Jerzy Maciejowski Jerzy Maciejowski
1592
BLOG

Analiza przejawu nagonki medialnej.

Jerzy Maciejowski Jerzy Maciejowski Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

 

W wydawanym na wyspach miesięczniku „emigrant”, a konkretnie, w jego numerze sierpniowym przeczytałem tak kuriozalny artykuł, że stwierdziłem, iż muszę zareagować. W związku z tym, pozwoliłem sobie skierować kilka uwag do redaktorki naczelnej owego magazynu Natalii Dziedzic.

Ponieważ nie otrzymałem sensownej odpowiedzi w rozsądnym czasie, więc postanowiłem swoje uwagi (wraz z krytykowanym tekstem) przedstawić publicznie na forum portalu Salon24.

Już tytuł artykułu, anonsowany na okładce wyraźnie informuje, że nie ma mowy o obiektywnym przedstawieniu sprawy ani ważeniu racji. Wiadomo, że ludzie starszego i średniego pokolenia podwójne „S” kojarzą dość jednoznacznie - negatywnie. Dlaczego esesmańska psychologia ma być dla ubogich (poza negatywnym kojarzeniem ubóstwa) nie jest wyjaśnione w tekście. Poza tym, nie doszukałem się w opisach terapii żadnych związków omawianej terapii z socjalizmem_narodowym. Osobiste poglądy autora metody trudno uznać za jej element.

PSSychologia dla ubogich

Tytuł, odwołujący się do negatywnych skojarzeń, jest typowym reprezentantem „argumentacji” zawartej w omawianym tekście.

Przyjrzyjmy się tekstowi towarzyszącemu tytułowi.

Przebywanie na emigracji nie jest łatwe.

Pierwsze zdanie to banał, więc autor mógł je spokojnie pominąć. Szczególnie, dlatego że krytyka odnosi się do metody terapeutycznej, a nie do zastosowania jej w stosunku do emigrantów. Zatem przebywanie na emigracji_bywa niełatwe, choć nie musi tak być. Są osoby, które na emigracji czują się doskonale.

Szok kulturowy, bariera językowa, problemy w pracy, rozłąka z bliskimi, odmienne prawo, kultura i obyczaje wywołują silny stres.

Drugie zdanie jest kolejnym dowodem indoktrynacji. Szok kulturowy jest skutkiem odmienności kultur,_bariera językowa jest elementem_różnic kulturowych, odmienne prawo obyczaje, to elementy odmiennej kultury. Żeby było zabawniej, większość emigrantów to ludzie, którzy mieli kłopoty w pracy i nie tylko tam, jeszcze w Polsce. Jaki to wszystko ma związek z omawianą metodą terapeutyczną trudno zgadnąć.

Wielu emigrantów nie potrafi sobie poradzić z nową, inną rzeczywistością szukając pomocy i wsparcia u specjalistów.

Zdanie trzecie jest częściowo prawdziwe. Rzeczywiście wielu emigrantów ma problem z przystosowaniem się do rzeczywistości brytyjskiej. Niemniej tylko jed­nost­ki szukają pomocy u fachowców. Na kilkaset znanych mi osób wiem o dwóch, które podejmowały próby skorzystania z pomocy psychologicznej. Coś między 0,5% a 1%. Trudno to określić wielkością znaczącą.

Decydując się na niektóre terapie polecane przez polskich psychologów na Wyspach można sobie jednak poważnie zaszkodzić.

Ostatnie zdanie jest zapewne prawdziwe. Rzeczywiście jeśli terapia nie odpowiada klientowi, to może ona przynieść mu więcej szkody niż pożytku. Dotyczy to każdej terapii, nawet tej najlepszej, jeśli według autora taka istnieje. Choć autor używa liczby mnogiej w odniesieniu do terapii, w artykule zajmuje się jedną. Zatem można przypuszczać, że użycie liczby mnogiej ma być usprawiedliwieniem na wypadek zarzutu uprzedzenia do jednej terapii.

Tekst: Radosław Zapałowski

Na Wyspach Brytyjskich cyklicznie organizowane są warsztaty „Korzenie Miłości” skierowane do osób „przeżywających trudności w związkach, problemy pomiędzy partnerami takimi jak: zdrada, przemoc, bezpłodność, adopcja, rozwód, depresja, lęki, fobie, nieuzasadniony niepokój. Doświadczającymi kłopotów ze zdrowiem, próby samobójcze, a także chcących poprawić jakość swojego życia potrzebujących zmian w życiu zawodowym mających trudności w związkach pomiędzy rodzeństwem, rodzicami i dziećmi. Warsztaty te skierowane są również do osób, których rodzinę dotknął szczególny los np. Przedwczesna śmierć, wypadki, emigracja, przesiedlenie. Wreszcie osób doświadczających brak motywacji i niepowodzenia w życiu.” (Za stroną_www.polskipsycholog.co.uk).

Warsztaty nie są raczej terapią. Jednorazowe spotkanie, żeby nie wiem jak intensywne nie jest terapią. Zatem całe wprowadzenie poświęcone „różnym terapiom” było nie na temat.

Słowem dla każdego z jakimkolwiek problemem.

Bez trudu można znaleźć problemy, nie mieszczące się w podanym wykazie. Zatem nie jest to środek na jakiekolwiek problemy ale na takie, jakie są wymienione. Jeśli chce się być dziennikarzem, to trzeba umieć wyobrazić sobie coś więcej niż to, co jest podane na tacy.

Warsztaty te przeprowadzane są przez znanych psychologów często wypowiadających się jak eksperci od spraw emigracji. Udzielają wywiadów, porad i piszą artykuły. Wydają się godni zaufania. Koszt takiej sesji wynosi 150 funtów dla osoby „ustawiającej” i 100 funtów dla „aktywnego uczestnika”. Prowadzą je psychoterapeuci z Polish Psychologist oraz NLPGate. Warsztaty „Korzenie Miłości” są w istocie Ustawieniami Rodzinnymi według Berta Hellingera.

Użycie terminu „ustawiający” ma sugerować, że zasadne jest „oskarżenie” warsztatów „Korzenie miłości” o bycie ukrytymi „Ustawieniami rodzinnymi”. Z przytoczonego opisu nie wynika, że jest to „zarzut” uzasadniony.

Nie twierdzę, że fakt, iż psycholog jest znany, wypowiada się na temat emigracji, nawet często, czyni z niego osobę godną zaufania. Nie mnie ani autorowi oceniać, kto jest godny zaufania ludzi. To robią sami zainteresowani, a inni mogą się zgodzić albo nie. Trudno czynić zarzut pod czyimś adresem z tego, że udziela wywiadów, porad i pisze artykuły. Podważanie czyjejś wiarygodności, dlatego że prezentuje on inne stanowisko w przedmiotowej sprawie jest typowym objawem braku argumentów merytorycznych. Natomiast wstawianie cennika do artykułu jest pomieszaniem kryptoreklamy z judzeniem. Nie wiem który z elementów tego działania jest gorszy. To, że coś jest prowadzone przez psychoterapeutę, nie oznacza, że automatycznie jest terapią. Przecież psychoterapeuta może prowadzić wycieczkę. Czy wtedy nazywamy ją terapią?

Psychologowie w Niemczech, gdzie Hellinger mieszka i prowadzi swoją pseudoterapię, ostrzegają przed nim zdesperowanych i naiwnych pacjentów.

Psychologowie w Niemczech […] ostrzegają przed nim zdesperowanych i naiwnych pacjentów. Autorowi nie przyszło do głowy, że jego znajomi z Niemiec mogą mieć interes w zwalczaniu konkurencji. Nie zauważył on także, że skądś się biorą zdesperowani ludzie gotowi poświęcić się i poddać się wątpliwej technice. Może klasyczna psychologia nie jest w stanie tym ludziom pomóc? Czy nie jest to proste wytłumaczenie, dlaczego ta „fatalna” metoda ciągle znajduje zwolenników? Jeśli mam wierzyć polskim lub niemiecki specjalistom w zakresie psychologii, to nie widzę powodu, by uznać zdanie niemieckich specjalistów za lepsze. Zatem cały cytowany powyżej akapit jest bez sensu i związku z sygnalizowaną na wstępie sprawą.

W WANNIE HITLERA

Ten tytuł jest tak kuriozalny, że może służyć za przykład jak realizować testament Józefa Göbbelsa i kłamać prawdą. Co ma wanna Adolfa Hitlera do „terapii” czy warsztatów? Czy stworzenie terapii przez zwolennika Józefa Stalina powoduje, że jest to terapia mniej / bardziej skuteczna od metody stworzonej przez zwolennika Jerzego Waszyngtona? Co mają poglądy polityczne twórcy jakiejś metody do oceny skuteczności tejże?

Polscy psychologowie pracujący w Wielkiej Brytanii stosujący metody ustawień rodzinnych rzadko wspominają o jej twórcy. Na ich stronach można znaleźć zdawkową informację, że Bert Hellinger jest twórcą tej „fascynującej metody”.

Czy ktoś przy zdrowych zmysłach może zarzucać psychoanalitykom, że nie informują swoich klientów, iż Zygmunt Frojd (niem. Sigmund Freud) nie miał wykształcenia psychologicznego. Co więcej jakoś nie słychać, aby wymagano od psychoanalityka poinformowania, że „teoria” na jakiej się opiera jest nienaukowa. Czy to umniejsza wkład Zygmunta Frojda w psychologię? Czy cokolwiek z jego błędów spowoduje, że zaneguje się jego wkład w powstanie psychologii rozwojowej i skierowanie uwagi na zagadnienie nieświadomości? Myślenie nie boli, ale niektórzy wyraźnie go unikają i autor omawianego artykułu wyraźnie do nich należy.

Nie piszą o jego wykształceniu, doświadczeniu w pracy psychologa, ani o dorobku naukowym, a szkoda, bo postać to niezwykle barwna, interesująca i nieprzeciętna.

Z powyższego zdania wydaje się wynikać, że zaraz będziemy poinformowani o merytorycznej stronie zagadnienia. Nic bardziej błędnego. Przecież analiza metody mogłaby wykazać jakieś pozytywy, a autor wyraźnie dał już do zrozumienia, iż jest to metoda „niesłuszna”.

Bert Hellinger ma 85 lat i wciąż jest w świetnej formie.

Jak ktoś, kogo autor nie poważa śmie dożyć 85 lat i na dodatek być w świetnej formie. Jest to duży nietakt, bo ze zdemenciałym staruszkiem byłoby się łatwiej rozprawić.

Zanim został „psychoterapeutą” był katolickim misjonarzem w Południowej Afryce, pracował w szkole w prowincji Natal i interesował się rytuałami plemienia Zulusów.

Konia z rzędem temu, kto potrafi sensownie uzasadnić obecność którejkolwiek z powyższych informacji w relacji do omawianej metody. Czy bycie protestanckim misjonarzem, praca w przedszkolu lub zainteresowanie zwyczajami plemienia Kosa zmieniałoby ocenę techniki wymyślonej przez Berta Hellingera? Nie oczekuję od „specjalisty od psychologii” bycia tytanem umysłu, ale trochę rzetelności to nie za dużo jak na wymaganie od dziennikarza. (Przynajmniej moim zdaniem.)

Zasłynął wówczas tym, że dopuścił się plagiatu pracy naukowej znanej amerykańskiej psycholożki Wirginii Satyr, dotyczącej terapii rodzinnych.

Żeby można było mówić o plagiacie, to praca musiała być opublikowana. Można domyślać się, że uczynione to zostało w jakimś „poważnym periodyku”. Zatem jeśli była jedna publikacja można domyślić się, że były i inne. Zatem zarzut o nieznajomości zagadnień terapii rodzin wydaje się „lekko” nieczysty. Plagiat w środowisku naukowym jest dosyć powszechny. Tyle, że spryciarze robią to tak, aby nie dało się ich złapać za rękę (na przykład poprzez wykorzystywanie prac studentów…).

We wczesnych latach siedemdziesiątych Hellinger porzucił habit misjonarski oraz Afrykę i przeniósł się do Niemiec, gdzie rozpoczął swoją karierę psychoterapeutyczną.

Bert Hellinger był misjonarzem. Z tego nie wynika, że był zakonnikiem. Habity mają nie misjonarze, lecz zakonnicy. Zatem porzucił „działalność misyjną”. Czy porzucił również życie zakonne nie wiadmo. Jeśli jest „psychoterapeutą” to kariera powinna być „psychoterapeutyczna”. Czyż nie?

Kilkakrotnie próbował studiować psychoanalizę na Uniwersytecie w Wiedniu, ale nigdy nie udało mu się dokończyć studiów.

Czy to, że nie skończył studiów świadczy źle o jego metodzie? Może trudności w ukończeniu studiów świadczą o politycznym, a nie merytorycznym charakterze zastrzeżeń do Berta Hellingera i wbrew intencjom autora źle świadczą o Uniwersytecie Wiedeńskim? Ponadto brak absolutorium czy nieobronienie pracy nie świadczy o tym, że student niczego się nie nauczył. Zatem Bert Hellinger najwyraźniej ma niezłą wiedzę dotyczącą przedmiotu.

Jak z wnioskami przedstawionymi powyżej koresponduje następne zdanie, że Ber Hellinger nie ma żadnych kwalifikacji? W świetle wcześniejszych informacji jest to ewidentne kłamstwo.

Ze względu na brak jakichkolwiek kwalifikacji nie uzyskał zezwolenia na udzielanie terapii, ale omijał (i omija!) ten zakaz prawny poprzez urządzanie publicznych przedstawień (show) na scenach dla setek ludzi. Jego „terapia” ustawień polega na tym, że jeden człowiek zgłasza się na scenę, mówi w paru zdaniach jakie ma problemy, wybiera z publiczności osoby przedstawiające różnych członków swojej rodziny, które później odgrywają „rodzinne” scenki.

Jeśli „terapia ustawień rodzinnych” polega na tym co jest opisane powyżej, to zarzuty powinny dotyczyć tego, że „wychodzenie na scenę stresuje ludzi”, „inni nie potrafią poprawnie odegrać sceny rodzinnej” lub czegoś podobnego związanego z terapią. Czepianie się autora, że sympatyzuje z niewłaściwym socjalistą jest trochę obok.

Hellinger błyskawicznie stawia diagnozę i znajduje panaceum np. na wykorzystywanie seksualne: „Matka jest winna, że ojciec seksualnie wykorzystywał córkę, dlatego, że odmawiała ojcu seksu”*.

Gdyby autor omawianego artykułu miał choć trochę wiedzy psychologicznej, to by wiedział, że matki bardzo często przyczyniają się do wykorzystywania córek przez ojców. Z reguły robią to nieświadomie, ale to nie jest usprawiedliwienie. Takie działania jak kładzenie przez matkę córki pomiędzy rodzicami może być zakwalifikowane jako współudział. Tak wygląda to w życiu. Nie znaczy to, że zgadzam się z diagnozą Berta Hellingera. Za mało mam danych, żeby móc się do niej ustosunkować. Wykazałem tylko, że może ona być trafna.

Zresztą Hellinger specjalizuje się nie tylko w terapii leczącej wykorzystywanych seksualnie. Do żydówki z mężem chrześcijaninem, podczas jednego ze swoich przedstawień, powiedział: „Dziękuj swojemu mężowi i bądź mu wdzięczna za to, że się z tobą ożenił, chociaż jesteś żydówką”. Zna się także na onkologii: „Powodem raka piersi jest często fakt, że kobieta źle traktowała swojego męża” i polityce międzynarodowej: „Naród Żydowski dopiero wtedy znajdzie pokój w sobie, ze swoimi arabskimi sąsiadami i ze światem, jeśli każdy, bez wyjątku każdy-Żyd odmówi pacierz za Hitlera”.

Nie ma żadnych podstaw, by oceniać diagnozy Berta Hellingera. Są ewidentnie wyrwane z kontekstu i przedstawione tak, by wywołać negatywne wrażenie. Jeżeli dla Żydówki problem stanowiło jej pochodzenie, to zalecenie by była wdzięczna mężczyźnie, który potrafił dojrzeć w niej kobietę, a nie tylko pochodzenie, może być bardzo sensowne.

Podobnie sprawa się ma z narodem żydowskim. Gdyby autor wiedział cokolwiek o chrześcijaństwie, to by wiedział, że przebaczenie i miłość nieprzyjaciół są kluczowe dla tej wiary. Czy może być lepszy symbol wybaczenie i miłowania nieprzyjaciela niż szczera modlitwa za niego? Czy takie coś nie może być katarzis? Tyle, że taka wiedza wykracza poza instrukcję dowalenia Bertowi Hellingerowi, a ponadto wymaga uruchomienia rozumu.

Na temat raka nie wypowiadam się, bo nie jestem onkologiem, więc nie muszę się na tym znać. Niemniej nie widzę powodu żeby oburzać się na Berta Hellingera za jego poglądy.

Sam Hellinger jest zafascynowany III Rzeszą, czemu daje wyraz w swoich artykułach i książkach.

Obecni zarządcy unii europejskiej też są zafascynowani ideami twórcy trzeciej rzeszy, tylko się tego wstydzą i milczą na ten temat. Realizacja idei „Ein Volk, ein Reich, ein Mark” nie pozostawia złudzeń co do korzeni ideologicznych socjalistów z Brukseli. Cóż jest złego w fascynacji socjalizmem? To, że Adolf Hitler nie lubił Żydów? Czy obecni socjaliści są proizraelscy? Czy przypadkiem muzułmanom nie pozwala się na wszystko łącznie z wystąpieniami antysemickimi? Czysta hipokryzja! Na dodatek jest to zarzut zupełnie niemerytoryczny.

Zresztą służył jako żołnierz na froncie wschodnim podczas II wojny światowej i podziwia akty odwagi swoich kolegów-żołnierzy uważając ich za prawdziwych bohaterów.

Służenie w wojsku swojej ojczyzny jest czynem nagannym moralnie? Może podziwianie bohaterstwa kolegów z jednostki jest czymś moralnie nagannym? Czy z faktu walki z innymi socjalistami wynika, że żołnierze są tchórzami? Odrobina myślenia i nie byłoby tych bzdur w druku. Gdzie był rozum redaktora gdy zatwierdzał ten materiał do druku?

Hellinger wyraża głęboki podziw dla specyficznego typu człowieka, który zachowuje się jak wojownik, jest gotów służyć swojemu krajowi i bez wahania wyruszy na wojnę.

Według autora nie należy podziwiać ludzi gotowych umierać za kraj tak jak to robili Polacy w wojnie 20. roku, kampanii wrześniowej czy Powstaniu Warszawskim. Należy podziwiać żołnierzy, którzy schwytani przez wroga współpracują z nim i plują na ojczyznę, tak jak zrobili to Brytyjczycy złapani przez Persów. Gratuluję wzorców patriotycznych. Taka postawa propagowana w piśmie dla emigrantów zasługuje na obicie gęby jej autora.

W jego pismach można wyraźnie odczytać fascynację kultem siły. Jego zdaniem postawa walki oraz agresja świadczą o prawdziwej męskości, a „miękkie uczucia są całkowicie nie na miejscu u mężczyzny.”

Ciekawe, że kobiety też lubią silnych mężczyzn. Zupełnie mają za nic poprawność polityczną i wolą, żeby to ich mężczyzna dawał w mordę, niż żeby po niej obrywał.

Sam Hellinger mieszka zaś obecnie w Kleine Reichskanzlei – byłym domu Adolfa Hitlera blisko austriackiej granicy.

Czy gdyby Bert Hellinger mieszkał w Szwecji i kąpał się w wannie Olofa Palmego to jego metoda terapeutyczna byłaby cacy? Myślenie nie boli, ale niektórzy wyraźnie go unikają i autor omawianego artykułu z pewnością do nich należy.

PSYCHOLOGIA WG MONTY PYTONA

Według polskich psychologów w UK metoda ustawień rodzinnych jest bardzo skuteczna gdyż „pomaga w zażegnaniu sytuacji kryzysowych. Przywraca porządek i ład w rodzinie” oraz „uwalnia ukryte i jawne napięcia, zdejmuje się z ustawiającego obowiązek odpłacenia za cudze krzywdy i równocześnie daje prawo do życia we własny, niepowtarzalny sposób bez irracjonalnego poczucia winy”, a także „pomaga rozwiązywać problemy w rodzinie i jest świetną okazją do rozwoju osobistego, pracy w obszarze własnych problemów emocjonalnych i zdrowotnych”.

Jeśli polscy psycholodzy w Zjednoczonym Królestwie uważają, że metoda Berta Hellingera jest dobra, to może trzeba się zastanowić dlaczego tak twierdzą? Może wiedzą coś o czym autor nie ma pojęcia? Przyjmuję robocze założenie, że pisząc „psycholodzy” autor ma na myśli absolwentów odpowiednich kierunków studiów. Ja bym pisał o magistrach psychologii, ale to nieistotne.

Tymczasem specjaliści niemieccy i austryjaccy określają terapię Hellingera jako: „niebezpieczną mieszankę mistycyzmu, New Age i patriarchalnej wizji świata”.

Od czasu gdy zamieszkałem na wyspie nie wierzę w wyższość zachodniej nauki. Mit zaczął się kruszyć, gdy podczas międzynarodowej konferencji profesorka z Singapuru przedstawiła wykład na poziomie pracy seminaryjnej polskich studentów. Rozmowy z fachowcami na wyspach pogrzebały mit do końca. Zatem jeśli mam do wyboru opinię ludzi praktykujących daną technikę i takich, dla których jest ona konkurencją, to bez mocnych argumentów przedstawiaonych przez przeciwników bardziej wierzę praktykom.

Wg. Hellingera przyczyną chorób psychicznych, somatycznych i innych różnych nieszczęść, oraz kataklizmów, jest zakłócony porządek w rodzinie. Za porządek zaś, guru ustawień rodzinnych uważa konserwatywną hierarchię. Żona powinna być podporządkowana mężowi, dzieci rodzicom, młodsze rodzeństwo starszemu itp. Ci podporządkowani mają kochać tych stojących wyżej w hierarchii i nie mogę ich winić za cokolwiek. Tym „wyższym rangą” należy się szacunek i absolutne posłuszeństwo. Nie ponoszą oni żadnej odpowiedzialności za swoje złe czyny, dlatego też dzieci nie mogą winić swoich rodziców, tak samo, jak Hellinger nie wini Hitlera, ani SS.

Patriarchalny model rodziny sprawdza się od tysięcy lat. Wcześniej, przez miliony lat sprawdzał się ten model w przyrodzie. Propagowanie idiotycznych rozwiązań typu „dzieci są tak samo ważne jak rodzice” czy „kobieta jest mężczyzną, tylko trochę innym” jest świadectwem głupoty i myślenia życzeniowego. Co do tego ma Adolf Hitler i SS? Praktyka socjalistyczna w trzeciej rzeszy była zaprzeczeniem filozofii Fryderyka Niczego (niem. Friedrich Wilhelm_Nietzsche) i kultu nadczłowieka. Znów próba bazowania na uprzedzeniach do jednego z socjalizmów.

Hellinger uważa, że śmierć kogoś w przeszłości (członka rodziny) nawet kilka pokoleń wstecz wpływa na problemy obecnie żyjących. Metoda ustawień rodzinnych zakłada, że każdy członek rodziny, żywy i umarły ma takie samo prawo przynależności do systemu. Rodzina jawi się tutaj jako żywy organizm, pole energetyczne, rządzące się własnymi prawami, w którym każda należąca do niej osoba posiada swoje miejsce.

Przypomina to w zarysie „systemową terapię rodzin”. To, że śmierć w rodzinie może wpływać na relacje jeszcze po wielu latach, to wie każdy średnio rozgarnięty człowiek. Podobnie wygląda sprawa z nieobecnymi członkami rodziny. Cóż zdrożnego jest w poglądach Berta Hellingera?

Zasada „energetycznego pola” została wyraźnie skopiowana z teorii morfogenetycznego pola brytyjskiego biologa Ruberta Sheldrake'a, która nawiasem mówiąc, spotkała się z olbrzymim sceptycyzmem ze strony większości naukowców.

Czy negatywne jest wzięcie czegoś od Brytyjczyka czy to, że naukowcy są sceptyczni? Poza tym, co to jest większość naukowców i jak została ona, ta większość, zmierzona?

W sprawie homoseksualizmu, Hellinger zwraca uwagę, że w obrębie rodziny, homoseksualista jest powszechnie uważany za wyrzutka i cierpi.

Jakoś nie przypominam sobie normalnych osób, które cieszyłyby się ze swojego homoseksualizmu. Świadomość, że nie można mieć dzieci dzięki swojej aktywności seksualnej jest silnie stresująca również dla osób heteroseksualnych. Wystarczy porozmawiać z bezpłodnymi ludźmi lub parami niemogącymi doczekać się ciąży, o dzieciach nie wspominając. W normalnych rodzinach, nie tylko homoseksualiści są uważani za wyrzutków ani nie tylko oni cierpią. Czy to jednak powoduje, że stanowisko Berta Hellingera jest nie do obrony? Wątpię.

Sam Hellinger twierdzi, że „wyleczył”, co najmniej jedną osobę z tej „choroby”, która - po udziale w jego ustawieniach rodzinnych - ożeniła się kilka miesięcy później i jest teraz szczęśliwym ojcem dziecka.

Czy jest możliwe, aby człowiek biseksualny myślący o sobie jako homoseksualiście przestawił się na zachowania heteroseksualne? Oczywiście jest możliwe. Zatem opisywane zjawisko jest możliwe. Nawet jeśli się komuś to nie podoba.

Patriarchalne postrzeganie rzeczywistości i homofobia idą w parze z pochwałą kazirodztwa. Hellinger przymyka oko na tę kwestię twierdząc, że przecież w seksie nie ma nic złego. Posuwa się także do stwierdzeń, że właściwie młoda dziewczyna dzięki kontaktom z ojcem może_„wzbogacić swoje doświadczenia i uznać je jako ekscytujące przygody.” Lata leczą rany, a najlepszym sposobem na przezwyciężenie urazu jest uklęknięcie ofiary przed ojcem i wypowiedzenie zdania:_„Dziękuję ci tato. Jestem wdzięczna za to co mogłam dla ciebie zrobić.”

Mieszanie patriarchalnego porządku z homofobią jest nadużyciem. Jedno z drugim ma niewiele wspólnego i nie muszą wcale współwystępować. Co więcej jedno jest właściwe, drugie głupie. Rozsądny czytelnik potrafi sam zdecydować co jest czym.

Kazirodztwo, dopuszczalne w XX wieku w Europie Zachodniej jest potępiane w naszej kulturze. Niemniej to, co jest przytoczone jako pochwała kazirodztwa, może być interpretowane jako zachęta do przebaczenie. To tylko kwestia intencji, ponieważ cytaty są zbyt krótkie i bez kontekstu.

Według Hellingera zakłócona równowaga zostanie wówczas naprawiona. W rzeczywistości jednak takie „leczenie” jest niezwykle upokarzające dla ofiary i w żaden sposób nie przyczynia się do poważnego rozwiązania problemu. Według niemieckiej pisarki Elisabeth Reutter wykorzystywanej seksualnie przez ojca w dzieciństwie i autorki książki_„Gehirnwäsche” (Brainwash) terapia Hellingera w kwestiach kazirodztwa pozbawia ofiary ostatnich resztek godności.

Nie wiem jak to możliwe, ale „Gazeta Wyborcza” zachwycała się swego czasu terapeutą, który programowo upokarzał swoje ofiary (znaczy klientów), gdyż to pobudzało je do aktywności. Jak się okazuje, kiedy trzeba, to gnojenie ludzi jest cacy (bo to nasz terapeuta), a gdy nie trzeba, to jest be, bo nie nasz?

NIEMIECCY PSYCHOLODZY BIJĄ NA ALARM

Najwyraźniej niemieccy psychologowie tracą na obecności Berta Hellingera kasę. Na ich miejscu też bym się oburzał, albo nauczył nowej techniki…

Metoda ustawień rodzinnych Hellingera została poddana zmasowanej krytyce przez niemieckie media, psychologów, terapeutów, profesorów uniwersytetów, a także organizacje zajmujące się zwalczaniem sekt.

Ciekawe, że wypowiadali się w sprawie omawianej metody profesorowie nie będący psychologami. Czy może to takie mnożenie bytów by wyglądalo poważniej. Co do merytorycznej oceny metody mają media, to już tajemnica autora. Jeśli ktoś traktuje niemieckie media jako źródło wiedzy, to nie ma się co dziwić, że potem pisze głupoty. Zmasowana krytyka nie świadczy o błędności krytykowanej sprawy, tylko o negatywnym nastawieniu ludzi rządzących mediami. To jedyny sensowny komentarz.

W 1999 roku Związek Terapeutów” SGIPT - Gesellschaft fur Allgemeine Integrative Psychoterapie - Deutschland” wydał oświadczenie, w którym można przeczytać, że: „Metoda Hellingera stosowana zarówno przez ludzi nie posiadających żadnego wykształcenia psychologicznego, jak i przez fachowców, jest bezużyteczna i szkodliwa.” Przed stosowaniem metody ustawień rodzinnych ostrzega także Związek Terapeutów DGSF, Organizacja Das Instytut fur Beratung und Supervision, profesorowie psychologii z najważniejszych ośrodków uniwersyteckich, gazety („Psychologie Heute”, „Der Spigel”, „Die Zeit”). a także telewizje (program „Raport”). Do ostrzeżeń włączyły się także media austriackie i holenderskie. Prof. Colin Goldner z Niemieckiego Forum Psychologicznego w wywiadzie do „Der Spigel” uznał metodę ustawień rodzinnych za „niebezpieczną i przerażającą”.  „To nie jest poważna metoda terapeutyczna - powiedział - nie ma żadnej diagnozy, nie ma żadnego poważnego leczenia. Czy poważnie można traktować psychologa, który uważa, że przyczyną konfliktu matki z córkami jest śmierć jej dziadka podczas wojny?”. O zgubnych skutkach ustawień rodzinnych Hellingera można również przeczytać w książkach opracowanych przez specjalistów np. „Niemand kann seinem Schicksal entgehen…” Kritik an Weltbild und Methode des Bert Hellinger - ASDA der Universitat Munchen, gdzie autorzy przekonują, iż w wyniku uczestnictwa w terapii Hellingera nasila się niebezpieczeństwo głębokiego i długotrwałego zranienia psychicznego. W Niemczech o Hellingerze zaczęło być głośno w 1997 r. kiedy to jedna kobieta, która cierpiała na poważną depresję i problemy związane z relacjami z innymi ludźmi po wzięciu udziału w „ustawieniach rodzinnych” w Lipsku popełniła samobójstwo. Zainteresowanym tą sprawą mediom Hellinger rzucił wymijający komentarz, który brzmiał: „Nie przyszło mi do głowy, że mogła mieć myśli samobójcze. Widziałem ją tylko trzy minuty.” Do kliniki psychiatrycznej w Bad Schussenried, w południowych Niemczech od lat trafiają pacjenci, których stan psychiczny po udziale w terapiach prowadzonych metodą Hellingera znacznie się pogarsza. Klinika ta prowadzi kampanię medialną przeciwko ustawieniom rodzinnym informując, że „praktyki Hellingerowskie wykorzystują wybitnie nieprofesjonalne metody i są niebezpieczne dla zdrowia psychicznego”.

To, co myślę o wiarygodności nagonki na kogokolwiek pisałem już wcześniej. Nawet gdyby w tej sprawie wypowiedziała się kanclerz RFN i cały Bundestag, nie wpłynie to na moją ocenę wiarygodności krytyków. Ludzie, którzy są zainteresowani finansowo w utrąceniu konkurencji nie są wiarygodni. Aby im uwierzyć, muszą przedstawić dowody, których nie da się podważyć, a nie organizować nagonki medialne.

POLSCY PSYCHOLODZY - GŁUPOTA CZY NIEWIEDZA

Obrażanie ludzi, bo mają inne poglądy niż autor – głupota czy chamstwo?

Tymczasem wśród polskich psychologów metoda ustawień rodzinnych znalazła wielu entuzjastów. Jacek Santorski wydał całą masę książek Hellingera, wielu członków Polskiego Towarzystwa Psychologicznego poleca metodę ustawień rodzinnych jako_„fascynującą terapię” pozwalającą skutecznie rozwiązać problemy rodzinne. Jakby tego było mało „ustawienia” Hellingera nauczane są na wydziale psychologii Uniwersytetu Warszawskiego.

To wszystko nie daje autorowi do myślenia, że może fachowcy coś wiedzą, czego on nie wie. Autor wydaje się mieć „na sprawę jasny pogląd niezmącony najdrobniejszą znajomością problemu”.

Zdumiewa brak jakiegokolwiek krytycyzmu, ze strony polskich psychologów.

To, że ktoś nie podziela poglądów nagonki, nie oznacza, że jest bezkrytyczny.

Fakt, że polscy naukowcy słabo orientują się w światowej prasie fachowej jest powszechnie znany.

Jakiej narodowości naukowcy są w stanie przeczytać 10% publikacji ukazujących się w ich dziedzinie. Po ostatniej aferze z manipulowaniem danymi na temat globalnego ocieplenia i fikcyjnych doniesieniach z badań pracownika z Bell Laboratories śledzenie bełkotu publikowanego w „prasie fachowej” wydaje się zajęciem cokolwiek bezsensownym. Orientowanie się w tej prasie nie jest niczym ważnym.

Zapewne też niewielka tylko część polskich psychologów zna język niemiecki, ale krytyczne artykuły dotyczące metody Hellingera, można także przeczytać w języku angielskim („Bert Hellinger's controversial therapy” by Herman Nimis, magazine Alert! September 2005).

Czytanie bzdur po niemiecku czy po angielsku nie spowoduje, że staną się one mądrzejsze.

Resztki zdrowego rozsądku zachował jedynie Zarząd Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, kiedy polscy zwolennicy metody Hellingera złożyli wniosek o utworzenie sekcji ustawień systemowych do PTS, towarzystwo odmówiło.

Zdrowym rozsądkiem ma być działanie zgodne z poglądami autora. To jest właśnie nagonka medialna. Zupełnie odbiera to resztki wiarygodności autorowi.

Małgorzata Teoplitz - Wiśniewska napisała w oświadczeniu:_„Ta terapia jest wąską metodą, kontrowersyjną. Sam autor, to znaczy Hellinger podkreśla, że nie jest to technika psychologiczna”.

Czy z tego, że psychoanaliza nie jest psychologią wynika, że PTP wykluczy psychoanalityków ze swego grona? Od czasu gdy szefowa Laboratorim Technik Diagnostycznych PTP publicznie pokazała, że nie ma pojęcia o normalizacji, mam bardzo sceptyczny stosunek do całeg PTP.

Najbardziej narażeni są jednak nie świadomi nieczego pacjenci.

Grozi im, że uzyskają nieautoryzowaną przez autora pomoc?

Dla psychologów metody ustawień rodzinnych Hellingera to niekończąca się żyła złota. Sesja trwa raptem dwa dni, a reklamowana jest jako panaceum na wszelkie psychiczne bolączki. Dla ludzi z prawdziwymi, głębokimi urazami psychicznymi może się jednak okazać niezwykle niebezpieczna. Ustawienia Hellingera praktykowane są w ponad dwudziestu pięciu krajach, a popularne najbardziej są w tych egzotycznych. Trochę przykro, że i Polska wraz z rosnącą popularnością tej pseudoterapii się do nich zalicza. W trudnej sytuacji znaleźli się także Polacy mieszkający w Wielkiej Brytanii, którzy nie radzą sobie z emigracyjną rzeczywistością i szukając pomocy u specjalistów trafiają na psychologów nie znających sentencji:_PRIMUM NON NOCERE,_którzy zamiast pomagać szkodzą.

Jak widać, gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Nazywanie metody „pseudoterapią” tylko dlatego, że autor nie ma swojej działki z ogromnych pieniędzy, jakie robią rzekomo na tym psycholodzy, to dno argumentacji.

Odnośnie tego co mogą zrobić Polacy w Wielkiej Brytanii, to obawy autora są nieuzasadnione. Mogą zwrócić się do fachowca stosującego jedną z klasycznych technik. Mało tego, mogą również postarać się znaleźć pomoc nowoczesną, dostępną za pomocą internetu. Wystarczy chcieć!

 

* Cytaty pochodzą ze strony internetowej_www.agpf.de/Hellinger.htm_gdzie znaleźć można wszystkie artykuły prasowe, które ukazały się w Niemczech, Holandii i Austrii opisujące szkodliwości metody ustawień rodzinnych Hellingera.

Jeśli wszystkie teksty są takie jak te cytowane w artykule, to nie ma po co się udawać na wspomnianą stronę.

 

Człowiek myślący i dysortografik. Bardzo niekonwencjonalny. Nie każdy może zrozumieć, co stara się przekazać, choć robi to prostym językiem. UWAGA! Czytanie tego blogu następuje na wyłączną odpowiedzialność czytającego! Jeśli spowodowało frustrację, to nie należy tu wracać. Informacja dla wszystkich zwolenników PO, PiS, SLD, ZSL i innych socjalistów. To, że krytykuję eurosocjalizm, nie powoduje, że staję się zwolennikiem socjalizmu narodowego czy pobożnego. Socjalizm to zło i dlatego go krytykuję. Wojenki między socjalistami z PO i PiS to zabawny folklor, dla mnie bez znaczenia.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Technologie