Naszym osiedlem rządziła Rada Osiedlowa. Domy popadały w ruinę, bo Fundusz Remontowy Rada dzieliła między siebie wciąż podwyższając pobieraną kwotę. Dobrze poinformowani mówili, że Rada wysługuje się mafii z Centrali i że zarabia na handlu pornografią i na nierządzie. Mieszkańcy pogodzili się z tym, bo przecież śmieci były wywożone, a to jest najważniejsze. A przeciwko Radzie nie można protestować, bo to przecież anarchia.
Na osiedlu panował straszny zamordyzm. Lista słów zakazanych do wymawiania i zakazanych tematów rosła z dnia na dzień. Ci, którzy odważali się mówić prawdę ledwo uchodzili przed linczami grupek rozwścieczonych emerytów popierających Radę każdą tkanką swego ciała. Nieprawomyślni, by jakoś ujść przed konsekwencjami wyciąganymi przez Radę po tych wszystkich donosach – milkli albo zaczynali mówić szyfrem. Rada już pracowała nad osiedlowym zarządzeniem, które miało objąć represjami także mówienie niejasne, mówienie szyfrem. Nieanarchistyczny obywatel musi mówić tak, by nie było wątpliwości kogo popiera.
Osiedle było powszechnie nazywane Osiedlem Rechoczących Kapusiów. Gdy dwóch się zebrało na rozmowę - imię trzeciego było „donos”. Właściwie żyli po to, by donosić i szpiclować. Dawało to im poczucie wypełnionego treścią i sensem życia, które w rzeczywistości zmarnowali. W świecie wszechdonosicielstwa wreszcie odkrywali, że jest coś, co im nawet nieźle wychodzi. Czuli się Kimś, czuli się ważni i odważni, wykonujący pracę na którą ktoś czeka. A przede wszystkim rosła pomiędzy nimi więź, rodziła się wspólnota trybików jednej wielkiej maszyny życia życiem innych, „myślenia” myślą myślących. Gdy otwierali okno lub wychodzili na dwór, robili to tylko po to, by upolować jakiegoś renegata i odstępcę od ostatnio ogłoszonej przez Radę linii propagandowej. Ich biurka i stoły zawalone były przygotowanymi kartkami papieru z nagłówkiem: „Uprzejmie donoszę, że X.Y. dzisiaj w swej agenturalnej robocie powiedział, że…”. Wielu starało się nasłuchiwać pod drzwiami i przez ściany. Ciągle chodzili z dyktafonami lub komórkami na stałe włączonymi na nagrywanie.
Na 10 mieszkańców Osiedla – 8 było konfidentami, szpiclami, donosicielami i kablarzami a 1 chciał do nich dołączyć, ale jeszcze się wahał, bo bał się, że z powodu braku inteligencji doniesie na „swojego”, na jakiegoś dobrze zamaskowanego szpicla prowokatora odgrywającego dysydenta. Niektórzy z urodzonych i sprawnych konfidentów dokonali takiej perwersji swojej świadomości i używanego nazewnictwa, że nie wiedzieli nawet, iż donoszą a z podłości uczynili cnotę "patriotyzmu".
Większość z nich nie oczekiwała ze strony Rady żadnej gratyfikacji. Robili to z wewnętrznej potrzeby, z przemożnej pasji pomniejszenia innych do swojego, szarego, bezbarwnego, drżącego jak trusia ze strachu, formatu. Mówili, że to jest ich walka, że Osiedle ich potrzebuje, że wróg czeka za każdym rogiem z kieszeniami wypchanymi obcą walutą.
Wśród tłumu nijakich, zwykłych kablarzy wyróżniał się jeden. Mało jest słów pozwalających go opisać jednym wyrazem. Lepiej dać obszerniejszy opis jego zachowań. Otóż Felek, bo tak miał na imię, gdy słyszał jak przed blokiem na ulicy policja osiedlowa szarpie i zatrzymuje któregoś z mieszkańców na którego kilka dni wcześniej napisał był donos – wyskakiwał momentalnie przed dom, często nawet w laczkach, by braki w garderobie podkreślały jego obywatelskie oburzenie i emocje, i zaczynał krzyczeć w kierunku policji i licznych gapiów: „Puśćcie go! To bezprawie! On niczego złego nie powiedział. Nie ma takich przepisów! Starał się tylko spojrzeć na sprawy z drugiej strony. Nie możecie mu konfiskować jego dokumentów i papierów! Niech żyje wolność słowa!”
Coraz liczniej gromadzący się przed policyjnym samochodem emeryci, mimo że też kablarze, jednak z podziwem spoglądali na jedynego spośród nich odważnego. W niektórych z nich nawet zaczynały – na sekundę - kiełkować zalążki sumienia, obumierając po chwili, jednak pozostawiając po sobie zachwyt nad odwagą Felka, który pod okiem służb osiedlowych walczył o wykluczanych i oskarżanych. Wszyscy wiedzieli, że osoby ładowane do radiowozów wystawił wcześniej wieloma szczegółowymi, wypracowanymi donosami właśnie ten, który teraz występował jako ryzykujący wiele ich rzecznik, ich obrońca, nieledwie heros boju o prawdę i prawo.
Gdy radiowóz odjeżdżał, wśród okrzyków oburzenia i protestu wznoszonych przez faktycznego sprawcę interwencji – szarzy emeryccy donosiciele już byli pewni: to Felek jest ich skrytym ideałem, ich duchowym przywódcą.
Sam zaś Felek wracał do domu, brał ze skrzynki butelkę z napisem Столичная i jednym haustem, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku wychylał ją do dna.
Huomo-animal divino. Znajomość harmonii nazywa się stałością. Znajomość stałości nazywa się oświeceniem. [...]. Napięcie ducha w sercu nazywa się uporem. [...] Wiedzący nie zna udawania, udowadniający nie wie.
Nagroda Roczna „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki ♛2012 - (kategoria: poetycki eksperyment roku 2012) ♛2013 - (kategoria: poezja, esej, tłumaczenie) za rozpętanie dyskusji wokół poezji Emily Dickinson i wkład do teorii tłumaczeń ED na język polski ==========================
❀ TEMATYCZNA LISTA NOTEK ❀
F I L O Z O F I A ✹ AGONIA LOGOSU H I S T O R I A 1.Ludobójstwo. Odsłona pierwsza. Precedens i wzór 2. Hołodomor. Ludobójstwo. Odsłona druga. Nowe metody 3.10.04.2011 P O S T A C I 1. Franz Kafka i hospicjum kultury europejskiej czyli nagi król 2. Platon czytany przez Simone Weil P O E Z J A 1. SZYMBORSKA czyli BIESIADNY SEN MOTYLA 2. Dziękomium strof Strofa (titulogram) 3.Limeryk 4.TRZEJ MĘDRCOWIE a koń każdego w innym kolorze... 5.CO SIĘ DZIEJE M U Z Y K A 1.D E V I C S 2.DEVICS - druga część muzycznej podróży... 3.HUGO RACE and The True Spirit 4.SALTILLO - to nie z importu lek, SALTILLO - nie nazwa to rośliny 5.HALOU - muzyka jak wytrawny szampan 6.ARVO PÄRT - Muzyka ciszy i pamięci 7. ♪ VICTIMAE PASCHALI LAUDES ♬
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo