Witold Gadowski Witold Gadowski
2157
BLOG

Wyspa doktora Urbano

Witold Gadowski Witold Gadowski Polityka Obserwuj notkę 5

 


 

Nigdy wcześniej nie poznałem kogoś takiego jak doktor Urbano.

Ludzi, którzy wierzyli w możliwość lepienia innych jak plasteliny było wielu, ale takich którzy praktycznie dowiedli jak tego dokonać nie spotkałem,... aż do momentu gdy znalazłem się na wyspie doktora Urbano. Do tego czasu nie wierzyłem, że jest to w ogóle możliwe.

Podróżowałem wtedy po Archipelagu Nowych Możliwości. Od czasu gdy kapitan Vasco odkrył Nową Ziemię, stary świat wydawał mi się mdły, przewidywalny i pozbawiony głębszych zagadek. Młodość i awanturnictwo przygnały mnie na Archipelag Nowych Możliwości.

Statek rozbił się tuż przy brzegu nowej, nieznanej jeszcze wyspy.

Wyspą zarządzał starzec o wyglądzie rozdeptanego Marlona Brando, łysy, obleśny i pozbawiony wdzięku. A jednak wszyscy mieszkańcy wyspy byli mu poddani, uznawali go za ojca i ostatnią instancję w każdym sporze.

Wyspę zamieszkiwali młodzi ludzie, których jedynym zajęciem było pisanie pochwalnych dzieł na temat swojego władcy. Zajmowali się tym od świtu do nocy. Podzieleni byli na specjalności.

Było tam więc plemię pisarzy. Ich książki cechowały się wielką dbałością o język oraz niesłychaną pomysłowością w wynajdowaniu fabuł mogących dodać chwały doktorowi Urbano.

Plemię dziennikarzy z wielką pewnością siebie i imponującą wiarą przekonywało, że nawet w biały dzień byłaby noc gdyby nie istnienie i mądrość doktora Urbano.

Malarze, graficy i fotografowie tworzyli tak wystudiowane portrety doktora, że gdy się im przyglądałem nachodziła mnie pokusa, aby zmienić wyznawane dotąd kanony estetyczne i uznać, iż twarz i postać doktor Urbano cechuje się szczególnymi, tak wysublimowanymi cechami piękna, ze nie sposób ich dostrzec bez namysłu i zrozumienia istoty piękna doktora Urbano.

Muzycy szukali najbardziej porywających fraz, aby oddać istotę charyzmatu doktora.

Zanim osobiście poznałem władcę wyspy już czułem, że jestem w stanie przywrzeć do niego w szczerym zachwycie i trwać obok w odruchu bezinteresownej miłości.

Przywitał mnie w przestronnym bungalowie, owinięty w kupon białego sukna.

Był rozlazły, jego twarz pokrywała wielka ilość brodawek. Lepkie, kleiste dłonie doktora przywodziły na myśl odnóża ropuchy. Głos miał nieprzyjemny, wysoki i skrzeczący.

Zachowywał się dość swobodnie. Rozparty na wielkim hamaku co jakiś czas soczyście popierdywał.

Po kilku godzinach rozmowy poczułem się znużony i zniechęcony. Zdania wypowiadane przez doktora Urbano były poprawnie skonstruowane, używał ładnego języka, jednak odniosłem wrażenie, że kompletnie nie miał nic do powiedzenia. Pomimo wielkich chęci nie mogłem dopatrzyć się w nim źdźbła charyzmy.

Urbano przyglądał się rosnącemu rozczarowaniu, które coraz mocniej musiało odbijać się na mojej twarzy i absolutnie nic sobie z tego nie robił. Wręcz przeciwnie, wydawał się być setnie rozbawiony moją reakcją.

   -   Masz minę jakby zerżnął cię pawian – wypalił głośno bekając.

   -   Nie ukrywam, że dziwnie się czuję.

   -   Jak? - drążył z perwersyjną ciekawością.

   -   Uderzyła mnie wielka różnica pomiędzy wyobrażeniem a rzeczywistością.

   -   Możesz mówić prościej? – błysnął wielkim, żółtym kłem.

   -   No, chodzi o pana – wyjąkałem.

   -   Aaa – machnął ręką znudzony.

   -   Lubisz poezję ? - spytał i nie czekając jak mu odpowiem ciągnął dalej.

   -   A poezja jest po to, aby dostać się do ładnej dziewczyny i ją porządnie wygrzmocić...aż się nie znudzi.

Siedziałem w milczeniu. Coś jednak musiało być w tym człowieku. Stworzył nowe plemiona ludzi, inteligentnych ludzi i ci ludzie go kochali, daliby się za niego pokroić. Ich umysły pracowały dla niego.

   -   Nie szukaj tajemnicy w tym co jest proste jak ruchanie – ozwał się krztusząc sokiem wyciskanej wprost do ust mandarynki.

Z wielka niechęcią podniósł się z hamaka i nakazał mi podążać za sobą.

Pod naszymi stopami zachrzęściła żwirowa alejka. Z bungalowu przeszliśmy do piętrowego, murowanego budynku wyglądającego jak schronisko w Schwarzwaldzie.

Mieściło się w nim wielkie laboratorium.

   -   Od dawna zastanawiałem się nad naturą ludzkich pragnień – odezwał się widząc moje osłupienie.

   -   Ludzie chcą mieć nadzieję, być unoszeni bliskimi marzeniami, których i tak nie spełnią.

Kiwnąłem głową.

   -   Więc ja wyekstrahowałem substancję, którą nazwałem „surowicą świadomości”. Istnieje w formie skoncentrowanej – tu wskazał na niewielkie fiolki umieszczone w lodówce.

   -   Moje dzieci od wczesnych lat miały taką surowice podawaną w formie rozpylonego destylatu. Już w wieku młodzieńczym uformował się u nich syndrom uzależnienia. Od tego czasu dużo mniejsze dawki mogli już przyjmować z ekranów telewizorów.

  -   Po prostu codziennie rano, jak tylko wstają, natychmiast włączają telewizory i dostają dawkę surowicy, która wystarcza na cały dzień – wyjaśnił widząc moje pytające spojrzenie.

   -   I nigdy nikt się nie zbuntował?

   -   Nie, przecież oni są dużo inteligentniejsi ode mnie.

   -   No właśnie!

   -   Co właśnie? Inteligent mniej spogląda na ziemię, pogodę i wiatr, on żyje świadomością, a ja mu ją daję w formie czystej...od dzieciństwa, całą! Ma się buntować przeciwko wszystkiemu co ma? Ma zniszczyć swoje marzenia? Ma beznadziejnie walczyć przeciwko ojcu i co potem?

Zamyślił się.

   -   Widzisz. Oni mogliby mnie zgładzić w każdej chwili, ale tym samym straciliby grunt pod nogami. Ta wyspa nie przetrwa mojej śmierci.

Zamilkł i wyrwał muszce skrzydełka.

   -   Chyba, że ja sam to zmienię i pokaże im nowego ojca. Oni muszą mieć ojca, są jak łodygi owinięte wokół jedynego istniejącego na mojej wyspie pnia. Wokół mnie. To ja przybyłem ze świata i tylko ja wiem jak tam jest.

Naraz spojrzał na mnie wyzywająco.

   -   Tylko ktoś ze świata może mnie zastąpić!

Następnego dnia Urbano dał mi szalupę i bez przeszkód opuściłem wyspę.

Wróciłem do swojego kraju, założyłem rodzinę i ustatkowałem się.

Przeszedłem na emeryturę i mam więcej czasu.

Oglądam wielu ludzi, słucham wypowiedzi, czytam książki i wiersze.

Coraz częściej, wiedziony niewypowiedzianą intuicją, badawczo przypatruje się młodym.

   -   Czyżbym nie był jedynym podróżnikiem, który trafił na wyspę doktora Urbano?.

Moja starość stała się męcząca.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka