Wazelina - substancja mazista, dość rzadka, bezwonna, niskotopliwa, nie wysychająca, koloru od białego poprzez żółty do brązowego - we wszystkich wypadkach dość prześwitująca. Jest mieszaniną węglowodorów parafinowych. Tyle chemicy, od wielu miesięcy podejrzewam jednak, że wazelina w tajemniczy sposób dostaje się do ludzkich mózgów i wywołuje w nich nieodwracalne zmiany.
Pewna ilość wazeliny musi zatem być zawieszona w atmosferze, szczególne jej stężenie zdaje się panować w studiach TVN, na korytarzach redakcji przy ulicy Czerskiej, a ostatnio także TVP.
Systematyczne wdychanie pneumy nasyconej wazeliną prowadzi do nieuchronnych zmian w zachowaniu.
Mamy w Polsce plutony niezależnych ekspertów i żurnalistów wszelako większość z nich zostaje podstępnie narażonych na wdychanie wazeliny. Skutkuje to w ten sposób, że prywatnie, gdy reflektory telewizji nie podgrzewają zasobów zgromadzonej już w mózgu wazeliny, ciągle wypowiadają poglądy trzeźwe, oparte na namacalnej eksperiencji, jednak gdy tylko temperatura wzrasta i czerwone światełko włączonej kamery kieruje się na ich facjaty - mózg (pełen niebezpiecznej substancji) odmawia posłuszeństwa i mówi za nich czysta wazelina. Prywatnie wstydzą się tego (ci bardziej świadomi) lub rozpaczliwie zjawisko racjonalizują (nieuleczalni).
Długotrwałe wdychanie oparów wazeliny prowadzi jednak do zmian nieodwracalnych, które przyjmują formę dewiacji psychicznej – wazelinozy (vaselinosum)
Choroba przebiega łagodnie, jednak w końcowym stadium przyjmuje formę wazelinozum furiozum (vaselinosum furiosum) i staje się uciążliwa dla otoczenia.
Początkowe, łagodne, stadia choroby przejawiają się jedynie przymilnymi, potakującymi uśmiechami, później jednak choroba wchodzi w fazę aktywną i sprawia, że dotknięty nią osobnik z przekonaniem (zaangażowaniem) wypowiada poglądy bezkrytycznie, bez łączności z osobistym doświadczeniem, zaczerpnięte z mediów tzw „głównego nurtu”. W tym wypadku „główny nurt”, odwrotnie niż w naturze, sytuuje się tam gdzie najbardziej bagniście i błotkowato.
Wazelinozum furiosum łączy się z niekontrolowanymi gestami, wydzielaniem śliny i gromami w spojrzeniu. Modelowym przykładem tego, w istocie niebezpiecznego dla życia, stadium choroby, są występy pana Stefana Niesiołowskiego, które powinny być ostrzeżeniem dla innych dotkniętych tym schorzeniem postaci.
Pewnego dnia żyłka w mózgu może nie wytrzymać, ślinianki ekspodują a oddech wydzieli prawdziwą treść przemyśleń.
W przypadku dziennikarzy piszących furiozum staje się jeszcze bardziej symptomatyczne.
Przykład? - zapytacie.
Racja. Pora poprzeć teoretyczny wywód opisem konkretnego przypadku.
Służę: Kilka dni temu odbył się zjazd wyborczy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, wybrano nowe władze stowarzyszenia. Wydarzenia na zjeździe podsumował pan Wojciech Czuchnowski w „GW”. Pan Czuchnowski nie uczestniczył w zjeździe, nie przeszkodziło mu to jednak zaalarmować, że „prawica przejęła SDP”. Wśród zaczerpniętych z pneumy informacji pan Czuchowski zawarł także stwierdzenie, że we władzach SDP znalazł się redaktor Piotr Legutko, którego pan Czychnowski raczył określić mianem radykalnej prawicy.
Sęk w tym, że pan Czuchnowski (podobnie jak niżej podpisany autor klinicznych obserwacji) zna redaktora Legutko, co więcej przez wiele lat pracował pod jego kierownictwem. Pan Czuchnowski doskonale wie, że redaktor Piotr Legutko jest modelowym wręcz wcieleniem umiarkowania i łagodności. Gdyby nie ostre stadium choroby pewnie pamiętałby o swoich osobistych doświadczeniach, niestety wazelinozum furiozum ma swoje prawa – nie wińcie więc pana Czuchnowskiego. On tylko wystukał swój tekst na klawiaturze, w istocie treść pisało właśnie wazelinozum furiozum.
Czekam kiedy inny Orlando Furioso – mistrz Stefan Bratkowski, w przejawie zaostrzonego stadium, podrze i zje swoją legitymację SDP.
Na tym samym oddziale męczą się panowie Kutz, Żakowski, Lis (sami widzieliście), pani Paradowska (chciała zostać aktorką, a wyszło jak wyszło, zrozummy więc boleści niewiasty), młodzian Kuxniar czy lump Wojewódzki.
W przedwyborczej gorączce apeluję więc o więcej zrozumienia dla choroby i odrobinę pobłażania.
W wymienionych wypadkach nie pomaga już ani metoda wodna doktor Kneippa, ani okłady...ponoć nawet pijawki nie są w stanie konsumować krwi nasyconej pneumatyczną wazeliną.
Jakiej więc nadziei mogą uchwycić się prątkujący nieszczęśnicy?
Ano tylko życzliwe wybaczenie, delikatne słowa i przyjazne gesty mogą nieco obniżyć tonus tego egzystencjalnego cierpienia.
Medycyna czyni postępy trwajmy więc w nadziei, że nasi cierpiący bracia dostana pewnego dnia serię bolesnych (niestety) zastrzyków z rzeczywistości i powoli odzyskają utraconą lekkość rozumowania i życia.
Inne tematy w dziale Polityka