SPIS TREŚCI
1. Wolność, Równość, Braterstwo gilotynują Logos
2. Arystoteles o migracji, różnorodności i demokracji
MOTTO
"Demokracja skrajna jest właściwie tyranią"
[Arystoteles]
CZĘŚĆ I
Wolność, Równość, Braterstwo gilotynują Logos
W niedzielę odbył się patriotyczny piknik rodzinny. Kilka programowych bonmotów wypowiedział na nim z pasją Jarosław Kaczyński. Nie chcę się znęcać nad tą kolekcją przedziwnych pobożnych życzeń o koherencji logicznej równej zeru. Dlatego, gdyż można frywolnie rzec, iż wystarczająco znęca się sam nad sobą J.Kaczyński wygłaszając te slogany - po co go jeszcze dobijać. Jednak pewne dziwotwory myślowe trzeba wypunktować, żeby nie było potem, że nikt nie ostrzegał i wszyscy słuchali z rozdziawionymi ustami tych zaklęć człowieka, którego sarkastyczny los postawił na czele wielkiego narodu. Wątek magii sloganowej socjalistów z PIS-u - tradycyjnej sztuczki wszystkich socjalistów - jest w tym tekście tylko poboczny, czy też raczej prolegomenalny do właściwych rozważań o istocie dewiacji ideowych obecnie rządzących Polską. Poboczny, ale konieczny do przejścia, więc przejdźmy do cytatów.
Nie może być patriotyzmu bez wolności. Nie, to nie słowa Prezesa, to powiedział Robespierre (w oparciu o J.J.Rousseau). Ale trop być może nie jest zły, bo wyraźnie retorykę Prezesa coś ciągnie w tym kierunku. Mamy więc “wyspę wolności”. Wczoraj królowała równość (rozumiana, oczywiście, ekonomicznie, czy raczej redystrybucyjnie) a kontrapunktem było braterstwo (wezwania do społecznej zgody, porozumienia - echo mentalne “porozumień sierpniowych” - i zakończenia wojny). I tym oto sposobem uzyskaliśmy na wczorajszym pikniku całą trójcę rewolucji francuskiej: wolność, równość, braterstwo. Tylko nie zapomnijmy się zapytać: Czy czasem ta wolność nie jest wolnością łamiących prawo, czy ta równość, nie jest to może równość normy z dewiacją, a postulowane braterstwo, czy nie jest czasem braterstwem z mafią?
To nie jedyne koincydencje z Robespierrem. Wykształcenie prawnicze, fama o skromnym życiu, mieszkanie w jednym pokoiku, wybór na deputowanego głosami najuboższych, lewicowa afiliacja, idol ludu, Klub Jakobinów, Komitet Ocalenia Publicznego i KOR, wprowadzenie stałych płac tak, by nie były zawyżane (por. Kaczyński wczoraj: “jeszcze nie można powiedzieć, że wszyscy Polacy mają takie same dochody”), opodatkowanie bogatych i sprzedaż chłopom ziem należących do kościoła (por. sprzedaż Morawieckiemu kościelnej działki). Jak widać analogii trochę jest, ale są one raczej na zasadzie tej, że historia powtarza się jako karykatura. Wczoraj pierwszy raz (na ile pamiętam) Prezesowi przeszło przez usta imię Chrystus. Z pewnością na tym polu jeszcze wiele nas czeka. Robespierre - mimo iż czcił masońską Istotę Najwyższą - też pasjami lubił powoływać się na Chrystusa... By zmierzać do końca podsumowania wczorajszej orgii zaklęć antycznej magii miłosnej wspomnieć trzeba jeszcze o Kaczyńskiego oryginalnej teorii elit i ich kształcenia: “My chcemy rozmawiać ze społeczeństwem wszędzie - na wsi i w mieście - po to, żeby ostatecznie uzyskać tę odpowiedź, jak iść dalej” - podkreślił Kaczyński. Znowu wróciło pomieszanie pojęć “wzrost” i “rozwój” - o czym już kiedyś pisałem - i otrzymaliśmy: “obecnie Polska jest na pierwszym miejscu w Europie i na czwartym na świecie, jeśli chodzi o większe państwa, pod względem tempa rozwoju”. Jak widać magia zwrotów “rozwój”, “tempo rozwoju”, “państwo rozwinięte” jest tak przemożna (”chcemy być też wyspą bardzo szybkiego rozwoju”), że politycy i dziennikarze partii rządzącej nie myślą ich porzucić, choć rzeczywistość skrzeczy a precyzja terminologiczna jęczy jak Piekarski na mękach. No i jeszcze dostaliśmy taki kwiatek: "nie musimy się upodabniać do tych, którzy są tam na zachód, nie musimy stać pod tęczową flagą, możemy stać pod biało-czerwoną". Pięknie. No pewnie, że MY nie musimy, ale ci spod tęczowej flagi będą “coraz bardziej” (patrz: okno Overtona) stać obok nas (bo coraz bardziej muszą i mogą), aż w końcu ich (władzę) i nas nią nakryją. A nakryci nawet nie będą wiedzieli kiedy to się stało i dlaczego. Ani w jaki sposób można było temu zapobiec.
Warto też zacytować - analogiczne do tuskowego wezwania do “miłości” - zaklęcie: “My nie chcemy wojny, my chcemy, żebyśmy się porozumieli - podkreślał. Naprawdę kończmy z tym, potrzebne jest porozumienie”. Cudowne. "Kończmy z tym!" Urzekająca wiara w siłę magii. Wzywanie mafii do zawarcia porozumienia to Monty Python. Czyli jest wesoło. Podsumowując ten wątek: mamy tu do czynienia ze starożytną magią miłosną. Bierzemy jakiś amulet i wypisujemy na nim (pod adresem tego, którego miłość chcemy zdobyć, czyli ludu oraz tego, co konkurentem naszym ci jest do upragnionej ręki ludu): “Ne Me Quitte Pas. Nie opuszczaj mnie, zanim odprawy ostatniej ze Spółki Skarbu Państwa nie podejmę. Zostań ze mną na wieczną w Brukseli kadencję! W przeciwnym razie niech Schetyny wszystkie, Gorgony i Kosiniaki na ciebie spadną i żal będzie ci gryzł duszę, że źle wybrałaś!” No może niezupełnie tak brzmiały zaklęcia greckiej magii miłosnej, ale bardzo podobnie. Nie w starogreckiej, lecz w polskiej wersji można to ująć jak w pieśni Kukiza: Wiozę torby z darami, W aucie z alufelgami, Portfel cały wypchany dolarami, A ty... A ty całuj mnie - to taka piękna gra Całuj mnie - ja ci to wszystko dam Podjadę pod okienko twe - zastukam co sił Nie będę stukał długo, bo szybę bym zbił A ty mi zaraz otworzysz, Jestem bogaty więc możesz Twój ojciec, co w polu orze nie będzie mnie bił Bo, dam ci torby z darami.
Jest jeszcze jeden niepokojący aspekt sloganowej magii miłosnej w wykonaniu Prezesa. W retorykę populistycznej apoteozy niedookreślonych i błędnie zrozumianych haseł rewolucji francuskiej włączony zostaje założyciel chrześcijaństwa (”nauka Chrystusa”). Pachnie to, niestety, ciągotami do manifestów teologii wyzwolenia w jej odmianie polskiej, niemilitarnej, słabością do marksistowskiej ścieżki ideologicznej na której zrodziła się “myśl” papieża Franciszka. Zresztą takie ciągoty u ucznia socjalisty i Freimaurera Lipskiego wcale to a wcale nie powinny dziwić.
Miarą zaplątania myślowego Prezesa staje się fakt, iż aby odeprzeć jego zapętlone w sobie różowe slogany przeciętny internauta potrzebuje paru minut i dwóch zdań. Na prezesowe wezwania do porozumienia (czytaj: Braterstwa) ktoś celnie odpowiedział tak: “Minely juz prawie 102 lata. I jak mozna jeszcze liczyc na Porozumienie... z Lewactwem od 1917 roku liczac...??”.
Na propagandę Równości zaś odpowiedź - nawiązująca do metody mnożenia zwolnień ze SSP, by multiplikować wypłacanie bajońskich odpraw, z których, jak wieść gminna niesie, część miałaby być przekazywana na rzecz partii - była taka: “Tak samo jak te 568 osob, ktore wedlug NIK zostaly zwolnione z wysokich stanowisk w spolkach panstwowych w latach 2016-2017? Z olbrzymimi odprawami...”. Kiedy przypadkowi przechodnie celnie i bez wysiłku dezawuują twoje główne idee, znak to, że czas twojego intelektu się kończy.
Robespierre za skazaniem na śmierć króla wygłosił wielką mowę. Każde przemówienie Kaczyńskiego jest mową za skazaniem na śmierć Króla.
Królem, którego skazuje na śmierć wprawdzie nie Konwent Narodowy, lecz nowa, dżilasowska "czwarta klasa" polityków magdalenkowych - nie jest żaden realny monarcha. Tym mordowanym królem jest mądrość, kompetencja i idee stawiające sobie za cel samodzielność i siłę państwa narodowego. Zabijany jest Logos. Zabijany jest STALE, CIĄGLE, NIE JEDNORAZOWO. Zabijany jest sens, bo żyjemy w rzeczywistości zainfekowanej ugodą ze złem i sankcjonującej ignorancję oraz koniunkturalizm przechrztów partyjnych. Nie pomogą tu chwytliwe androny o tym, że "musimy odrzucić wielką ofensywę zła", gdy pod tym złem rozumie się tylko konkurencyjną partię pojęcia nie mając ani o siedlisku, ani o metodach faktycznej walki z postępującą destrukcją całego organizmu państwowego. Sześć lat temu napisałem esej "Agonia Logosu" (https://rzadwygnanyrp.wordpress.com/agonia-logosu/), którego pierwszej części niesławnym bohaterem był Tusk. Dzisiaj, z pełnym przekonaniem dodaję do tych zabijających Logos - Jarosława Kaczyńskiego.
* * *
Kto z nas chciałby jechać samochodem zaprojektowanym przez śpiewaka operowego? A jedziemy takim. Śpiewak od rana do wieczora śpiewa: “Jedziemy, jedziemy, samochód nasz najwspanialszy, zawiezie nas na świata szczyt! Silnik odpowiada: Zgrzyt, zgrzyt!. Śpiewak zawodzi dalej: Jam projektant wiarygodny i cudowny - wsiadaj kto żyw!”
Wsiadamy do tego pojazdu zaprojektowanego przez śpiewaka. Nie tylko, że zaprojektowany przez zespół nie mający pojęcia o mechanice państw i narodów, to na dodatek jest podczepiony do pociągu UE i jedzie po obcych torach w kierunku absolutnie przeciwnym do pożądanego i zamierzonego.
A tymczasem inzynierowie istnieją. Projektanci są, ale ignorant i ambicjoner - ze swej istoty - ich nie słucha, nie potrzebuje. Szczerze mówiąc - prawdziwi projektanci drażnią niekompetentnych uzurpatorów dorywających się do władzy. Uświadamiają im oni ich niewiedzę, burzą ich spokój i samozadowolenie. Chcą zmusić do weryfikacji swych mniemań, i półmyśli tych, co nieprzywykli do dialogu w żadnej formie. Dlatego najchętniej zlikwidowaliby wszystkie ich dzieła znajdujące się w bibliotekach.
I tak też jest z obowiązującymi w Polsce modelami demokracji i gospodarki. Cząstkowe mechanizmy zaprojektowane przez śpiewaków i podczepione pod obce pociągi.
A przecież państwo i naród to organizm stokroć bardziej złożony od mechanizmu samochodu… To hiperstruktura i system synergii dziesiątek organizmów. Państwo to losy pokoleń, losy milionów. A jednak wsiadamy. I myślimy, że jedziemy. Aż do kolejnego zatrzymania się na drzewie, w rowie lub jeziorze.
CZĘŚĆ II
Arystoteles o migracji, różnorodności i demokracji
Guillaume Durocher
[zamieszczam przekład b.dobrego tekstu francuskiego autora dotąd nietłumaczonego na język polski, Guillaume Durochera]
Miarą degeneracji intelektualnej i moralnej Zachodu w ciągu ostatnich dziesięcioleci jest dzisiejsza prawie całkowita nieznajomość klasyków zachodniej cywilizacji , nawet wśród tak zwanej klasy wykształconej. Ci, którzy pozostają nieświadomi tego, o czym wcześniej myślały wyższe umysły, są skazani na pozostawanie jako dzieci, w najlepszym razie na nowo dokonując wynalazku koła, zamiast stanąć na ramionach olbrzymów.
Chociaż klasyczne dzieła niewątpliwie zostały napisane dla czasów i miejsc bardzo różnych od naszych, obawy w nich zawarte często przemawiają do nas niezwykle bezpośrednio. Polityka Arystotelesa , jego główny traktat polityczny, obfituje w komentarze dotyczące niebezpieczeństw różnorodności i egalitaryzmu. Polityczna myśl Arystotelesa nie wznosi się ku eugenicznym i duchowym szczytom platońskiej utopii . Umiarkowana i pragmatyczna polityka Arystotelesa jest jednak o wiele bardziej smakowita dla kogoś wychowanego w duchu współczesnego liberalizmu, będąc zarazem dobrym wprowadzeniem do wspólnotowej i arystokratycznej etyki politycznej starożytnych Greków.
Arystoteles jest pełen troski o zachowanie spokoju społecznego w mieście-państwie. Jedną z najczęstszych przyczyn wstrząsów społecznych i wojny domowej, jak mówi, były nieszczęśliwe konsekwencje niezasymilowanej imigracji i wynikająca z niej różnorodność. Proza Arystotelesa jest całkowicie jasna:
"Bywają też przyczyną przewrotów i różnice ras, do czasu aż nie nastąpi pełna asymilacja. Bo tak jak państwo nie powstaje z przypadkowej zbieraniny ludzi, tak też nie tworzy się ono w dowolnym czasie. Dlatego gminy, które przyjęły obcych w szeregi obywateli , czy to już przy założeniu miasta, czy i później, przechodziły po największej części wstrząsy wewnętrzne. Tak np. Sybaris założyli Achajowie łącznie z Trojzeńczykami, gdy zaś następnie Achajowie zyskali większość, wypędzili Trojzeńczyków (stąd klątwa boża dosięgła Sybarytów). W Turiach popadli Sybaryci w zatarg z współmieszkańcami, ponieważ w kraju będącym ich własnym domagali się większych praw, co doprowadziło do tego, że zostali [ze swojego terytorium] wyrzuceni. W Bizancjum przybysze uknuli spisek przeciwko rdzennym mieszkańcom, a kiedy się to wydało, zostali po walce wypędzeni. Podobnie obywatele Antissy, którzy przyjęli uchodźców z Chios, byli zmuszeni wyrzucić ich z bronią w ręku. Przeciwnie zaś, mieszkańcy miasta Zankle, którzy przyjęli Samijczyków, sami zostali przez nich wypędzeni. Gdy mieszkańcy Apollonii nad Morzem Czarnym sprowadzili nowych osadników rozpoczęły się u nich rozruchy, a tak samo doszło do zaburzeń i walki w Syrakuzach, gdy po obaleniu tyranii nadano obywatelstwo obcym i najemnikom. Mieszkańcy Amfipolis, którzy przyjęli osadników z Chalkis, zostali prawie wszyscy przez nich wyrzuceni."
Migracje różnych narodów była więc powszechnym źródłem konfliktów, często prowadzącym do wojny domowej i kończącym się czystkami etnicznymi wobec ludów tubylczych lub najeźdźców.
Ideał obywatelstwa wg Arystotelesa, obejmujący obowiązki obywatelskie i solidarność grupową, koniecznie wymaga silnej wspólnej tożsamości i wyraźnego rozróżnienia między obywatelami i cudzoziemcami. I odwrotnie, zagraniczni najemnicy nie mieli solidarności z ludem i dlatego byli często wykorzystywani przez tyranów do egzekwowania ich niesprawiedliwych zasad:
"Królów mianowicie strzegą z bronią obywatele, tyranów zaś obcy najemnicy;"
"Jest też cechą tyranów, że nie znajdują upodobania w ludziach dostojnych i niezależnych. Bo tyran chciałby te cechy jedynie u siebie widzieć, więc kto z godnością i niezależnością się mu przeciwstawia, uszczupla przewagę i despotyzm tyranii, i skutkiem tego jest znienawidzony jako podkopujący jej władzę. Do koła współbiesiadników i towarzyszy zajęć codziennych dopuszcza tyran raczej obcych niż obywateli, bo ci ostatni są w jego oczach wrogami, a pierwsi przeciw niemu nie występują."
Powyższy fragment przywodzi na myśl bolszewicką tyranię w pierwszych dziesięcioleciach Związku Radzieckiego, kiedy rząd, a zwłaszcza tajna policja, był zdominowany przez ludzi z nierosyjskich grup etnicznych. Jak zauważa Arystoteles, w takim systemie każde domaganie się niezależności było bezwzględnie miażdżone.
Arystoteles klarownie wyraża także pokrewną ideę, że jednorodność etniczna umożliwia solidarność grupową, która jest potrzebna do odrzucenia tyranii, podczas gdy zróżnicowana populacja bez wspólnej tożsamości jest łatwiejsza do rządzenia. Arystoteles, aby umożliwić czas wolny w epoce przednowoczesnej, argumentuje za populacją zróżnicowanych etnicznie niewolników (coś, czego ze względu na spokój społeczny i integralność genetyczną, nie poparłbym, a zwłaszcza nie w epoce automatyzacji):
"Do uprawy roli najlepiej jest, jeśli się ma pod tym względem swobodę decyzji, czy przyjmować niewolników, przy czym nie powinni być oni wszyscy z jednego szczepu [jednego pochodzenia etnicznego], ani też hardego ducha, bo wtedy i do roboty są użyteczni, i dają pewność, że się wcale do buntu nie będą porywać."
Zatem masa o mieszanym pochodzeniu, bez tożsamości jest łatwiejsza do rządzenia niż ludzie świadomi siebie, prawda, którą wrogie elity rządzące Zachodem wydają się instynktownie rozumieć.
Arystoteles zauważa, że cudzoziemcy byli także ulubioną bronią polityczną nie tylko tyranów, ale także egalitarnych ekstremistów. Pisze on: „W Amphipolis ktoś o imieniu Cleotimus wprowadził osadników [migrantów] z Chalcydii i podżegał ich po osiedleniu do ataku na bogatych” (1305B39). Arystoteles mówi, że naturalizacja cudzoziemców odegrała kluczową rolę w stworzeniu bardziej ekstremalnej formy demokracji w Atenach. Pisze o Kleistenesie, który podobno założył demokrację tego miasta: „po wydaleniu tyranów włączył do miejscowych plemion wielu obcych rezydentów, zarówno cudzoziemców, jak i niewolników” (1275B34). [1] Arystoteles mówi gdzie indziej, że demokraci konsolidują swój reżim, starając się mieszać obywateli (niszcząc stare tożsamości) i podsycając indywidualizm:
"Dla demokracji tego rodzaju [ekstremalnej], użyteczne są nadto takie urządzenia, jakie w dążeniu do umocnienia demokracji zastosował w Atenach Klejstenes, a w Cyrenie założyciele demokracji. Należy mianowicie stworzyć większą ilość nowych związków plemiennych i rodowych, tak by zdominować istniejące stare , a celebrowanie prywatnych obrzędów religijnych ograniczyć do niewielu wspólnych i publicznych oraz użyć każdego sposobu, by wszystkich ludzi jak najbardziej z sobą wymieszać i rozbić związki wcześniej pomiędzy nimi istniejące. Poza tym także wszelkie urządzenia stosowane przez tyranię wydają się przyjazne dla demokracji, tak np. swobodniejsze stanowisko niewolników (do pewnego stopnia może to być użyteczne), podobnie jak kobiet i dzieci, tudzież pozostawienie ludziom swobody urządzania sobie życia, jak się komu podoba. Tego typu ustrój będzie miał duże poparcie, gdyż masom milsze jest życie nieskrępowane aniżeli w karby ujęte."
* * *
Środki te wydają się zgodne z tym, co Samuel Francis nazwał „anarcho-tyranią”: osłabiając tradycyjne tożsamości grupowe i autorytet ojców rodziny, populacja „wyzwolonych jednostek” jest paradoksalnie zredukowana do bezsilnej masy, którą można następnie manipulować przez demagogów. Arystoteles uważa skrajną demokrację za niepożądaną, ponieważ prowadzi do bezprawia i indywidualizmu.
Arystoteles to rzadkość wśród starożytnych myślicieli, ponieważ jego teoria polityczna opowiada się za rodzajem umiarkowanej demokracji lub rządu konstytucyjnego. Ogólnie uważa on, że duża liczba ludzi powinna mieć obywatelstwo, ograniczone służbą w armii i umiarkowanymi kwalifikacjami własnościowymi - opis, który doskonale pasuje do Republiki Rzymskiej . Opowiada się za „reżimem mieszanym”, który zawiera elementy demokratyczne, oligarchiczne i arystokratyczne i podlega niezmiennemu w dużym stopniu prawu podstawowemu, które urzeczywistnia i określa sposób życia.
