Wymyśliłem sobie cholernie niepraktyczne doświadczenie. Wylazłem na wielką górę i z wielkiego oddalenia, używając pożyczonego (super obiektywnego) obiektywu zrobiłem wielkie zdjęcie. Grupowe zdjęcie Polaków a.d.2011. Teraz siedzę w ciemni i pracowicie je wywołuję w starych odczynnikach.
Coś tam już zaczyna majaczyć:
Nie żyje się nam wcale tak źle. Wiążemy koniec z końcem, może nawet stać nas na więcej niż kiedyś. Zasuwamy jak trybiki, nie zadajemy pytań – niech się o to martwią „ci na górze”.
Jeśli rzeczywiście w to wierzymy, nie ty i ja, tylko my – jako społeczeństwo, to wyniki jesiennych wyborów są przesądzone.
Zagłosujemy – jako elektorat, za tym aby nam się nie pogorszyło, aby nadal panował względny „święty spokój”.
Swoje zdanie możemy mieć w domu, a w pracy po prostu zrobimy wszystko „o tyle o ile” i pilnujemy gęby, aby nie napytać sobie niepotrzebnych kłopotów. To i tak nic nie da.
Mamy gospodarkę „o tyle o ile”, być może na lepszą nas nie stać, być może sami nie potrafimy się lepiej zorganizować i musi nami zarządzać mityczny „zachodni kapitał”.
Mamy administrację „o tyle o ile”, trochę nepotyczną (ale przecież skrzywdzić szwagra to grzech), raczej skorumpowaną (ale czy złapał ktoś kogoś za rękę?), raczej średnio kompetentną i mocno rozbuchaną (kolonialny sposób na walkę z bezrobociem).
Budujemy drogi tak jak umiemy (na poziomie lokalnym), resztę zbudują nam „Oni”, a że lepiej wychodzi tranzytowo (z Zachodu na Wschód) niż logicznie (z Północy, od morza, na Południe) to i co z tego, widocznie tak musi być.
W polityce zagranicznej już nas pouczyli, że za słabi jesteśmy aby podskakiwać, realnie wypatrujmy fruktów, które spadną z dużego stołu i tak, jako jeden z większych pod stołem, zawsze zdążymy coś złapać.
Nie przesadzajmy z tą Steinbach, Opolszczyzną i śląskim RAS – iem. Od tego ani nam nie przybędzie, ani pewnie nie stracimy.
W finansach coś tam się psuje, ale premier jakoś sobie poradzi – ma pewien wdzięk i już udowodnił, że sprzyja mu szczęście, więc pewnie wywiniemy się lepiej niż Grecy, Portugalczycy czy Słoweńcy.
Trochę nas bujają w telewizji, ale za to zaraz potem można się trochę rozerwać i pośmiać.
Z tym krzyżem i patriotyzmem to naprawdę histeryzują, przecież nikt nikomu nie zabrania chodzić do kościoła, ani czytać Sienkiewicza.
Ot jesteśmy szczęśliwi na naszą miarę, „o tyle o ile”.
Kraj mamy „o tyle o ile”, a cała reszta to pięknoduchostwo, fajne jak sobie czasem ze szwagrem wypijemy, gorsze gdy budzimy się następnego dnia i zastanawiamy, kto też mógł to usłyszeć.
W skrytości ducha przyznajemy, że II Rzeczpospolita od naszej Trzeciej różniła się tym, że w tej Piłsudskiego komuniści siedzieli w kryminałach, a w naszej w telewizjach i bankach, ale jacy z nich komuniści skoro do banków i telewizji powłazili.
W skrytości ducha kibicujemy Tomkowi Adamkowi i to nawet bardziej, gdy widzimy, że nie wstydzi się swojego katolicyzmu i polskości, ale kurcze przecież z tym „doktorem żelazna pięść” Kliczko, to na pewno nie ma szans.
Denerwują nas piłkarze, nieudacznicy, ale czy stać nas na więcej?
Grają tak jak premier (rządzi, nie gra) - „o tyle o ile”.
Jak się dobrze postaramy, to po okresie zaszczytnej „prezydencji” - wie pani, pani Kowalska, o co chodzi? - zasłużyć możemy na europejski lukier pochwał i pogłaskanie po głowie przez pana Barosso.
Ot taki jesteśmy ludek, niepodległy „o tyle o ile”.
Jak komu nie pasuje, to niech sobie poogląda filmy ze slamsów Nairobii.
Czas już nauczyć się żyć po cichu, po czesku, realnie i bez złudzeń.
Czas przyglądać się jak nasze życie rośnie, jak codzienność przynosi wzruszenia małego realizmu, jedyne emocje na jakie możemy sobie pozwolić.
Nie stać nas na marzycieli, a nawet jeśli stać, to nikt za nich nie będzie płacił rachunków.
Po co nam polityczne wizje, jak my na swój własny użytek mamy tylko jedną normalną – przetrwać, zarobić na jutro i trochę, niezbyt hucznie, się zabawić – najlepiej w sposób zorganizowany.
Na szczęście młodzież wychowaliśmy sobie wreszcie realistyczną – może to nawet pierwsze takie pokolenie, które do niczego Polski nie chce zrywać, ku niczemu nie chce pędzić.
Jeśli zdjęcie, które właśnie wywołuje w ciemni, tradycyjnie z odczynnikami i płukanką, wyostrzy się ostatecznie – to ja już wiem kto wygra jesienne wybory.
No chyba, że z tej mlecznej nie wyraźności wyłoni się coś zgoła nieprzewidzianego.
Inne tematy w dziale Polityka