Wszystko ma swoją cenę, własne zdanie także.
Na początku października Piotrek Legutko, naczelny krakowskiego „Dziennika Polskiego” miał czelność dać się wybrać (wbrew ostrzeżeniom sir Stefana Bratkowskiego) do Zarządu Głównego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, kilka dni temu został nawet (o zgrozo) wiceprzewodniczącym tej organizacji.Zdązył podpisać list do naszego wspólnego znajomego Grzegorza Hajdarowicza, wydawcy „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze”... i inny wydawca Neue Passauer Presse wywalił go z pracy – przestał być naczelnym „Dziennika Polskiego”.
Piotr, człowiek niezwykle wyważony i spokojny, nigdy nie był ani jastrzębiem, ani też nie przejawiał cech rewolucjonisty. Ci, którzy go znają wiedzą, że jest przyzwoitym fachowcem o delikatnie konserwatywnych poglądach, który zwykle kieruje się po prostu zdrowym rozsądkiem.
Pracowaliśmy razem w nieistniejącym już dziś „Czasie Krakowskim” i wtedy umiarkowanie Piotra niejednokrotnie było przyczyną moich ataków na niego.
Spieraliśmy się i niejednokrotnie, co jednak nigdy nie umniejszyło mojego szacunku dla profesjonalnych umiejętności Legutki i dobrych, koncyliacyjnych (docenia się to dopiero z wiekiem) cech jego charakteru.
Teraz – jak widać nie ma już miętkiej gry – podskakujesz (czyli masz po prostu własne spojrzenie na świat), to wylatujesz.!
Piotr Legutko był dobrym naczelnym i na pewno przysporzył „DzP” nowych czytelników, sprawił też że lekko różniący się od obowiązującego ton komentarzy krakowskiej gazety (nie mylić z wyjątkowym szmatławcem o nazwie "Gazeta Krakowska") przyniósł jej opinię niezależnej i uczciwej.
Takie zasługi nie unikną kary....więc Piotra z dnia na dzień wywalili z roboty.
W tym samym czasie czytam o tym jak niejaki Kamil Dąbrowa (nie wiecie kto to? Ja też jeszcze niedawno nie kojarzyłem postaci) został właśnie szefem pierwszego programu Polskiego Radia, radia publicznego.
Obserwuje tego typka od pewnego czasu i jednego mu nie mogę odmówić – wie gdzie babcia schowała konfitury. Wpełzł w moją świadomość jako wyjatkowo gorliwy politruk z programu „Szkło kontaktowe” nadawanego w opanowanej (jeszcze...ciekawe jak długo) przez niejakiego Adama (ciekawy życiorys) Pieczyńskiego stacji TVN 24. Typek golił i zapuszczał wąsy i była to bodaj najśmieszniejsza rzecz jaką czynił w tym nowosatyrycznym, by nie rzec realistycznie socjalsatyrycznym, programiku.
Dwoił się i troił, natężał i kwasił, byle tylko pognębić wszystko co polskie i patriotyczne. Czerwona Babcia szybko więc rozpakowała konfiturki i typka wpuszczono, w charakterze prowadzącego, do programu „Kultura Głupcze” nadawanego w... telewizji publicznej.
Wsławił się tam, między innymi, uwielbieniem dla postulatów swobodnego palenia marihuany, tudzież innego kopiącego w mózg trawska.
I znów dobrzy władcy (za publiczne pieniądze) TVP szybko dostrzegli zdolniaczka i zarekomendowali pana Dąbrowę (zapamiętajcie to nazwisko - pachnie karierą typu bitzkrieg) władcom (za publiczne pieniądze) publicznego radia.
I tak sprytny Kamil Dąbrowa wdrapał się na dyrektorski stolec w „Jedynce”.
Pan Kamil aktualnie procesuje się z Jackiem Sobalą, który zarzucił panu Kamilowi totalną niegospodarność, w okresie gdy Kamil Dąbrowa był dyrektorem radia „BIS”.
Potem pan Dąbrowa powycierał trochę kurze w radiu „ToK FM” i w fascynująco śmiesznym programie Miecugowa Grzegorza
Ciekawe jaką posadę Miecugow dostanie w mediach publicznych gdy nowi właściciele wyleją go z TVN?
Kolejka będzie długa, już teraz należy żwawo przebierać nożętami, u pańskich drzwi staną Kolendy, Pochanke i inni multilaureaci dziennikarskich wawrzynów, duchowe dzieci Jerzego Urbana, Marka Barańskiego i Marka Tumanowicza.
Legutko do miotły, Dąbrowa do kasy – gdzie ja to już kiedyś widziałem?
Inne tematy w dziale Polityka