Wizja rządu amerykańskich Ojców Założycieli (a właściwie Konfederatów) wydaje mi się znacząco pokrywać się z polityczną myślą Arystotelesa. Największą różnicą jest być może to, że Arystoteles argumentował za umiarkowanie demokratycznym reżimem konstytucyjnym, nie ze względu na indywidualne „prawa” lub „równość”, ale dlatego, że służyły one interesom wspólnoty. Ustrój umiarkowanie demokratyczny czyni możliwie jak największą liczbę osób zainteresowaną w zachowaniu tego ustroju („buy-in”) i pozwala wszystkim obywatelom na uwzględnienie ich części mądrości, choćby niewielkiej, w rządzie.
Arystoteles zdecydowanie opowiada się za pojęciem sprawiedliwości skoncentrowanym na wspólnocie: „Dobro w sferze polityki to sprawiedliwość; a sprawiedliwość polega na tym, co sprzyja wspólnemu interesowi ”. Ile dzisiejszych dyskusji politycznych - czy to dotyczących aborcji, małżeństw homoseksualnych, imigracji, polityki gospodarczej czy czegokolwiek innego - odnosi się raczej do wspólnego dobra niż do solipsystycznych i dziecinnych argumentów na temat „praw” i „sprawiedliwości”?
Chociaż Arystoteles jest zdecydowanie bardziej „burżuazyjny” niż Platon, jest on równocześnie pełen wzgardy wobec egalitarnych ekscesów, które przejawiają się w demokratycznym ekstremizmie i egoistycznym indywidualizmie. Arystoteles zauważa, że niektóre demokracje są tak ekstremalne, iż faktycznie podważają istnienie państwa, a zatem nie przetrwają tak długo, jak umiarkowana demokracja. Pisze z wielką elokwencją o „fałszywej koncepcji wolności”, która tak często uwodzi współczesnych:
"Natomiast w państwach demokratycznych, które potocznie i nieściśle za takie uchodzą, występuje zjawisko przeciwne ich interesowi, a przyczyną jego jest fałszywe rozumienie pojęcia wolności. Dwie są mianowicie cechy, zdające się znamionować demokrację: panowanie większości i wolność. Otóż sprawiedliwość, jak błędnie mniemają, równoznaczna miałaby być z równością, a równość według ich mylnego mniemania polegać miałaby na tym, że wola ludu bezwzględnie rozstrzyga; wolność zaś miałaby się wyrażać w tym,że każdy robi, co mu się podoba. Toteż w takich demokracjach żyje każdy, jak chce i „wedle swego upodobania" — jak mówi Eurypides. A przecież jest to zupełnie błędne. Nie należy bowiem uważać tego za niewolę, lecz za wyzwolenie z niewoli, jeśli się żyje według dobra wspólnoty państwowej."
Czy nie jest to bardzo zgrabne podsumowanie chorób współczesnego liberalizmu? Twierdziłbym, że Zachód był już poważnie zainfekowany w latach trzydziestych, przed przerzutami do absurdalnego poziomu od lat 60. XX wieku. Tak więc dziś liberałowie wyrażają wyłącznie pragnienie „równości” i „solidarności”, niszcząc jednocześnie podstawy tych celów poprzez wielokulturowość i otwarte granice, które są fanatycznie narzucone najbardziej krótkowzroczną bigoterią.
Arystoteles dostarcza potężnego uzasadnienia dla umiarkowanego ustroju konstytucyjnego odpowiedzialnych żołnierzy-obywateli ograniczonych oświeconym podstawowym prawem. W nadchodzącym etnopaństwie (ethnostate) podstawowe prawo z konieczności nakazuje zachowanie tożsamości i interesów etniczno-genetycznych narodów europejskich jako nienaruszalnego imperatywu, egzekwowanego przez sędziów.
W każdym razie Arystoteles wyraźnie określa, w jaki sposób jednorodność, wspólna tożsamość i poczucie narodowości są dobrami społecznymi niezbędnymi do obywatelstwa, solidarności i wolności od rządów tyranii. Opowiada się za dobrym rządem zorientowanym na wspólny interes, a nie na indywidualne prawa, kaprysy i równość jako cele same w sobie. Starożytna grecka polityka może wydawać się współczesnym liberałom „autorytarna”, a nawet „totalitarna”. W rzeczywistości polityka greckiego miasta-państwa jest niczym innym jak zgromadzeniem paterfamilii , zjednoczonych aby wypełnić swoją świętą odpowiedzialność, by chronić, dyscyplinować i kształcić swoich krewnych w kierunku dobra.
Niepokojące obserwacje Arystotelesa na temat różnorodności warte są powtórzenia: migracja nie zdolna do asymilacji może prowadzić tylko do konfliktu, konfliktu, który może zakończyć się jedynie separacją, separacją, która może nastąpić jedynie poprzez wydalenie najeźdźców lub tubylców z ziem ich przodków.
Guillaume Durocher, Aristotle on Immigration, Diversity, and Democracy, 2017
[przekład fragmentów "Polityki" Arystotelesa oparty na tłumaczeniu L.Piotrowicza skorygowanym przez porównanie z tłumaczeniami H. Rackhama, E. Barkera i R. F. Stalleya oraz tekstem greckim (Aristotle. ed. W. D. Ross, Aristotle's Politica. Oxford, Clarendon Press. 1957)]
Przypisy
[1] Było to przed reformami Peryklesa, który jeszcze bardziej zdemokratyzował Ateny, przy jednoczesnym zaostrzeniu kwalifikacji obywatelskich do tych, którzy urodzili się z dwóch rodzimych ateńskich rodziców.
OD NIEDAWNA PISZĘ TEŻ NA DRUGIM BLOGU JAKO W A W E L 2 4 https://www.salon24.pl/u/wawel24/ Uszanować chciałbym Niebo, Ziemi czołem się pokłonić, ale człowiek jam niewdzięczny, że niedoskonały... =================================================== Nagroda Roczna „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki ♛2012 - (kategoria: poetycki eksperyment roku 2012) ♛2013 - (kategoria: poezja, esej, tłumaczenie) za rozpętanie dyskusji wokół poezji Emily Dickinson i wkład do teorii tłumaczeń ED na język polski ==========================
❀ TEMATYCZNA LISTA NOTEK ❀
F I L O Z O F I A ✹ AGONIA LOGOSU H I S T O R I A 1.Ludobójstwo. Odsłona pierwsza. Precedens i wzór. 2. Hołodomor. Ludobójstwo. Odsłona druga. Nowe metody. 3.10.04.2011 WARSZAWA, KRAKÓW –- PAMIĘĆ I OBURZENIE======= ================ P O E Z J A 1. SZYMBORSKA czyli BIESIADNY SEN MOTYLA 2. Dziękomium strof Strofa (titulogram) 3.Limeryk 4.TRZEJ MĘDRCOWIE a koń każdego w innym kolorze... 5.CO SIĘ DZIEJE H U M O R -S A T Y R A -G R O T E S K A -K A B A R E T 1.KSIĘGA POWIEDZEŃ III RP czyli ZABIĆ ŚMIECHEM 2.KABARET TIMUR PRZEDSTAWIA czyli Witam telefrajerów... 3.III RP czyli Zmierzch Różowego Cesarstwa 4. Biłgoraj na tarasie - SZTUKA PRZETRWANIA DLA ELYT Z AWANSU 5.MANIFEST KBW czyli Kuczyński, Bratkowski, Wołek 6.SONATA NIESIOŁOWSKA a la Tarantella czyli KOLAPS STEFANA 7.Transatlantyckie - orędzie Bronisława Komorowskiego W Ę G R Y 1.WĘGRY, TELEWIZJA, KIBICE 2.GALERIA ZDJĘĆ węgierskich 3.ORBAN I CZERWONY PRĘGIERZ M U Z Y K A 1.D E V I C S 2.DEVICS - druga część muzycznej podróży... 3.HUGO RACE and The True Spirit 4.SALTILLO - to nie z importu lek, SALTILLO - nie nazwa to rośliny 5.HALOU - muzyka jak wytrawny szampan 6.ARVO PÄRT - Muzyka ciszy i pamięci 7. ♪ VICTIMAE PASCHALI LAUDES ♬
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka