Chrześcijaństwo budowało swoją wspólnotę i system wartości 2000 lat. 2000 lat kształtował się Kościół, wspólnoty, system dogmatów, zasady religii. To gigantyczny dorobek – konkretny i zdefiniowany a w sferze organizacyjnej w pełni zhierarchizowany. Podstawą bez której budowa tego systemu wartości i relacji nie była by możliwa, było życie i osobowość Jezusa Chrystusa. I pomimo zawiłości i słabości ludzkiej natury, kierunkowskaz ten wciąż jednoczy ze sobą setki milionów ludzi na całym świecie.
Nic więc dziwnego że każdy ruch społeczny czy filozoficzny chcący budować alternatywne, laickie recepty na życie, nie jest w stanie oprzeć się na żadnej alternatywnej strukturze ani żadnym alternatywnym dorobku aksjologicznym, jak ten ponad dwutysięczny dorobek chrześcijaństwa. Nie ma równorzędnego potencjału – jedynym wyrazem odrębności jest coraz bardziej agresywna kontestacja. Mówiąc wprost mamy dziś wśród ludzi niewierzących w Europie, poczucie ogromnego niedosytu że nie mają żadnego silnego ośrodka skupiającego swoją wspólnotę.
Co jakiś czas rolę tą pełnią jakieś organizacje feministyczne, co któryś sezon do roli tej urasta jakieś stowarzyszenie przeciw homofobii, co którąś kampanię polityczną na barykadę wchodzi na chwile jakieś ugrupowanie polityczne. Nadzieje pokładano też w strukturze personalnej Komisji Europejskiej czy Parlamentu Europejskiego. Ateiści nie mają jednak ani wspólnoty ani żadnego - poza odczuciami emocjonalnymi - systemu wartości – będąc zmuszonymi tworzyć go na bieżąco na potrzeby poszczególnych debat publicznych. W ostatnich sezonach nadzieja ateistów oparła swoją uwagę na sztuce i na teatrze, choć i tu z każdym rokiem widać że poza nakreśleniem pojedynczych, coraz bardziej agresywnych manifestów, nie zbudują raczej swojego „watykanu”.
.
W pigułce najlepiej widać to choćby na niegdysiejszej próbie stworzenia alternatywnego do lekcji religii, systemu nauczania etyki w szkołach. Idea była bardzo dobra i ja sam, podobnie jak wielu wierzących z którymi rozmawiałem, uznawali to za optymalne rozwiązanie. W czym problem? - w tym że etyków zainteresowanych nauką uczniów po prostu nie ma i kilkanaście lat od czasu wprowadzenia etyki jako alternatywnej lekcji w szkole nic się w tej kwestii nie zmieniło. Nie ma też żadnej określonej struktury laickiej – alternatywnej dla kościoła – która takich pedagogów etyki by kształtowała a zainteresowanych zawodem, mimo normalnych nauczycielskich pensji, po prostu nie ma.
Ja osobiście uważam ten fakt za niezwykle szkodliwy, w istocie bowiem dla młodych ludzi niewierzących, nie ma realnej dla religii, alternatywy w kwestii lekcji etyki, zasad dialogu, norm których w międzyludzkich relacjach społecznych nie wolno przekraczać. I to widać potem na ulicy - a co niezwykle smutne - także choćby w teatrze. Finalnie ludziom tym pozostaje wyłącznie kontestowanie religii i kościoła i samo to kontestowanie zaczęło urastać do wartości etyki samej w sobie. To katastrofa.
Podczas gdy alternatywna do religii nauka etyki mogłaby tworzyć tu podstawy do dialogu – między etyką a Dekalogiem nie ma bowiem zasadniczych różnic, nie wspominając już o tym że uniwersalne i humanistyczne przesłanie życia i osobowości Jezusa Chrystusa nie musi mieć tu wymiaru boskiego – dla ateistów Chrystus jest postacią historyczną co w sferze relacji społecznych nie neguje ani jego słów ani działalności publicznej.
.
To czego jesteśmy dziś świadkami w Europie to w historii absolutnie żadna nowość. Dokładnie ten sam rodzaj sporu i konfliktu zasad debaty publicznej przerabiali w V wieku p.n.e. Grecy kiedy sofiści przepychali się z konserwatystami. Zapewne nikt nie słyszał jeszcze ani o żadnej ze współczesnych partii politycznych ani nawet o obecnym systemie politycznym. Ba! - nikt nie słyszał wówczas nawet o Jezusie Chrystusie, który miał się urodzić 500 lat później.
.
Ten spór nie ma zatem nic wspólnego z polityką. To spór o percepcje, o postrzeganie świata. Spór percepcji sofistycznej z percepcją konserwatywną. Klasyfikacja na lewice i prawicę zrodziła się znacznie później, w istocie to spór rywalizacji charakterologicznych. Wszak to cechy osobowości, skłonności do różnych form retoryki i działania przyciągają ludzi albo do lewicowych albo do prawicowych struktur działania. A nie na odwrót. I dopiero w nich realizują się indywidualne formy aktywności.
.
A konkretyzując powyższe to spór między moralnością kreatywną – sofistyczną, jak byśmy dziś powiedzieli lewicową, a moralnością konserwatywną, sztywno trzymającą się uznanych kanonów. Tym bardziej potrzebne wydaje się więc aby ta strona dialogu, która zasady i normy etyczne traktuje w sposób bardziej uznaniowy miała silnie osadzone centrum, które zdefiniuje kanony czy aksjomaty w relacjach społecznych, zasadach co można a czego nie, co jest dopuszczalne a co nie uchodzi. Co może kogoś skrzywdzić lub zranić jego wrażliwość. Brak takiego centrum – uogólniając nazwijmy go kościołem dla niewierzących – powoduje że dialog staje się coraz mniej możliwy a etykę współczesnych sofistów zaczął stanowić wyłącznie możliwie agresywny i dotkliwy atak na wierzących. Za pomocą pomówień, projekcji, kłamstwa, szyderstwa, obraźliwych form wyrazu. Czy współczesny teatr mógłby się więc stać uniwersalnym polem wyrazu dla współczesnych sofistów? Nie widzę przeszkód – pod warunkiem że najpierw przyjmie na siebie rolę strażnika etyki, uczciwości, szacunku do adwersarza. W przeciwnym razie współcześni lewicowi sofiści zrobią z teatru kolejne bagno wyzbyte z jakichkolwiek norm etycznych a kiedy nie będzie już co zbierać to poszukają dla siebie innego „kościoła”
Inne tematy w dziale Kultura