Gość pyta oberżysty: - Panie czy tu są pluskwy?, - a ten mu spokojnie odpowiada: - tak, ale to nie ja je wymyśliłem. Znacie?
Pewnie, to ulubiony dialog Kisiela z „Rewizora” Gogola.
Skoro Kisiel i Gogol, to – jak błyskotliwie wnioskujecie – znów będzie o „Nagrodach Kisiela a.d. 2011”. Bingo !(jak lubi pisać Jurek „Sowiniec” Bukowski).
Był czas, że odwiedzałem pewną piękną harfistkę mieszkającą na ulicy Krowoderskiej w Krakowie.
Nie dość, że była piękna, to jeszcze raczyła mnie czasem doskonałym wykonaniem „Nostalgii” Oliviera Toussainta, na jej własnej, zabytkowej, harfie.
Cóż z tego – skoro gdy tylko kładła swoje długie palce na strunach harfy, piętro wyżej jakieś babsko rozpoczynało defiladę na szpilkach, stukało obcasami, a każdy takt jej piekielnej defilady wbijał się zardzewiałym sworzniem w mój bezbronny mózg.
Pewnego dnia poderwałem się i postanowiłem, że uduszę babsko własnymi dłońmi i... wtedy prześliczna harfistka, odgarniając anielski kosmyk z czoła, połozyła palec na ustach.
- Pssst!, tam na górze mieszka pani Janina Paradowska, właśnie kupiła sobie w Krakowie mieszkanie – szepnęła różowiejąc na policzkach.
„Nostalgia” (posłuchajcie i pomyślcie wtedy o pięknej harfistce w komplecie) i twarz Janiny Paradowskiej, Toussaint i jaskrawe stacatto obcasów jej szpilek...
Ot, takie mam skojarzenia, stąd też nie oburzajcie się, że widzę Janinę Paradowską tak jak widzę
http://wgadowski.salon24.pl/263486,byc-jak-janina
„Wszystko przemija, nawet najdłuższa żmija...” odkrył kiedyś krakowski Wiesław Dymny, nie znał jednak Janiny. Ona jest nieprzemijalna, wysysa skądś ten niezmienny eliksir nieomylności, barmanka z komunistycznych podówczas krakowskich (znów i niestety) „Jaszczurów” wie wszystko, lepiej i mądrzej niż Gospodarz Raju.
Jeśli ją sobie weźmie do siebie, to ja pomodlę się na osobności jedynie o jakieś mniej eksponowane, za to dobrze wyciszone, miejsce. Jedwabny głosik pani Janiny, która w PRL, za Rakowskiego, w III RP, w szpilkach i w niewymownych, a pewnie i na kolejnych etapach, pouczy, pogrozi słodkim paluszkiem i ….jak zawsze da dowody nieskazitelnej odwagi i bezkompromisowości. Esencja Pu(p)blicystyczności
Stefan Kisielewski bywał złośliwy i przewrotny, z rozmysłem wprowadzał w osłupienie .wszystkich, którzy szykowali mu ubranka z brązu i cokoły.
Teraz, jak słyszałem, siedzi sobie na pneumatycznej chmurce, rzępoli na niebieskim fortepianie i zwija się ze śmiechu patrząc na efekty nowej finfy, jaką właśnie wyprawił Nadwiślanom.
Nawet jego ulubiony tam kompan „Wiech” Wiechecki na chwilę przestał zapodawać o nowych przygodach Walerego Wątróbki, aby koić się rozkosznym rechotem rozbuchanego Kisiela.
Ponoć Kisiel czuje się tam jak u siebie w domu i co rusz wyprawia Szefowi jakieś nowe brewerie. Ponoc także znów zaczęli kropkować jego najnowsze felietony z czego jest jak bobas szczęsliwy.
No, ale my tu zostaliśmy z Janiną – Laureatką Nagrody Kisiela.
Ciekawe co Ciebie tam panie Kisiel bardziej cieszy – Dostojna Laureatka, czy nasze miny na widok przyznanej jej nagrody?
Jeśli jednak nie zachowasz w swoich facecjach miary, to my tu, za chwilę ogłosimy, że nowym Kisielem jest Lis, Lis Tomasz, a jego publicystyka jest godną kontynuacją Twoich „Dzienników”.
Ciekawe kto wtedy będzie najgłośniej rechotał?
http://wgadowski.salon24.pl/273860,faust-niedoszly
Nie wiem czy o tym wiesz, ale twój imiennik Wiechecki potrafi plotkować na obie strony.
Inne tematy w dziale Polityka