wawel24 wawel24
42
BLOG

Anatomia świadomości

wawel24 wawel24 Polityka Obserwuj notkę 0

Próba połączenia refleksji wschodniej z zachodnią:

image

Sztuka bycia sobą

"Relacja pomiędzy tymi czterema postawami: obiektywnością, bezpośredniością, subiektywnością i refleksją jest warta rozpatrzenia. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nie ma różnicy pomiędzy bezpośredniością i subiektywnością i pomiędzy obiektywnością i refleksją. Subiektywność i obiektywność z pewnością są w opozycji jak i bezpośredniość i refleksja. Ale bezpośredniość (która jest naiwną akceptacją tego co obecne) jest kompatybilna z obiektywnością, jak widzimy z rady Thomasa Huxleya dla naukowca: “Usiądź przed faktem jak małe dziecko”- a refleksja jest kompatybilna z subiektywnością (gdyż subiektywność jest “byciem sobą” a refleksja będąc samo-poznaniem jest w obrębie subiektywności). W emocjonalnej ekscytacji obiektywność i refleksja podobnie skłaniają się ku zanikowi i tak subiektywność zbliża się do bezpośredniości. Właśnie to daje subiektywności jej złe imię; gdyż paru ludzi zna jakąkolwiek inną subiektywność poza emocjonalną bezpośredniością. Ich ucieczka z emocji jest ku obiektywności w formie raczej rozrywek, niż ku refleksji, która jest trudniejszą drogą samo-kontroli. Goethe opisał raz radę “Poznaj Siebie” jako jedyne wymaganie na które nikt nie narzeka, czy raczej każdy będzie narzekał; człowiek przez jego wszystkie zmysły i wysiłki kierowany jest ku rzeczom zewnętrznym – do świata wokół niego.


Pytanie o autentyczność postawy, mniej lub bardziej koresponduje z parą subiektywno-refleksyjną. Jeżeli ten sposób myślenia może być osiągnięty, to jest on w stanie wiele zmienić w naszym życiu. Kiedy raz się rozpozna, że jest się całkowicie odpowiedzialnym za wszystkie własne decyzje i działania, nie można już dłużej ukrywać się za wygodnymi gotowymi wymówkami, a to choć czyni życie mniej wygodnym przez usunięcie nawykowych klapek na oczy, zaopatruje człowieka w nieoczekiwaną odporność i wytrzymałość w trudnych sytuacjach. Co ważniejsze, to tylko przy tej autentycznej czy odpowiedzialnej postawie Nauka Buddy staje się zrozumiała. Mówisz, że jestem jednym z tych, którzy myślą nie tylko o innych ludziach ale i o sobie jako “oni”. Widzę co masz na myśli i nie zaprzeczam temu, ale trzeba to sformułować inaczej. Jest zupełnie niemożliwe by zobaczyć siebie tak jak się widzi inne osoby (a przynajmniej nie autentycznie) i tak nie mogę być “oni” dla siebie jak inni są “oni” dla mnie. Ludzie w większej części żyją obiektywno-bezpośrednim sposobem. To oznacza, że są totalnie zaabsorbowani i zidentyfikowani z pozytywnymi światowymi interesami i projektami, których jest nieskończona różnorodność. Chociaż różnią się od siebie swymi indywidualnymi naturami, zawartością ich odpowiednich pozytywności, to są tacy sami w byciu pozytywnymi. I tak chociaż fundamentalną relacją pomiędzy pozytywnymi jest konflikt (z powodu ich indywidualnych różnic) jawią się jeden drugiemu jako będący w tej samej łodzi pozytywności i myślą oni o ludziach generalnie w terminach ludzkiej solidarności jako “my”.


Ale osoba, która żyje subiektywno-refleksyjnym sposobem jest zaabsorbowana i zidentyfikowana nie z pozytywnym światem ale z sobą. Świat, oczywiście pozostaje “tam” ale jest uważany za przypadkowy (Husserl mówi, że taki człowiek “wkłada go w nawias”) a to znaczy, że odrzuca on jakąkolwiek pozytywną identyfikację jako nieważną. Nie jest on już dłużej “politykiem”, czy “rybakiem” ale “ja”. Lecz to co my nazywamy “ja”, jeżeli nie otrzyma pozytywnej identyfikacji z zewnątrz, pozostaje puste, innymi słowy, negatywne. “Ja” jednakże jest pozytywne w tym sensie, że szuka identyfikacji. I tak osoba, która identyfikuje się z samym sobą odnajduje, że jej pozytywność składa się z negatywności – nie przekonującego “ja jestem tym” czy “ja jestem tamtym” pozytywniaka ale trudnym do zrozumienia, kłopotliwym czy nawet niepokojącym; “Czym jestem?” Wieczne powtarzanie tego wiecznie nieodpowiedzianego pytania jest początkiem mądrości (to początek filozofii) ale pokusa by wyposażyć się w definitywną odpowiedź jest zwykle zbyt mocna i człowiek wpada w błędny pogląd tego czy innego rodzaju. (Potrzeba Buddy by wskazał drogę wyjścia z tej niemożliwej sytuacji). Dla sotopanny, który rozumie esencję Nauki Buddy to pytanie wciąż powstaje, ale widzi on, że jest ono nie do odpowiedzenia i nie martwi się tym; dla arahata pytanie już dłużej nie powstaje i to finałowy spokój.


Osoba ta, zatem mając swój środek ciężkości w sobie zamiast w świecie (sytuacja choć zwykle znajdywana jako przyrodzona, może jednak być uzyskana przez praktykę) daleka od widzenia siebie z czystą solidną obiektywną definicją, z którą inni ludzie mogą być widziani, dostrzega siebie ledwo jako cokolwiek definiowalnego, dla siebie jest on w najlepszym razie “czym jeżeli czymkolwiek?”. Dokładnie ten brak zakładanej identyfikacji jest sekretną siłą jego pozycji – dla niego znak zapytania jest esencjonalny i jego pozytywna identyfikacja w świecie przypadkowa i cokolwiek zdarzy mu się w pozytywnym sensie, znak zapytania ciągle pozostanie, znak, który jest wszystkim o co rzeczywiście się troszczy. Jest oczywiście zestresowany gdy jego znajomy świat zaczyna się rozpadać, co nieuniknienie się dzieje, ale odwrotnie niż pozytywny, jest on zdolny do upadku na siebie i uniknięcia totalnej rozpaczy. To również ta cecha tak martwi pozytywnych, gdyż oni naturalnie zakładają, że każdy jest pozytywny i są przyzwyczajeni do postrzegania innych przez ich pozytywny kontekst i kiedy zdarzy się, że spotkają negatywnego, nie znajdują nic czego mogliby się uchwycić. 
Całkiem często zdarza się, że pozytywny przypisuje negatywnemu rozliczne sekretne motywy, przypuszczając, że nie zdołał go zrozumieć (w pozytywnym sensie) ale to czego nie zdołał zrozumieć, to to, że właściwie nie ma tu nic do zrozumienia. Ale negatywny, będąc sam rzadkim ptakiem (jak to przyznałeś) jest przyzwyczajony do pozytywnych, którzy go otaczają i nie myli ich z negatywnymi. Rozumie on (albo przynajmniej czuje), że powszechny czynnik pozytywności, który łączy ich razem w “my” ludzkiej solidarności, nie rozciąga się na niego i ludzkość to dla niego “oni”. Kiedy negatywny spotka innego negatywnego, skłaniają się oni do zjednoczenia w swobodnej wzajemnej obojętności. Inaczej niż dwóch pozytywnych, różniących się ich odpowiednimi pozytywnościami, trzymającymi ich osobno, dwóch negatywnych nie ma nic co by ich separowało i jeden negatywny rozpoznaje drugiego przez jego szczególną przezroczystość, (podczas gdy pozytywny jest nieprzezroczysty).[...]
*
Słowo nieautentyczny jest używane przez Heideggera by opisać strusią postawę człowieka, który szuka ucieczki od samo-odpowiedzialności przez stanie się anonimowym członkiem tłumu. To normalna postawa prawie każdego. By być autentycznym, człowiek musi stale być świadomym swej całkowitej odpowiedzialności za to czym jest. Na przykład sędzia może nie czuć się osobiście odpowiedzialnym za skazujące wyroki. Będzie on mówił, że jako sędzia jest jego obowiązkiem by karać. Innymi słowy czuje się on anonimowym reprezentantem Sądownictwa, i to Sądownictwo musi wziąć za to odpowiedzialność. Taki człowiek jest nieautentyczny. Jeżeli pragnie być autentyczny musi myśleć refleksyjnie, czy siedząc na Ławie, czy pobierając swoje dochody;”Dlaczego karzę?. Ponieważ moim obowiązkiem jako sędziego jest karanie. Dlaczego jestem sędzią? Czy jest moim obowiązkiem bycie sędzią? Nie. Jestem sędzią bo sam wybrałem bycie sędzią. Wybrałem bycie tym, który karze w imieniu prawa. Czy mogę jeżeli rzeczywiście tego chcę, wybrać nie bycie sędzią?. Tak. Jestem absolutnie wolny by w dowolnym momencie przestać być sędzią jeżeli tak wybiorę. Jeżeli tak jest, to kiedy winny człowiek przychodzi do mnie po orzeczenie, czy mam możliwość by go nie karać?. Tak, mogę wstać i wyjść z sali i zrezygnować z mojej pracy. A zatem jeżeli zamiast tego skarzę go, czy jestem odpowiedzialny? Jestem całkowicie odpowiedzialny".
Ważnym punktem jest to, że nic czym jestem obecnie nie może się ukryć przed refleksją i jestem przez to totalnie otwarty na samo-krytykę. Gdyby nie to, medytacja nie byłaby bardziej skuteczna przeciwko mentalnym skalaniom niż witamina C w leczeniu raka.

Źródło: https://varapanyo-2.blogspot.com/2013/01/sztuka-bycia-soba.html


Anatomia świadomości


"Profesor Jefferson w swym artykule mówi nam, że “świadomość zależy od (czy jest sumą) aktywności całego systemu nerwowego, centralnego i peryferyjnego". [“Zależeć od czegoś” i “być sumą czegoś” to nie są dwie te same rzeczy, ale Prof J nie zauważa tej niespójności. Odniesiemy się do niej później] i artykuł jasno bierze za pewnik, że objaśnianie systemu nerwowego i jego pracy, jeżeli pełne, jest wszystkim co konieczne dla totalnego zrozumienia świadomości. “Zgodzimy się z wiarą”, mówi Prof J, "że jakimikolwiek mentalnymi jakościami dysponują ludzkie istoty będąc świadomymi, wszystkie one wyprowadzone są w końcu, z milionów komórek kory mózgowej ...“. To z pewnością jest generalnie akceptowany pogląd kręgów naukowych.

Z tego artykułu wynikają dwa założenia. Pierwsze to, że pomiędzy każdym możliwym stanem systemu nerwowego i każdym z możliwych stanów świadomości istnieje korespondencja jeden-do-jeden. Z tym założeniem nie będziemy się kłócić (choć praktyczna demonstracja jego ważności z pewnością jest sprawą kłopotliwą). Drugie założenie jest takie, że praca systemu nerwowego, ściśle podlega ustanowionym prawom naukowym a w szczególności tym z dziedziny fizyki i biochemii.

Fizjolog (czy neurolog) co wystarczająco jasne, jest zmuszony do uczynienia tego drugiego założenia: to założenie każdego człowieka nauki, że rezultaty jego badań mogą być ułożone w uporządkowany wzorzec będący przykładem regularnych praw zachowania i dalej, że te prawa zachowania utrzymują się nie tylko w ograniczonym polu jego własnych badań, ale i uniwersalnie we wszystkich gałęziach nauki. I tak na przykład biolog akceptuje bez kwestionowania prawa ustanowione przez eksperymentalną chemię jak również i te ustanowione przez ludzi, którzy badali zachowanie elektryczności; i teoretyczny fizyk zakłada, że ostatecznie zachowanie wszystkich rzeczy można przedstawić w terminach pewnych fundamentalnych praw, które są jego specjalnym polem badań. Nie uczynienie tego założenia, musi, jak się wydaje, prowadzić do chaosu - jaką nadzieję zrozumienia porządku we wszechświecie i miejsca człowieka w nim możemy mieć, inną niż przez założenie, że wszechświat jest uporządkowany (tj, że ten sam eksperyment powtórzony w różnych czasach i różnych miejscach da zawsze ten sam rezultat)? Jaka nadzieja jest dla cierpiącej ludzkości jeżeli szczepionki (na przykład) miałyby czysto przypadkowy efekt wytwarzając odporność na ospę w jednym, zapobiegając grypie w innym i dając po prostu efekt świerzbienia w trzecim przypadku? Medycyna byłaby niemożliwa bez możliwości przepowiedzenia wyzdrowienia z pewną dozą pewności. Poza tym, mając na widoku zadziwiający sukces współczesnej nauki (a w szczególności medycyny), jaka trzeźwo myśląca osoba mogłaby się pokusić o poddanie w wątpliwość tego założenia- czyż sukces naukowej metody nie jest wystarczającym usprawiedliwieniem uczynionych przez nią założeń?

By rozpocząć, poddanie w wątpliwość tego naukowego założenia, niekoniecznie musi nas prowadzić do chaosu. Zaprzeczenie uniwersalnemu porządkowi odkrytemu przez naukę i ucieleśnionemu w jej prawach, nie jest w żadnym wypadku zaprzeczeniem tego, że nauka odkryła jakiś porządek. Ani nie jest to zaprzeczenie istnienia jakiegoś uniwersalnego porządku. Jeżeli jak można pomyśleć, jest uniwersalny porządek o bardziej fundamentalnej strukturze niż ten odkryty przez naukę (choć teoria kwantowa w mętny sposób jest częściowo tego świadoma), możemy całkiem dobrze przyznać temu naukowemu porządkowi ograniczoną ważność w obrębie uniwersalnego porządku (logicy, których zadaniem jest dociekanie tych spraw, w pełni zdają sobie sprawę z tego, że prawa naukowe są tylko prawdopodobne a nie z pewnością prawdziwe). Rzeczy, możemy powiedzieć, podporządkowują się prawom nauki... z wyjątkiem gdy tego nie robią. Lub, by być bardziej precyzyjnym, prawa nauki są mniej jednolicie ważne w jednym rejonie niż w drugim. Detale nie są tu ważne, to co się liczy to generalna idea. Ale czy jest konieczne poddanie w wątpliwość naukowych założeń? Czy jesteśmy zobligowani do odrzucenia prostego i wygodnego poglądu o uniwersalnej ważności nauki dla bardziej skomplikowanego i trudnego poglądu sugerowanego powyżej?

Wyobraź sobie, że przez przypadek twoja dłoń spoczęła na gorącym piecu. Bez wątpienia w pośpiechu ją podniesiesz. Dlaczego? Ponieważ kontakt z gorącym piecem jest bolesny, być może powiesz. Ale to nie tak... To czego potrzebujemy to sprawozdanie ze zmian, które miały miejsce w twoim systemie nerwowym od czasu gdy twoja dłoń spoczęła na piecu do czasu gdy została podniesiona; i te sprawozdanie musi być przedstawione w ściśle naukowych terminach. Ból jednakże nie jest terminem naukowym. Możemy mówić o elektrycznym impulsie podróżującym nerwem wzdłuż twojego ramienia do mózgu; gdyż to są rzeczy, które mogą być publicznie obserwowane (przynajmniej teoretycznie) przez zespół fizjologów, który na tobie eksperymentuje. Ale ból, który nie może być obserwowany jest ściśle prywatny: nawet teoretycznie nie może być obserwowany przez zespół fizjologów.

[Dwóch ludzi nie może obserwować tego samego bólu. Jeżeli nerw, widziany przez licznych obserwatorów jest stymulowany, tylko jeden z nich (najwyżej), mianowicie właściciel tego nerwu będzie odczuwał ból; i jego raport z eksperymentu (stymulacja nerwu powoduje ból) będzie sprzeczna z raportem innych obserwatorów (stymulacja nerwu nie powoduje bólu). Albo więc ta sama przyczyna - obserwowana stymulacja nerwu może wytworzyć dwa różne efekty u dwóch różnych obserwatorów (co podważa naukową hipotezę o niezmienności przyczyny i skutku dla wszystkich obserwatorów we wszystkich czasach i wszystkich miejscach) lub ból (i uczucie ogólnie) jest poza zasięgiem nauki. (Wyobraź sobie konsternację i zaniepokojenie w fizycznym laboratorium wśród grupy obserwatorów zebranych wokół elektrycznego aparatu, jeżeli przy włączeniu pewnego załącznika jeden obserwator zda raport, że pewna żarówka świeci jasno, podczas gdy reszta obserwatorów zdających raport stwierdzi, że żarówka się nie świeci. Czy nie wysłali by obserwatora odmieńca do patologicznego laboratorium na obserwację?] (Możesz im powiedzieć, że czujesz ból, to oczywiste, ale to nie czyni bólu publicznym: to co tutaj publiczne, to dźwięk twojego głosu i znaczenie słów przez ciebie wypowiedzianych nie ma nic do rzeczy, przyznanie, że twoje słowa mają znaczenie rodzi nowe pytania).

Fizjolog może obserwować impuls poruszający twym ramieniem, ale nie może obserwować bólu poruszającego twym ramieniem; tylko ty możesz to zrobić. To oznacza, że fizjolog nie może odnieść się w jakikolwiek sposób do uczucia (przyjemność, ból, neutralność) w swym sprawozdaniu z ludzkiego zachowania. Jeżeli się od tego nie powstrzyma to porzuca metodę naukową.

Fizjolog jest zobowiązany utrzymywać, że ból który czujesz gdy twoje ramię dotyka pieca nie ma nic wspólnego z bezpośrednio po tym następującym usunięciem ramienia z pieca; musi się tego trzymać ponieważ jest zobligowany twierdzić, jeżeli chce zachować spójność, że może on zdać pełne sprawozdanie z ruchu twego ramienia w terminach wyłącznie neurologicznych mechanizmów i bez żadnego odnoszenia się do bólu. I jeżeli uczucie nie gra roli w naszych działaniach, musimy przyznać, że to szczególnie szczęśliwa okoliczność, że stan systemu nerwowego do którego koresponduje bolesne uczucie przypalanego ramienia zdarza się być takim, że powoduje usunięcie ramienia z pieca; gdyby odwrotne było prawdziwe i system nerwowy przyciskał ramię jeszcze bardziej do gorącej powierzchni, trudniej nam by się z tym żyło. Wyobraź sobie: za każdym razem gdy odczuwamy ból musimy odkryć neurologiczny mechanizm sprawiający, że ciało czyni dokładnie to by zwiększyć ból, i być może odnaleźlibyśmy się zwijającymi się z przyjemności “tak jakbyśmy się spalali”. Ale nie, nasze ciała, jakimś szczęśliwym zbiegiem okoliczności czynią dokładnie to co byśmy chcieli by uczyniły - gdy jest przyjemność ciało działa w taki sposób by ją przedłużyć, kiedy obecny jest ból ciało podejmuje takie działanie by doprowadzić go do końca.

Weźmy przypadek człowieka spożywającego alkohol. Czy kupowanie butelki, otwieranie jej, wlewanie zawartości do szklanki i ostatecznie wypicie tego, może zostać przedstawione bez żadnego odniesienia do tego, że znajduje on przyjemność w byciu pijanym? Z pewnością są dobre eksperymentalne dowody na to, że nasze zachowanie dostosowuje się po krótkim czasie do zmiany środowiska w taki sposób by dać nam najmniejszy możliwy dyskomfort w zmienionych okolicznościach. [Zaobserwuj, że naukowo mówiąc te zdanie i następne są pod znakiem zapytania. Dowiedliśmy, że uczucie jest poza domeną nauki i nie możemy teraz wprowadzać naukowego dowodu, że uczucie ma wpływ na zachowanie. Ten “eksperymentalny dowód” jest prywatny dla każdej jednostki, która eksperymentuje na sobie samej]. To zasada na której opiera się warunkowanie odruchów - szczur jest stale poddawany nieprzyjemności przez szok elektryczny, jeżeli zachowuje się w pewien sposób i w konsekwencji “uczy się” zachowywać inaczej.

Ale jeżeli zezwolimy, co jak widać musimy zrobić, by uczucie było zdolne do oddziaływania na stan układu nerwowego (albo przez determinowanie pewnego specyficznego działania takiego jak podniesienia ramienia znad gorącego pieca lub przez warunkowanie całkiem trwałych zmian w zachowaniu) to odkryjemy, że jesteśmy zobligowani do porzucenia postulatu o uniwersalnej ważności praw naukowych. Tak długo jak uczucie zależało od stanu systemu nerwowego a stan systemu nerwowego od naukowego determinizmu, wszystko było dobrze, ale jeśli przyznamy, że stan systemu nerwowego zależy od uczucia to (przynajmniej w oczach nauki) wkraczamy w królestwo chaosu; gdyż uczucie nie będąc publicznie obserwowalnym, nie jest naukową wartością, nie może być zatem zarządzane przez żadne prawa nauki i zachowanie systemu nerwowego tak samo przestaje być całkiem racjonalne, W skrócie, żyjące ciało i system nerwowy w szczególności są regionami gdzie prawa nauki są jawnie mniej jednoznacznie ważne niż gdzie indziej.

W twoim ostatnim liście powiedziałeś, że nie masz wiele pożytku ze swych studiów nad fenomenami paranormalnymi, ponieważ odkrywasz, że próbujesz je wyjaśnić w oparciu o naukowe, racjonalne podstawy; i nie myślisz, że można tego dokonać w ten sposób. Masz oczywiście całkowitą rację gdy myślisz, że te fenomeny nie mogą być wyjaśnione w oparciu o naukowe podstawy; ale to jest właśnie powód dla którego powinny być studiowane. Z pewnością nie mogą one być wyjaśnione czy zrozumiane w pośpiechu ale nie ma to większego znaczenia, ważną rzeczą jest, że oferują one różnorakie i uderzające dowody (zarówno spontaniczne jak i eksperymentalne), że prawa racjonalnej nauki nie są uniwersalnie ważne. I to niemożność czy odmowa zaakceptowania tego faktu tak efektywnie blokuje drogę do postępu w jasnym myśleniu o fundamentalnej naturze.

Osiągnięcia racjonalnej metody naukowej były tak uderzające a jej zasady tak wspaniale proste i schludne, że jest naturalną tendencją ze strony racjonalistów czynić całkowicie nieracjonalne założenie, że rozum (czy nauka) jest w stanie objąć wszystko. Rzeczywiście to założenie jest bliskie aksjomatu (z wyjątkiem izolowanych przypadków takich jak fizyka kwantowa), że każdy kto stara się je zakwestionować spotyka się z najsilniejszym emocjonalnym oporem. A jednak jest niepowodzenie racjonalnej nauki, które jest jeszcze bardziej uderzające niż najbardziej uderzające jej sukcesy; a to objęcie nauki...samą nauką. Bez naukowca, nie ma nauki; ale naukowiec jest człowiekiem a człowiek nie może być wyjaśniony gdy ignorowane jest uczucie: a uczucie jest poza domeną nauki. Nauka jednakże ogłaszając swą uniwersalną ważność, nie ma ochoty do tego się przyznać; i tak zostało wynalezione bękarcie pojęcie, by uczynić roszczenia nauki ważnymi. Tym bękartem jest wrażenie (czy sensacja). Profesor J mówi:”Kiedy analizujemy w tylko fizjologicznych terminach...” i dalej kontynuuje... „klasyczne drogi którymi sensacja osiąga rdzeń... i ostatecznie korę mózgową..”. Wrażenie według Prof J jest czysto fizjologicznym terminem. To oznacza, że jest niczym więcej niż tylko elektrycznym czy chemicznym impulsem (wierzę, że jest tu ciągle niepewność w tej sprawie) podróżującym wzdłuż nerwu. Pod żadnym pozorem, zatem wyraz “sensacja” czy “wrażenie” nie może być wzięty jako oznaczający “uczucie”. Ale co oczywiste, właśnie to jest tym co słowo to oznacza w codziennym użyciu. Bolesna sensacja to bolesne uczucie lub bardziej prosto ból. I dlatego wyraz sensacja nie może być terminem fizjologicznym. Ale fizjolog używając go jak gdyby był on terminem fizjologicznym udanie łączy dwa ściśle niekompatybilne znaczenia w jednym słowie a to daje iluzję, że te dwa znaczenia są takie same. Zauważyliśmy na początku, że Prof J używa dwóch wyrażeń “zależeć od” i ”być sumą czegoś”, jak gdyby oznaczały one tą samą rzecz, a to nic innego jak tylko dokładnie ta dwuznaczność, którą omówiliśmy, tylko w innej formie. Dla sprawiedliwości, nie przypuszczam, że profesor jest świadomy tej dwuznaczności, raczej zwodzi siebie samego w dobrej wierze (choć Sartre mówi w takich przypadkach o złej wierze) w kompani, bez wątpienia prawie wszystkich jego kolegów; gdyż ta dwuznaczność jest tak wygodna i niekłopotliwa (dla nie-filozoficznego oka przynajmniej), że tylko jej wskazanie byłoby uznane za śmieszne jeżeli nie pozytywnie heretyckie, nie mówiąc już nic o jej zakwestionowaniu. Jednakże to z pomocą tej werbalnej żonglerki przyjemna iluzja o uniwersalnej ważności racjonalnej nauki jest utrzymywana.

Trzeba zauważyć, że obecna naukowa interpretacja słowa “świadomość” jest sama w sobie nieadekwatna (całkiem poza faktem, że świadomość jest znacznie poza domeną nauki tak jak i uczucie). Z artykułu Prof J (jak i z innych źródeł) jest oczywiste, że świadomość dla naukowca oznacza “racjonalną myśl”, czy przytomność tego co jest robione czy myślane. Prof J wydaje się wyłączać automatyczne czy warunkowane zachowanie ze świadomej aktywności i to jest w zgodzie z obecną naukową opinią. Ale zachowanie warunkowe jak to odnotowaliśmy uprzednio, obejmuje uczucie (przyjemność lub ból) i wyłączać to uczucie ze świadomości to zapraszać pomieszanie. (Czy nieświadomy ból boli? Jeżeli powiesz “tak” spytam: “Skąd wiesz, skoro jesteś jego nieświadomy?”; jeżeli powiesz: “Nie”, spytam: “Zatem jak możesz mówić, że to ból a nie przyjemne uczucie? Skąd wiesz, że jest tu jakiekolwiek uczucie?”) Te ograniczenie świadomości do racjonalnej myśli jest czystym przesądem naukowego racjonalizmu; i w Nauce Buddy jest określone, że świadomość, uczucie i percepcja są nierozłączne, gdzie jest jedno tam są wszystkie trzy. Ale aby to zrozumieć jest konieczne bardziej subtelne i inteligentne podejście do świadomości (czy bardziej generalnie do doświadczenia).

Błędem jest podchodzenie do świadomości od strony ciała. Ale racjonalna nauka będąca esencjonalnie studium tego co publiczne, mianowicie materii, nie ma alternatywy. Prawa nauki to prawa materii i jeżeli te prawa są uniwersalnie ważne, to świadomość (czymkolwiek by nie była) musi z konieczności być podporządkowana materii. To co nauka przeocza i nie jest w stanie nie przeoczać, to fakt, że aby poznać ciało wpierw trzeba być świadomym ciała - ciało jest obiektem (wśród innych obiektów) świadomości i starać się dociekać świadomości od strony ciała, zamiast odwrotnie, to ustawiać karetę przed koniami. Świadomość idzie pierwsza i jeżeli ma być poznana musi być studiowana bezpośrednio (mianowicie w bezpośredniej refleksji). Ta sprawę jasno przedstawił J-P Sartre, który w swej pryncypialnej pracy zajmującej się świadomością, pisze więcej niż 250 stron z totalnej sumy 700 zanim w ogóle wspomina ciało. Oto co pisze:

Być może ktoś jest zdziwiony, że traktujemy problem poznawania bez podniesienia pytania o ciało i zmysły, ani razu się do nich nie odnosząc. Nie jest moim celem zignorowanie roli ciała. Ale to co ważne ponad wszystko, w ontologii jak i gdzie indziej, to obserwować ścisły porządek w dyskusji. A ciało, jakakolwiek by nie była jego funkcja, pojawia się wpierw jako poznawane. Nie możemy zatem odnosić wiedzy z powrotem do ciała czy omawiać je przed tym zanim zdefiniujemy poznawanie, ani nie możemy wyprowadzać poznawania w jego fundamentalnej strukturze od strony ciała w żaden sposób i jakkolwiek.

Dalej Sartre kontynuuje, że jakąkolwiek wiedzę mamy o naszym ciele, jest ona wyprowadzona na pierwszym miejscu z obserwacji innych ludzkich ciał. Jako dla doktora to powinno być dla ciebie jasne - znasz strukturę twojego własnego serca nie poprzez jego sekcję, ale dzięki sekcji ciał innych ludzi za twoich studenckich czasów. Wiedza o twoim własnym ciele jest bardzo niebezpośrednia i to jest szczególnie prawdzie o systemie nerwowym.

Te uwagi odnoszą się do tych ludzi medycyny - prawdopodobnie do większości? - którzy zezwalają by naukowa postawa wobec medycyny (co jest chwalebne samo w sobie) skaziła ich generalny pogląd na życie, tak, że teraz nie są w stanie zrozumieć co oznacza bycie egzystującą jednostką. Ale szczególnie te uwagi odnoszą się do tych wśród nich, którzy myślą o studiowaniu Nauki Buddy. Może się zdarzyć, że doktor czytając Sutty pierwszy raz natrafi na fragment:

Są w tym ciele włosy głowy, włosy ciała, paznokcie, zęby, skóra, mięso, ścięgna, kości, nerki, serce, wątroba, śledziona, jelita, gardło, flegma, ropa, krew, pot, tłuszcz, łzy, ślina, mocz, kał.

Pomyśli sobie: “Jako anatomia to beznadziejnie nieadekwatne, student pierwszego roku zna sto razy więcej, poza tym, nie ma w tym żadnego uporządkowania” i pogratuluje sobie, że medyczna nauka uczyniła tak wielki postęp od czasów Buddy. Jego pierwszą reakcją będzie odruch odrzucenia tych prymitywnych pojęć jako trywialnych i przedawnionych. Wtedy odwróci stronę i natrafi na fragment:

Uważa on materię, czy uczucie, czy percepcję, czy determinacje, czy świadomość za ja. To jest determinacja... U niepouczonego przeciętniaka kontaktowanego przez uczucie zrodzone z niewiedzy kontaktu, mnisi, powstaje pragnienie i tak rodzi się ta determinacja. Mnisi, ta determinacja jest nietrwała, determinowana i powstała współzależnie, i to pragnienie także jest nietrwałe determinowane, powstałe współzależnie; i to uczucie także jest nietrwałe, determinowane, powstałe współzależnie; i ta niewiedza również jest nietrwała, determinowana, powstała współzależnie.

Nasz doktor odnajdzie to jako całkowicie niezrozumiałe - nie ma o tym w podręcznikach, nawet tych na półkach departamentu psychiatrii - i dojdzie do wniosku, że jeżeli to rzeczywiście coś oznacza, to jest to poza jego możliwościami zrozumienia. Ta druga reakcja to spokornienie i upokorzenie. I tak oscyluje on pomiędzy opozycyjnymi polami nadrzędności i niższości wobec tekstu i nie jest w stanie znaleźć niczego na poziomie odpowiadającym jego zrozumieniu - wszystko jest albo poniżej albo ponad nim. Kłopot polega na tym, z czego bez wątpienia zdajesz sobie sprawę, że nasz doktor podchodzi do rzeczy od złej strony. Jest przyzwyczajony do opracowanych opisów ciała i jego działania lecz nigdy nie wymagano od niego więcej jak tylko w najwyższym stopniu bezbarwnych wypowiedzi na temat świadomości. A to dla tego, że medycyna stawia ciało pierwsze a świadomość (jeżeli w ogóle jest rozważana) za nim. Ale Sutty stawiają świadomość na pierwszym miejscu a ciało na końcu z powodów, które man nadzieję uczyniłem jasnymi; i należy oczekiwać, że wypowiedzi o świadomości będą kompleksowe a te o ciele proste. Jeżeli nasz doktor zdoła odwrócić kolejność swego myślenia (na co trzeba praktyki), to ma szansę odnalezienia Nauki Buddy przynajmniej częściowo zrozumiałą zamiast dziwaczną i frustrującą. Pierwszy fragment tu cytowany nie jest oczywiście prymitywną próbą opisu anatomicznego, jego celem jest doprowadzić osobę do zdegustowania ciałem; i dokładna fizjonomia nie ma tu nic do rzeczy. Drugi fragment jest, trzeba przyznać, o wyjątkowej trudności, ale Dhamma obawiam się jest trudna i nie służy żadnemu użytecznemu celowi udowadnianie, że tak nie jest. (Te książeczki, które starają się wyjaśniać Dhammę w oparciu o podstawy naukowe czynią najwyższą możliwą negatywną usługę dla poważnie zainteresowanych badaczy). Jest znacznie lepiej dla człowieka by zrozumiał, że nie rozumie Dhammy niż by fałszywie wierzył, że ją rozumie. Pierwsza postawa może wywołać progres a druga może go tylko powstrzymać. To w nadziei na usunięcie przynajmniej tych początkowych przeszkód dla właściwego podejścia do Nauki Buddy napisałem do ciebie ten list."

Źródło: https://varapanyo-2.blogspot.com/2013/01/anatomia-swiadomosci.html


image

wawel24
O mnie wawel24

Huomo-animal divino. Znajomość harmonii nazywa się stałością. Znajomość stałości nazywa się oświeceniem. [...]. Napięcie ducha w sercu nazywa się uporem. [...] Wiedzący nie zna udawania, udowadniający nie wie.  Nagroda Roczna „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki ♛2012 - (kategoria: poetycki eksperyment roku 2012) ♛2013 - (kategoria: poezja, esej, tłumaczenie) za rozpętanie dyskusji wokół poezji Emily Dickinson i wkład do teorii tłumaczeń ED na język polski ========================== ❀ TEMATYCZNA LISTA NOTEK ❀ F I L O Z O F I A ✹ AGONIA LOGOSU H I S T O R I A 1.Ludobójstwo. Odsłona pierwsza. Precedens i wzór 2. Hołodomor. Ludobójstwo. Odsłona druga. Nowe metody 3.10.04.2011 P O S T A C I  1. Franz Kafka i hospicjum kultury europejskiej czyli nagi król 2. Platon czytany przez Simone Weil P O E Z J A 1. SZYMBORSKA czyli BIESIADNY SEN MOTYLA 2. Dziękomium strof Strofa (titulogram) 3.Limeryk 4.TRZEJ MĘDRCOWIE a koń każdego w innym kolorze... 5.CO SIĘ DZIEJE  M U Z Y K A 1.D E V I C S 2.DEVICS - druga część muzycznej podróży... 3.HUGO RACE and The True Spirit 4.SALTILLO - to nie z importu lek, SALTILLO - nie nazwa to rośliny 5.HALOU - muzyka jak wytrawny szampan 6.ARVO PÄRT - Muzyka ciszy i pamięci 7. ♪ VICTIMAE PASCHALI LAUDES ♬

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka