Przypuszczam, że nie tylko bibliofil by się ucieszył z prezentu w postaci książki oprawionej w jedwab, pachnącej jaśminem i w kształcie walca. Na okrągłych kartkach Fletni chińskiej, oprócz poezji z okresu 2 tysięcy lat, można podziwiać chińską grafikę. Filmik na końcu notki pokazuje ten niecodzienny tomik liryki, w efektownym wydaniu Kurtiak i Ley – Wydawnictwo Artystyczne specjalizującym się w kunsztownym introligatorstwie.
A wszystko zaczęło się w 1920 roku, kiedy w Paryżu wydano tomik poezji chińskiej, z okresu dwóch tysięcy lat, La Flûte de Jade (w wolnym tłumaczeniu Nefrytowy flet) przetłumaczony przez francuskiego pisarza i orientalistę Franz Toussaint (1879 – 1955). Liryka chyba musiała zrobić furorę, gdyż na przestrzeni lat 1922 - 1958 wznowiono wydanie aż siedmiokrotnie. Niektóre z tych wierszy we francuskim oryginale, w ciekawej oprawie z wieloma chińskimi grafikami i zdjęciami polecam tutaj.
Już w 1922 roku w Polsce ukazała się Fletnia chińska będąca dokładnym tłumaczeniem Leopolda Staffa tomiku poezji La Flûte de Jade. Można w nim znaleźć miniaturowe poematy; nawiązujące do miłości, radości, smutku, żalu, przemijania, młodości i starości – a więc do tego, z czym mamy do czynienia podczas naszego życia. Polskiego czytelnika może zachwycić subtelność, delikatność i ulotność klasycznej poezji chińskiej.
Ja mam wydanie z 1982 roku, z którego prezentuję poematy nawiązujące do kwiatu peoni, bo przecież o nim obecny cykl notek.
Doktor spokojnej radości
Oby imię Szao Kunga żyło wiecznie! Pisał on poematy, które posyłał kochankom zbyt namiętnym, i wiersze te napominały ich, by poświęcali raczej swe chwile uprawie piwonii.
Mówiliście doń? Nie odpowiadał. Lecz wskazywał wam kwiat lub księżyc i uśmiechał się.
Obojętna
Na swej fletni z hebanu zagrałem dla ciebie melodię najnamiętniejszą, jaką znałem, lecz ty patrzyłaś na piwonie, nie słuchając mnie.
Dałem ci poemat, w którym sławiłem twą piękność, lecz ty podarłaś go i rzuciłaś kawałki do jeziora, bo nie było nenufarów, rzekłaś mi.
Chciałem ci dać przedziwny szafir, przejrzysty i zimny jak noc zimowa, lecz zachowałem go, by mi przypominał twe serce.
Jakoś trudno mi się zachwycić, gdy się miało okazję poznać poezję chińską w innych tłumaczeniach.
Porównując kilka utworów oryginalnych francuskich i tych z wydania polskiego, jest pewne, że Staff podszedł do zadania, jako skrupulatny tłumacz.
Przytoczę dwie wypowiedzi na temat tego tomiku:
„Czesław Miłosz w "Haiku",ISBN 83-85541-06-3, str 5-6, napisał:
...bodaj to był już koniec roku 1942, kupiłem na straganie tomik jego [Staffa] przekładów pt. Fletnia chińska. Książeczka ta, wydana w roku 1922, ... jest wiernym przekładem z La flute de jade, zbiorku ułożonego przez Franza Toussaint wydrukowanego w r. 1920 w Paryżu.
... Lata spędzone przez mnie później w Kalifornii, gdzie działali znakomici tlumacze Chińczyków, wyrobiły we mnie przekonanie, że Fletnia chińska daje słabe jedynie pojęcie o rzemiośle dawnych chińskich mistrzów.”
Źródło
Druga wypowiedź to „Posłowie” naszego wspaniałego sinologa Mieczysława Jerzego Künstler do właśnie wydania z 1982 r.:
…Dziś, w sześćdziesiąt lat po ukazaniu się pierwszego i jedynego dotychczas wydania, Fletnia chińska ma wdzięk cennego bibelotu, urok porcelanowej figurki mandaryna wyprodukowanej w jednej z europejskich manufaktur….
…nie trzeba poddawać tego tomiku poezji skalpelowi krytyka ni starać się oceniać owe tłumaczenia…
…Również więc i pod względem formy utwory Staffa są od chińskich pierwowzorów bardzo odległe….
Właściwie, cóż tu zawinił Leopold Staff, chciał udostępnić polskiemu czytelnikowi możliwość poznania chińskiej poezji, a nie znając języka chińskiego, w dobrej wierze przetłumaczył dostępne La Flûte de Jade autorstwa Franz Toussaint – i chwała za to obu panom.
W dziewięćdziesiąt lat od tamtych wydarzeń, kiedy już nie żyjemy „za żelazną kurtyną” i zaczynamy się interesować Chinami, pewnie któryś z polskich sinologów zechce nam przybliżyć te utwory, niewątpliwie tłumacząc z oryginału zgodnie z wiedzą językową i zasadami tradycji, no i oczywiście duszą poetycką.
Jeszcze jedno dzieło związane z poezją chińską powstało trochę wcześniej, bo w 1907 roku. Tomik poezji chińskiej Die chinesische Flöte, przede wszystkim z czasów dynastii Tang, zawdzięczamy niemieckiemu poecie Hans Bethge (1876 – 1946). Bardzo dobre recenzje można przeczytać tutaj - niestety nie udało mi się znaleźć ani jednego utworu, tego poety wykorzystującego wiersze chińskie, dlatego trudno mi cokolwiek na ten temat powiedzieć.
Jednak źródeł tego tomiku należy szukać już w XIX wieku, kiedy na język francuski przetłumaczyli sinolodzy: poetka i pisarz historyczny Judith Gautier oraz profesor Le Marquis D’Hervey-Saint-Denys (chińskie:Dé Lǐwén, 德理文). Kolejno w 1907 roku przełożył je na język niemiecki w książce Chinesische Liryk Hans Heilman. A następnie Hans Bethge swobodnie je wykorzystał w swoimDie chinesische Flöte. Prawdopodobnie są to piękne wiersze, gdyż do nich sięgnął Gustav Mahler w swym dziele muzycznym Das Lied von der Erde czyli Pieśni o Ziemi.
Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że wersja Hans Bethge po tak wielokrotnym tłumaczeniu tego samego tekstu musi dosyć istotnie odbiegać od oryginału chińskiego, jednakże sama w sobie może być wspaniałą poezją zgodną z kanonami europejskimi, równocześnie mającą w sobie specyfikę liryki chińskiej.
Chiny u Europejczyka, który stara się poznać odrębność obyczajowości, bogactwo kultury i historii wywołują całkowity zawrót głowy.
POLECAM aplikację na Android "Odkryj Chiny" – poza Polską "Ancient China". Oprócz możliwości poznania pięknych okolic w Chinach, ściągnięcia na pulpit zdjęć w rozdzielczości HD, w formie gry sprawdzimy naszą wiedzę o tych miejscach.
Nagroda za rok 2014 „Poetry&Paratheatre” w kategorii: Popularyzacja Sztuki - Motywy przyrodnicze w poezji chińskiej
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura