Witold Gadowski Witold Gadowski
7307
BLOG

"Rzeczpospolita" remanent

Witold Gadowski Witold Gadowski Polityka Obserwuj notkę 100

 

Wielu z nas codziennie biegnie do kiosku, aby zajrzeć w okienko i dojrzeć co też dzieje się w "Rzeczpospolitej" i "Uważam Rze". Tam jednak na razie zamalowane szyby i kartka: "Remanent".

Osobiście bardzo spokojnie przyglądam się wydarzeniom w Presspublice. Nie dzieje się tam nic czego nie dałoby się wcześniej przewidzieć.

Jeśli ktoś myślał, że sążnistymi petycjami i tzw „głosem opinii publicznej” da się zmieniać bieg planet, to gratuluje wizji świata.

Grzegorz Hajdarowicz nie kupił „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze” tylko po to aby utrzymywać dotychczasowe oblicze tych tytułów. Gdyby bowiem miał taki zamiar to wymienione tytuły kupowałby sobie w kiosku.

Inwestowanie w prasę w kraju gdzie nakłady książek rzadko przekraczają 10 tysięcy egzemplarzy, a rozumienie słowa pisanego często kończy się na bezrozumnym odczytywaniu belek w kanonicznej stacji telewizyjnej, nie jest złotym biznesem.

Sądzę, że Grzegorz Hajdarowicz wie o tym lepiej ode mnie i ma pomysł na wiele lepszych interesów. Kupił więc oba tytuły jedynie z próżności? Z chęci bawienia się w kieszonkowego Murdocha?

A może transakcja jest częścią większego i lepiej skalkulowanego biznesu, o którym jeszcze niewiele wiemy?

Niedawno, w czasie zjazdu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, pewien zacny człowiek przekonywał mnie, że kupno obu tytułów podyktowane jest jedynie chłodną kalkulacją biznesową.

Z racji szacunku dla rozmówcy (mimo wszystko dobrze i to od wewnątrz zorientowanego w specyfice interesów GH) przemyślałem jego słowa.

Niestety nie znajduje żadnego uzasadnienia dla takiej tezy. Gdyby chodziło jedynie o interes, to korowody z kupnem Presspubliki trwałyby do dziś, tymczasem GH wszystko poszło jak z płatka, a obóz rządowy sprawiał wrażenie jakby chciał usunąć każdy pyłek spod stóp Grzegorza, byle tylko ten jak najszybciej uzyskał absolutny wpływ na wydawane przez firmę tytuły.

Odwołanie Pawła Lisickiego i mianowanie na jego miejsce Tomasza Wróblewskiego („Newsweek”, projekt „Polska the Times”, Dziennik” - jak widać same biznesowe sukcesy) także ma swoją wymowę.

Nie jestem znajomym pana Lisickiego i rzadko publikowałem w zarządzanych przez niego tytułach, więc trudno posądzić mnie o kumoterstwo. Co więcej o wiele lepiej znam Grzegorza Hajdarowicza, a jednak nie wydaje mi się aby ta zmiana nie niosła za sobą wyraźnej zmiany politycznego języka obu tytułów.

Tu bardzo chciałbym się mylić, jednak przeczucia dyktują mi pesymistyczną wizję rozwoju dalszych wypadków.

Gdyby z Presspubliką chodziło tylko i wyłącznie o biznes, to dlaczego tytułu nie były w stanie kupić np. SKOK – i?

Życzę Grzegorzowi Hajdarowiczowi jak najlepiej, ale na razie jego medialne dokonania obserwuję przez pryzmat „Przekroju” (w końcu jestem krakusem) i... widzę słabe, lewicowe i nachalne w swoim snobizmie, pisemko, które nie jest w stanie zdobyć większego (niż dewoty pseudopostępu) grona czytelników.

Żadna z dotychczasowych wypowiedzi Grzegorza Hajdarowicza nie zdradziła jaki pomysł przyświecał mu przy kupnie obu tytułów. Znam grono jego dziennikarskich współpracowników i poza Sławkiem Mokrzyckim, nie znajduje tam na razie ciekawszych postaci. Jeśli zatem chce utrzymać status quo to dlaczego tego wyraźnie nie zagwarantował, a jeśli ma nowy pomysł i nowy zespół, to czemuż jeszcze go nie pokazał?  Sympatyczny Artur Rumianek, to jednak nie ta sama kategoria wagowa co RAZ, Wildstein i spółka.

Mówienie o czystym biznesie w odniesieniu do tytułów, które są niezwykle ważne dla publicznej dyskusji o Polsce, jest nieodpowiedzialnym bajdurzeniem.

Grzesiu, jeśli wlazło się w warszawskie piekiełko, to teraz nie oburzaj się, że naciskamy, pytamy i oczekujemy jasnych deklaracji. W końcu ciągle jesteśmy czytelnikami, twoich (teraz) tytułów.

W dzisiejszej Polsce dzieje się bowiem tak, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi... o politykę.

Ta polityka ma swoją cenę i to nie tylko finansową.

Nie mogę zgodzić się z argumentem, że dalsze losy „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze” są wyłącznie sprawą biznesowego (oby tylko) widzimisię Grzegorza Hajdarowicza.

„Rzeczpospolita” ma swoje miejsce i markę, którą budowali przede wszystkim jej czytelnicy – świadomie kupujący właśnie „RZ”, a nie „GW”.

Jeśli „Rz” ma się stać nową mutacją czegoś takiego jak niebieski „Dziennik”, to ja niestety wysiadam. Moje skromne, codzienne, 3,5 złotego i 2.90 wycofuje z układu jaki dotychczas miałem z „Rz”.

Już niedługo zobaczymy prawdziwe efekty szybkiej akcji poz nazwą „rynkowy zakup Presspubliki”.

Jeśli chodzi jedynie o spacyfikowanie zespołu autorów uwierającego jak kolec w premierowskim fotelu, to wybaczcie autorzy (operacji), ale takie myślenie jest kompromitująco naiwne.

W takim przypadku muszę zmartwić rządowych propagandzistów, owoc zakazany lepiej smakuje, a więc nie liczcie, że zamkniecie wszystkie nieszczelności w tamie.

Ciągle będziecie w sytuacji kaczora Donalda, który w kreskówce zatykał palcami kolejne dziury w łodzi – w końcu palców nie starczy.

Jeżeli moje przeczucia są bezpodstawne i w najbliższych tygodniach niezależność „Rz” i „Urze” wzrośnie, to jestem gotów Grzesiu głosić twoja chwałę przez megafon, wyglądając z najlepszego okna „Klubu pod Gruszką” na krakowski Rynek.

Tekst będzie brzmiał:

„Ja Witold Gadowski, dziennikarz, ogłaszam, że myliłem się w ocenie intencji Grzegorza Hajdarowicza i niniejszym zapraszam go na dobrze zmrożoną, rosyjską wódkę!”

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (100)

Inne tematy w dziale Polityka