Porównanie reakcji opinii publicznej i organów państwa po dwóch strasznych morderstwach dokonanych w ostatnich latach: morderstwie Jana Kuciaka w marcu 2018 roku i morderstwie Jolanty Brzeskiej z 2011 roku, jest jak „papierek lakmusowy” obrazujący stan niezależności mediów i stan niezawisłości wymiaru sprawiedliwości w obu tych państwach. Motywy obu zbrodni - wbrew pozorom – są bowiem do siebie zbliżone – w obydwu chodziło o „uciszenie” człowieka który odważył się powiedzieć głośno o istnieniu mafii związanej z obozem władzy.
Po śmierci Jana Kuciaka, młodego niepokornego dziennikarza, który próbował prześledzić powiązania ludzi włoskiej mafii z osobami z otoczenia premiera Fico, rozpętała się burza. W całym kraju ruszyła fala społecznych protestów i demonstracji, a śmierć młodego dziennikarza stała się tematem dyskusji w całej niemal Europie. W efekcie doprowadziło to nawet do dymisji premiera Fico, mimo że bezpośrednio nie zarzucano mu ani zlecenia ani jakiegokolwiek udziału w zamordowania młodego dziennikarza. Wystarczył zarzut że tolerował w otoczeniu swojego rządu ludzi mających powiązania z grupami mafijnymi. Nie jest też wykluczone że sprawa ta będzie miała też dla Słowacji konkretne konsekwencje w postaci presji jakie będą wywierane na to państwo w negocjacjach w poityce międzynarodowej.
.
Zgoła odmiennie wyglądała w Polsce anno domini 2011 reakcja mediów i opinii publicznej po śmierci Jolanty Brzeskiej – działaczki społecznej która występowała w obronie lokatorów którzy padli ofiarą mafii reprywatyzacyjnej w Warszawie. Mimo że lokalnie pamięć o Jolancie Brzeskiej od początku była kultywowana, to ani media ani tzw opinia publiczna, celebryci czy publicyści, nie uważali tego morderstwa za powód do jakichś specjalnych refleksji. Myślę wręcz że gdyby dziś spytać Polaków kim była Brzeska to naprawdę garstka respondentów potrafiłaby skojarzyć jej nazwisko.
Nawet absolutnie przecież niezależna wówczas politycznie prokuratura, nie mogła się zdecydować czy kobieta, której spalone zwłoki znaleziono w Lesie Kabackim, podpaliła się na łące przez przypadek, czy też poszła do lasu popełnić samobójstwo poprzez samospalenie, czy też może ktoś przechodził obok przypadkiem i pechowo okazał się akurat mordercą. Na wszelki wypadek obie przyczyny przez prawie dwa lata uznawano za równie prawdopodobne. Gdyby bowiem był to akt samobójczy to mogłyby się pojawić niewygodne pytania jakie problemy skłoniły Jolantę Brzeską do desperackiego czynu, natomiast wątek morderstwa nasunąłby niewygodne pytania o skalę patologii do jakiej doszło w Warszawie w wyniku dzikiej reprywatyzacji i jakie ryzyko grozi ludziom którzy mają odwagę się tej patologii przeciwstawić. Bezpieczniej było więc „wziąć na przeczekanie”, aż sprawa ucichnie i badać dwa motywy żeby nie można było za wcześnie stawiać hipotez ani broń Boże kojarzyć sprawy z warszawskim ratuszem zarządzanym przez ekipę sprawującą też władzę w państwie .
.
Tak czy owak, rodzina Jana Kuciaka ma w tej tragedii tą pociechę że Słowacją nie rządzą europejscy liberałowie ani lewica, którym tak bardzo leżą przecież na sercu wartości, bo dziś być może nie moglibyśmy się nadziwić jak tak młody człowiek mógł się zdecydować na samobójstwo, i to razem ze swoją dziewczyną. Być może padł ofiarą prawicowego hejtu albo co gorsza, ksenofobii? A czy jego dociekania zawodowe mogły mieć coś wspólnego ze sprawą? - śledczy by tego nie wykluczali ale śledztwo pokaże czy miało to w ogóle jakiś związek ze sprawą.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo