Jak wyglądało życie w okresie międzywojennym w Chinach, a szczególnie w Shanghai - Paryżu Orientu, wprowadza książka znanego ówcześnie dziennikarza Egona Erwina Kisch „Chiny bez maski” - efekt mojego buszowania po antykwariatach.
Funkcjonował settlement międzynarodowy, któremu przewodniczyła Anglia; sędzia angielski rozpatrywał sprawy Chińczyków (którzy oczywiście nic nie rozumieli co obcokrajowiec do nich mówi) na ziemi chińskiej; palarnie opium zdzierające ostatni grosz z uzależnionych mogli tylko prowadzić „biali”; żony i córki białogwardzistów pracowały w domach publicznych, a Europejczycy robili swoje kokosowe interesy kosztem państwa i obywateli chińskich.
Po I Wojnie Światowej armie i zakłady zbrojeniowe krajów europejskich posiadały nadwyżki wojennego inwentarza, i mimo zakazu handlu bronią – nieoficjalny handel oczywiście miał się dobrze – angażowały w ten proceder swoje rządy, ministerstwa wojny, dyplomatów, przedstawicieli zakładów zbrojeniowych - no a wszystko po to, aby każdy z tych podmiotów mógł zarobić fortuny życia.
Gdy żołnierze chińscy walczyli z najeźdźcami tj. Japończykami mieli na wyposażeniu starodawne flinty, a ubrani byli w łachmany. O dziwo, już po kilku tygodniach, gdy rozpoczęła się chińska wojna domowa mogli się cieszyć z nowych mundurów, nowocześniejszych karabinów, rewolwerów i z działami maszerowali przeciw swoim braciom, jedynie chiński lud był obdarty i nieuzbrojony. Oczywiście to nagłe przeobrażenie nie było wcale zbiegiem okoliczności, bo przecież Japończycy należeli do tych co współdzielą się tortem pt. Chiny.
Wg przytoczonej książki angielskie firmy eksportowe w Shanghai dostarczały czołgów i blachy pancernej, francuskie – dział, czechosłowackie – karabinów maszynowych, norweskie – materiałów wybuchowych, belgijskie – rewolwerów, szwedzkie – reflektorów, niemieckie – gazów trujących, amerykańskie – bawełny strzelniczej i azotanów.
Droga jaką przebywało uzbrojenie była kręta i wyboista. Parowiec wypływał z Europy mając wpłynąć do portu na Morzu Żółtym, no ale bardzo często Japończycy zawiadomieni przez przewoźnika (oczywiście za sowitym wynagrodzeniem) o łakomym transporcie napadali i zabierali całość dla siebie. Z kolei to co dopłynęło do ziemi chińskiej - z przeznaczeniem dla wojsk rządowych, bardzo szybko niknęło razem z żołnierzami, którzy przechodzili na stronę komunistów, no bo nie będą popierać tych co wolą kapitalizm, no i grabią co się da dla siebie.
Kisch podczas pobytu w Chinach zachwycił się teatrem cieni:
...Ujrzeliśmy tylko jednego człowieka, ubogo odzianego Chińczyka siedzącego przy lampie naftowej. W obu rękach trzymał bambusowe laseczki, połączone trzema drutami z poruszającą się w danej chwili postacią. ...
...Trzy druty przyczepione były do szyi (ściśle mówiąc, do przedniej spinki kołnierzyka) i do obu rąk figurki....
...Chińczyk siedzący przy lampie naftowej budził wszystkie te postacie do pełnego temperamentu życia poruszając z niezwykłą zręcznością to jednym z drutów, to znów jedną lub obiema laseczkami....
... Przy tym rola artysty nie ogranicza się jedynie do manipulowania drutami, mówi on za wszystkich członków swego zespołu, śpiewa za poruszane przez siebie figurki; tylko przy scenach zbiorowych pomagają mu okrzykami trzej siedzący koło niego muzykanci, którzy znają sztukę na pamięć....
Przypuszczam, że dla współczesnego czytelnika niespodzianką może być polskie wydanie „Chiny bez maski” Egona Erwina Kisch. Oficyną wydawniczą było Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, mój egzemplarz pochodzi z wydania II, rok wydania 1957, nakład 7000 egz. Ciekawe czy książka była faktycznie dostępna w księgarniach, czy tylko kolportowana pomiędzy wyższymi rangą urzędnikami politycznymi? - na tylnym skrzydełku obwoluty można przeczytać: „Nabyć można we wszystkich księgarniach”. Wówczas nakładem Wydawnictwa MON ukazało się ponadto osiem tomów reportaży E.E. Kischa opisujących inne części świata – pewnie równie ciekawych.
No cóż... wtedy bardzo chciano czytać, ale raczej nie było co (nawet spod lady) - oprócz oczywiście indoktrynacji; ludzie o szerszych horyzontach próbowali zgłębiać wiedzę – łaknęli tego niczym „kania dżdżu”, ale nie mieli możliwości, a obnoszenie się ze swoimi potrzebami intelektualnymi było wręcz niewskazane.
A teraz mamy do koloru do wyboru literatury, jednak nie chce się lub nie ma się potrzeby zagłębiać w wiedzę pisaną – smutna przewrotność losu i czasów, aż trudno w to uwierzyć. Bo przecież wystarczy pójść do biblioteki czy wypatrzyć na wyprzedażach i naprawdę, po pewnym czasie można przeczytać wybraną pozycję literacką – jeśli nawet nie swój egzemplarz, to wypożyczony (Przemiłe Panie w dzielnicowej lub miejskiej bibliotece zawsze będą chętne do pomocy, zresztą w wielu bibliotekach można zarezerwować poprzez Internet książkę po powrocie egzemplarza od czytelnika).
Chiny u Europejczyka, który stara się poznać odrębność obyczajowości, bogactwo kultury i historii wywołują całkowity zawrót głowy.
POLECAM aplikację na Android "Odkryj Chiny" – poza Polską "Ancient China". Oprócz możliwości poznania pięknych okolic w Chinach, ściągnięcia na pulpit zdjęć w rozdzielczości HD, w formie gry sprawdzimy naszą wiedzę o tych miejscach.
Nagroda za rok 2014 „Poetry&Paratheatre” w kategorii: Popularyzacja Sztuki - Motywy przyrodnicze w poezji chińskiej
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości