W 2005 roku, byłem w Nowym Jorku spotkałem się tam z Marianem, jedynym Polakiem, który został świadkiem koronnym amerykańskiej agencji antynarkotykowej DEA. Wraz z dwoma innymi ludźmi z Polski byliśmy jedynymi dziennikarzami, którzy kiedykolwiek rozmawiali z tym człowiekiem. Marian miał szczególne względy w Medellin, kartel dawał mu spore ilości kokainy na kredyt. Wpadł gdy próbował sprzedać ponad trzysta kilogramów kokainy podstawionym przez DEA kontrahentom. Zdecydował się na współpracę.
- Zrobiłem to też dlatego, że w mojej kuchni codziennie spotykam żyjący wyrzut sumienia. Mojego syna, który jest warzywem. Jest warzywem dlatego, że jego ojcu zachciało się być bossem. Kula w głowę i mój syn został warzywem .Kula była przeznaczona dla mnie, jako rozliczenie za kolejną transakcję. Kokaina robi cię księciem, ale sprawia że łatwo staniesz się też mordercą – powiedział Marian w długim wywiadzie, którego nigdy nie pozwolono mi opublikować.
Do Nowego Jorku przyleciałem późnym wieczorem. Nie byłem pewien czy tajemniczy świadek rzeczywiście zechce się ze mną spotkać. Rano, gdy jadłem śniadanie, usłyszałem nad sobą głos mężczyzny w średnim wieku, palił cienkiego papierosa. - Chyba na mnie czekasz – usłyszałem zdanie wypowiedziane czystą polszczyzną.
Rozmawialiśmy przez kilka dni, Marian opowiadał o niezbyt skomplikowanym systemie korumpowania najważniejszych osób w polskim państwie. Mówił o wizytach znaczących przywódców Ndranghetty w najważniejszych gabinetach warszawskiego samorządu. Opowiadał o wspólnych popijawach, na których zjawiali się ludzie z Polski. Pokazywał wspólne zdjęcia ze znanym polonijnym biznesmenem, z polskimi politykami. W pewnej chwili zaśmiał się i opowiedział mi jak w wyniku rozliczeń za setki przemycanych do Polski samochodów (na tzw „mienie przesiedleńcze”) został właścicielem...osiedla mieszkaniowego w Tychach.
Marian był świadkiem negocjacji, które miały doprowadzić do przerzutu do Polski kilkuset kilogramów kokainy, narkotyki miały być ukryte na jachcie. Marian wprost, choć bez dowodów, opowiadał o korupcji znanych w Polsce polityków. Zeznania Mariana, od których naprawdę robiło mi się wówczas gorąco, trafiły do krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej. Prowadzono tam ponoć wielkie śledztwo, w którym Polacy korzystali z pomocy amerykańskiej DEA i...nic!
Minęło kilka lat i sprawa rozmyła się kompletnie. Nikt już do niej nie wraca a amerykańska DEA, po cichu, zwinęła swoja warszawską placówkę. Odkrywając nieco kulisy ( na tyle na ile pozwala mi dziennikarska wstrzemięźliwość) mogę jedynie dodać, że polska placówka DEA i jej oficerowie odegrali sporą rolę przy zatrzymaniu i ekstradycji Monzera al Kassara oraz Wiktora Buta.
Jeden z amerykańskich oficerów, żegnając się z warszawską placówką, zaprosił mnie na kolację i powiedział słowa, które solidnie sobie zapamiętałem:
- Oglądaj się za siebie – a gdy napotkał moje pytające spojrzenie, dodał:
- Pewnego dnia zrozumiesz dlaczego z ulgą stąd wyjeżdżam, bo pewnego dnia znienawidzisz swoją robotę.
Oficer wyjechał, został nawet wysokim urzędnikiem w centrali. Prowadzone przez DEA sprawy nigdy nie ujrzały w Polsce światła dziennego.
Teraz, kiedy aresztowano Gromosława Czempińskiego, przypomniały mi się rozmowy z Marianem i z amerykańskimi oficerami. Przypomniałem sobie dystans z jakim patrzyli na sytuację w Polsce.
Dla nikogo nie jest tajemnicą, że każdy z polskich oligarchów posiada własną służbę wczesnego ostrzegania (wybaczcie eufemizm), należą do niej byli wysocy oficerowie wywiadu i kontrwywiadu. Emerytowani generałowie i pułkownicy działają oficjalnie, nie czynią ze swoich usług specjalnej tajemnicy.
Przypomnijcie sobie skąd do ABW wrócił jej szef (szczególiści powiedzą, że z transparentnego koncernu). Oficerowie wojskowych służb są dziś obecni w każdym niemal dużym biznesie. Nawet w biznesie medialnym (!) - i nie piszę tu o szanownej, szpiegowskiej i bezpieczniackiej progeniturze, bo to zupełnie odrębne zjawisko - czasami to oni właśnie, emerytowani oficerowie i ich współpracownicy, uniemożliwiali publikację niektórych moich ustaleń. Po pewnym czasie zrozumiałem istotę nowej rzeczywistości. Przestałem się miotać, po prostu zacząłem się temu, z pewnego dystansu, przyglądać.
Dziś, kiedy wszyscy głowią się nad przyczynami aresztowania pana generała Czempińskiego, zupełnie poważnie twierdzę, że z podobnymi zarzutami w aresztach mógłby wylądować dowolnie wskazany oficer, „sprawdzający się” teraz w biznesie.
Aresztowanie to jedynie dowód na fakt, że czyjś parasol zaczął gwałtownie przeciekać.
Dzisiejsi ludzie „drugiej strony lustra” zdają się mówić panu Gromosławowi – za daleko znalazłeś sobie protektorów, troszkę nabroiłeś przeciwko bliskiej zagranicy, niech więc teraz bronią cię twoi protektorzy pod wodzą resetującego stosunki z Rosją prezydenta Obamy.
Trochę pobuzuje i przestanie, tak jak w wypadku śledztw paliwowych, gazowych, ubezpieczeniowych i … narkotykowych – czy jakiś polityk dostał zarzuty z tytułu czerpania korzyści z handlu narkotykami, paliwami, gazem?
To, że dziś generała Czempińskiego obciąża Peter Vogel znaczy tylko tyle, ze protektorzy pana Vogela, ci którzy zoperowali mu życiorys i umościli go w Szwajcarii (prawda panie generale?), wydali polecenie: „nada”.
Ciekawe czy pan Vogel okaże się równie rozmowny na temat związków pewnego koncernu medialnego z aferą „Clairstream” ….hmmm wystarczy.
Nadszedł czas dyscyplinowania szeregów, a generał zbyt lubił media i kto wie czy nie miał zamiaru stać się bardziej niż zwykle rozmowny. W aresztach panuje ostatnio epidemia samounicestwiania się aresztantów baczmy więc, aby panu "Samum" włos nie spadł z bujnej czupryny, przecież jeszcze nieraz może uraczyć nas komentarzem w "zaprzyjaźnionej stacji"
Inne tematy w dziale Polityka