Jakieś dziwaczne organizacje, podające się za „głos środowiska dziennikarskiego”, domagają się zwiększenia ochrony „dziennikarzy na służbie”. Początkowo, słuchając tego, jedynie uśmiechałem się z pobłażaniem, okazuje się jednak, że oni tak na poważnie.
W czasie gdy Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, jak wołający na puszczy, apeluje o zachowanie resztek zawodowej etyki, o zwykłą w końcu i niezbyt heroiczną uczciwość, jakiś „Press Club” domaga się zwiększonej ochrony dziennikarzy. Ochrony przed czym?
Nie owijając w bawełnę powiem co o tym myślę: hucpa, hucpa, po trzykroć hucpa!
Dziennikarza chroni jego rzetelność i odwaga, ktoś kto domaga się czegoś więcej jak widać stracił zaufanie do samego siebie, nie wierzy już (ciekawe dlaczego?) w to że ludzie mogą dziennikarzy szanować.
Bywałem w różnych sytuacjach i do głowy mi nawet nie przyszło, żeby żądać, domagać się, specjalnego traktowania.
Zdaje się jednak, że czegoś nie zauważyłem, przeoczyłem doniosły fakt pojawienia się nowej kategorii dziennikarzy - „dziennikarzy na służbie”.
Daruje sobie złośliwość i nie spytam: na czyjej?! Jak poznać takiego „dziennikarza”? Po wyciągniętych w przód przednich łapkach?
Hmmm...wybaczcie, zły charakter jednak sam to wypisał. Sardonicznie uśmiechnięty wracam jednak do rzeczy.
Widziałem takich „dziennikarzy na służbie i ze Służbą”, choćby w nowohuckich Mistrzejowicach, - gdy manifestanci nacierali, a ci - heroicznym truchtem - gnali do zomowskiej budy – ale to były lata osiemdziesiąte i „dziennikarze” istotnie pełnili swoją służbę w niesprzyjających warunkach przyrody. Raz mieliśmy nawet pomysł, aby jednego takiego (w Nowej Polsce znalazł sobie intratną posadę w bankowości) dopaść i pozbawić spodni marki „rifle” - uratowała go salwa z wodnej armatki.
Wtedy „służbowi dziennikarze” pracowali także w „Gazecie Południowej” - była w „krakowskiem” taka jaruzelska mutacja trzech tytułów: „Gazety Krakowskiej”, „Dziennika Polskiego” i „Echa Krakowa” -....
Hmmm dziś (jak w stanie wojennym) wszystkie te trzy tytuły znów znalazły się w jednych rękach, tylko, że koncern „jaruzelskie nowosti” zastąpił Neue Passauer Presse. No... mniejsza jednak z takimi (złośliwymi, wiem) asocjacjami.
Wielokrotnie bywałem i bywam w tłumie ludzi, nigdy nie czułem się w nim zagrożony.
Boją się ci, którzy czują, że robią coś złego, ale od zła najsprawniejsze służby i paragrafy was nie ochronią.
Czyżby więc bezczelne żądania jakiegoś „Press Clubu” (wiem wiem, w świecie istnieją takie kluby , ale ten jawi mi się jako jakieś doraźne antidotum na "brunatne" wg Bratkowskiego SDP) były w istocie przyznaniem się do procederu, który sprawia, że „dziennikarze”, tak jak tamte nowohuckie gąski zmykające do zomowskiej budy, nie chcą mieć bliskich spotkań III stopnia z własnym ludem?
Co was tak przeraża?
Rodacy?
Oświadczam, że ja Witold Gadowski, dziennikarz żyjący z uprawiania tej profesji prawie dwadzieścia lat, nigdy nie oczekiwałem od mojego państwa większej ochrony niż ta jaką powinien mieć każdy praworządny obywatel.
Nie chcę żadnych zmian w prawie, poza likwidacją paragrafu 212 i nie życzę sobie zainteresowania moimi ścieżkami ze strony jakichkolwiek mundurowych i cywilnych czynowników.
- Broń mnie Panie od przekupionych sądów
i od pychy mnie zachowaj – to jedyne czego od opatrzności może chcieć dziennikarz – dziennikarz bez okolicznika: "na służbie".
Inne tematy w dziale Polityka