Sytuacja w polskich sądach przypomina dziś często gabinet w którym przyjmuje znakomity, kompetentny i naprawdę oddany pacjentom onkolog. Rewelacyjny lekarz – tak rewelacyjny że najbliższe terminy przyjęć ma za dwa lata. Niby wszystko w porządku … nieprawdaż?
.
Czasy się zmieniają – od kilku dekad jest coraz więcej prywatnych firm które się spierają, więcej rozwodów, spraw o odszkodowania, alimenty, coraz większa świadomość i roszczeniowość społeczeństwa – nawet w sporach o przysłowiowy słupek ogrodzenia ludzie idą do sądu. Sądy są coraz bardziej oblegane, zbyt mała liczba sędziów – szczególnie sądów rejonowych i okręgowych – mówiąc kolokwialnie - „robi bokami” a mimo to ocena społeczna pracy sądów jest od lat coraz gorsza. Co z tego że okradziony przedsiębiorca uzyska uczciwy wyrok po trzech czy pięciu latach, jeśli wcześniej zbankrutuje, żona i dzieci od niego odejdą, będzie po dwóch próbach samobójczych a wszystkim co kiedykolwiek jeszcze będzie miał w życiu będzie zawiadywał komornik? Co z tego że sędziowie będą rozżaleni niesprawiedliwą oceną mediów czy opinii publicznej jeśli społeczeństwo będzie widziało rok po roku że wymiar sprawiedliwości to nie niezawisła władza państwa ale raczej odrębne państwo, w którym fałszywa retoryka niezawisłości przypomina raczej postawę szatniarzy, którzy deklarują „nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobisz?”. Co z tego wreszcie że dziewięć tysięcy sędziów sądów rejonowych i okręgowych będzie tyrało od rana do wieczora jeśli wystarczy kilka skandalicznych decyzji w sprawie reprywatyzacji w stolicy i toga milionom ludzi będzie się kojarzyła ze środowiskową kastą? Zapominamy też często że każda władza ma swoje szefostwo – wykonawcza ma premiera i prezydenta, ustawodawcza ma marszałka i prezydium sejmu i senatu. Natomiast usilnie przekonuje się dziś społeczeństwo że władza sądownicza – choć takie szefostwo także posiada to szefostwo to w imię niezawisłości nie powinno podlegać żadnej odpowiedzialności. Nawet jeśli nawet sami sędziowie alarmują że dzieje się coraz gorzej.
.
Czy to jest wina Ziobry, Kaczyńskiego czy PiS-u? Czy kompletne oderwanie „administratorów” wymiaru sprawiedliwości od sądów rejonowych było spowodowane upolitycznieniem? Problemy o których napisałem nie zaczęły się ani wraz ze sporem o TK ani w dniu wygranych przez PiS wyborów – trwały od co najmniej dwudziestu lat i w jakiś tajemniczy sposób stały się kolejnym „impossibilizmem” państwa w ostatniej dekadzie. Dekadzie niezwykle ważnej – nie dlatego że ktoś lubi czy nie lubi takiej czy innej władzy – ale dlatego ze po wejściu Polski do Unii Europejskiej, po otwarciu rynków w ramach strefy Schengen, po zastrzyku gigantycznych sum z unijnego budżetu na poprawę infrastruktury, prywatnych inicjatyw gospodarczych, rolnictwa, motoryzacji – doszło w Polsce do gigantycznej transformacji rzeczywistości. Natomiast kompletnie nie przygotowano na to drożności wymiaru sprawiedliwości. To tak jakby dziś administrator starej dwupasmówki protestował że budowa autostrady podważa jego uczciwość i doświadczenie. Bzdura! Czy choćby rzeczywistość w której absolwent nawet renomowanej uczelni musi szukać znajomości żeby otworzyć aplikację sędziowską to wina Ziobry? Czy to wina Kaczyńskiego? Do kogo więc pretensje że sędziów jest dramatycznie za mało? Czy to problem dwóch ostatnich lat? - nie – dwa ( i nie tylko) ostatnie lata to tylko efekt patologii w środowiskach zawodowych którzy dziś zabetonowanie swoich interesów nazywają prawem do niezawisłości.
.
Z jakiegoś powodu także najwybitniejsze autorytety prawnicze zasiadające (z nadania środowiska prawniczego – nie mówię o delegatach parlamentu) w SN i KRS nie miały sobie w obliczu tych problemów kompletnie nic zarzucenia. Zasłaniając się rzecz jasna niezawisłością. Tyle tylko że nie ma niezawisłości władzy sądowniczej od państwa, nie ma niezawisłości władzy sądowniczej od potrzeb społeczeństwa – bo władza sądownicza jest po to żeby temuż społeczeństwu służyć.
Czy więc problemem polskiego sądownictwa było upolitycznienie sądów albo indoktrynacja polityczna sędziów? Bzdura – nawet pomimo skandalicznych przykładów politycznej lojalności – jak w przypadku kultowego już sędziego Milewskiego, problemem polskiego sądownictwa był i jest kompletny brak reakcji i działania władz owej trzeciej władzy na problemy całego systemu.
I jeśli ktoś twierdzi że powołanie w Sądzie Najwyższym Izby Dyscyplinarnej (wbrew kłamstwom opozycji kompletnie niezależną od Ministra Sprawiedliwości – bo ten nie będzie tu miał kompletnie żadnego udziału) to zniszczenie niezawisłości orzekania to po prostu bredzi. Jeśli ktoś twierdzi że wybór sędziów do KRS przez 3/5 Sejmu – )a więc większość gwarantującą absolutny pluralizm! Niemalże tyle ile wymaga zmiana Konstytucji ! ) to złamanie niezawisłości sędziowskiej to po prostu nie wie o czym mówi. Tylko taka formuła daje możliwość aby w KRS – w najwyższym gremium mającym narzędzia do uzdrowienia systemu sądownictwa mogli zasiadać sędziowie którzy widza problemy z poziomu praktyka a nie z poziomu władz korporacji czy sal wykładowych. A co w tym wszystkim najważniejsze z poziomu, z którego od ponad dekady narastające problemy polskich sądów nie spotykały się ze skuteczną reakcją. Jeśli komuś zależy żeby tak było dalej to niech idzie z KOD-em na ulicę niech broni KRS i SN przed dostępem sędziów spoza zabetonowanej w swoich koteriach i ślepej na problemy sądów rejonowych tzw elity. A mówiąc obrazowo jeśli komuś przeszkadza budowa autostrad to niech stoi w korkach.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo