już wydać.
Dlaczego więc obecny upadek żurnalistyki jest groźny dla Ciebie i dla mnie?
Bo, nieświadomi prawdziwego rozwoju sytuacji, nie zdążymy niczego przedsięwziąć, aż do czasu gdy zapukają do naszych drzwi z radosnym powitaniem „Zdrastwujtie Guten Tag”.
Na podwórzu nie będzie już nawet jednego starego psa, który zaszczeka, w telewizyjnym ołtarzyku nie wystąpi już żaden generał. Ot pewnego dnia zaczną iść filmy bez dubbingu.
Inne tematy w dziale Polityka