Wreszcie! Czekałem na to jak na zorzę mądrości – we Wrocławiu zaczął się Polsko – Rosyjski Kongres Mediów. Mistrzowie dziennikarstwa znad Wołgi przyjechali, aby wymienić braterskie doświadczenia z mistrzami zawodu znad Wisły.
Wszystko pod patronatem Donalda Tuska i prawie z udziałem ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego (prawie, bo fatalnym trafem złamał nogę, ale na pewno dostarczy ważne zaświadczenie lekarskie).
Specjaliści ze Wschodu, godni kontynuatorzy myśli Maksyma Gorkiego i Władimira Władymirowicza zjechali do Wrocławia, aby czułym i światłym ramieniem objąć opluwanych przez żółciową prawicę luminarzy żurnalistyki z Warszawy i okolic.
Nie otrzymałem zaproszenia na Kongres i szlocham, będę musiał poprzestać na bezwstydnym zaglądaniu przez dziurkę od klucza i na opycie czyli tym co już znam.
Na kongresie, w moim imieniu, koledzy na pewno zapytają o problemy jakie stwarzała dla niezależnego dziennikarstwa żółta od nienawistnej żółci Anna Politkowska, o zdradę Grigorija Pasko, o knowania przeciwko wolności w wykonaniu Grigorija Gongadze (tak tak wiem, jego załatwił zły, nierosyjski Kuczma), o światłe poderżnięcie Paula Jurjewicza Chlebnikowa opluwacza rosyjskiej demokracji z redakcji „Forbesa” i innych.
Niedawno siedziałem sobie na herbatce z Andriejem, jednym z najlepszych dziennikarzy i dokumentalistów w Europie. Herbatkę piliśmy w Berlinie, bo jakoś w jego rodzinnym Petersburgu się nie złożyło. Tam panuje mniejsze zrozumienie dla jego sztuki i czasem ktoś przetrzepie mu mieszkanie – wory oczywiście jakieś.
Andrieja też zabraknie we Wrocławiu.
Będzie za to całe Ostankino - pierwowzór niedościgniony dla naszej Najlepszej Telewizji, dyskusje poprowadzą zapewne gwiazdy naszej Najlepszej.
Skoro jednak drzwi na Kongres mam zatrzaśnięte (dlaczego? Bracia dlaczego??), to pozostaje mi jedynie domyślać się, cóż tam nastąpi i obejść się smakiem. Smakiem szczególnym, smakiem dziennikarskiego wzorca, który jak widać coraz słuszniej czerpiemy znad Wołgi i ze światłych myśli Władimira Władymirowicza – pułkownika wszystkich dziennikarzy na wschód od Odry.
Na Kongresie na pewno zjawią się także bracia z korporacji Yandex, musimy oswoić się z ich obecnością, bo ani chybi właśnie spieszą z braterskim wsparciem dla pogrążonych w dziwacznych, acz piramidalnych, długach przyjaciół z Najbardziej Przyjaznej Telewizji w Warszawie.
Być może bratersko wykupią Multikino (bez udziału giełdy, bo tam mimo wszystko źle wyglądają off shory), może niewdzięczną Legię, a może i samą źrenicę niezależnego dziennikarstwa – sanktuarium przy Wiertniczej w Warszawie, miejsce wielu już wcześniejszych rosyjskich objawień.
Nie wpuszczają mnie za mury Kongresu, a więc nie upasę duszy braterską radą i przyjaźnią.
Mogę tylko z rozrzewnieniem wspominać wspaniałe dokonania „Sputnika”, „Krokodila”, „Prawdy”, dziś „Kommiersanta”. Mogę przywoływać w duszy obrazy pięknej, męskiej rozmowy gospodina Miedwiediewa z panem Lisem. Oj łza się w oku chybocze.
Rzeczywiście polskiemu dziennikarstwu najbardziej jest dziś potrzebne wsparcie warsztatowe i filozoficzne z Moskwy, w ślad za nim pójdzie zapewne, także pokrzepiające duszę, wsparcie materialne.
Ominie mnie niestety porywające wystąpienie mistrza Rubielnikowa, ale pewnie niedługo przeczytam je rozpisane na kajeciki naszych słusznych publicystów w rozmaitych tygodnikach stylu i niezależnej opinii.
Ileż to wielkich rzeczy można wspólnie dokazać. Prawda pani Justyno Prus (pani Justyna jest szefem Kongresu i reprezentuje niezawisimyj żurnał – wiecie jaki)?
Palę Paryż i Londyny pnę się na Moskiewskije wyżyny.
Inne tematy w dziale Polityka