Nie wiem co teraz będzie, może Jerzy Owsiak „da z bańki” prezesowi IPN albo szefowej Instytutu Ekspertyz Sądowych, a może „miliony” wyjdą na ulice w proteście przeciwko „pisaniu przez Kaczyńskiego historii na nowo” albo artyści i celebryci wystosują list otwarty przeciwko tym co zwykle za „niszczenie legendy”. Jedno jest pewne: ekspertyza Instytutu Sehna nie zakończy w debacie publicznej żadnego sporu o „Bolka” - sprawa zostanie zamknięta jedynie w gronie naukowców. Im więcej natomiast potwierdzonych dowodów będzie Wałęsę obciążało tym, cięższy kaliber artylerii będzie walił z szeregów jego obrońców. Bo nie o Wałęsę tu przecież idzie, ale o „słuszną walkę” z tą częścią społeczeństwa, która przez środowiska sympatyków Gazety Wyborczej, Platformy Obywatelskiej czy KOD uważana jest dogmatycznie za mentalny motłoch, niezdolny do sprawowania kierowniczych funkcji. Dlaczego wzięli pod swoje skrzydła akurat Lecha Wałęsę? - po prostu uznali, że Wałęsa może być dla nich przydatny w walce ze wspólnym wrogiem w rywalizacji politycznej – zresztą nie Wałęsa pierwszy i zapewne nie ostatni. Gdyby Wałęsa stał dziś po innej stronie sporu politycznego, to dokładnie te same tłumy pod sztandarami KOD, PO czy Gazety Wyborczej wgniotły by go asfalt a ikona w sekundzie zamieniłaby się na setki tysięcy ikonek z pogardliwymi memami.
Ekspertyza Instytutu Sehna niczego nie zmieni ani w postrzeganiu przez nich Wałęsy (w jakimkolwiek okresie jego życia), ani nawet w ocenie jego wiarygodności, będzie natomiast odczuwana jako osobisty policzek wymierzony przez środowisko dogmatycznie pozbawione prawa do racji. Wściekłość będzie budziło to, że wyniki tej ekspertyzy przyzwoitych ludzi musiałyby skłonić do prostego zdania: to wy mieliście rację. Rację co do tego że mieszkania szefów SB kryły sterty haków pozwalających szantażować ludzi ze świeczników, rację co do tego że teczki SB to nie wyłącznie spreparowane fałszywki, wreszcie rację w sprawie współpracy Lecha Wałęsy z Służbą Bezpieczeństwa. Nie o Wałęsę tu idzie – idzie o przyznanie że dogmatyczny wróg miał rację w dyskusji. I zapewne nie byłby to problem – gdyby nie fakt, że środowiska te ustanowiły Lecha Wałęsę swoją ikoną walki z „pisiorstwem”, Kaczyńskim i Macierewiczem. I to jest prawdziwy problem tego konfliktu – to dlatego spor o przeszłość Lecha Wałęsy podzieliła społeczeństwo. Sam Wałęsa zaś nie mógł sobie wymarzyć lepszej pozycji. Dlatego też, nie ma takiej liczby dowodów, dokumentów, podpisów, zeznań ani ekspertyz które spowodowałyby że kiedyś przyzna się do winy. I nikt mu na to zapewne nie pozwoli – bo razem z nim do błędu musiałoby się przyznać zbyt wielu pysznych ludzi.
Można się w nieskończoność spierać czy pisaniem historii na nowo jest odkrywanie i ujawnianie prawdy o przeszłości Wałęsy czy też może powtarzanie że Wałęsa sam obalił komunizm. Można się też w nieskończoność spierać czy niszczeniem narodowych ikon jest poznawanie prawdy o działalności Lecha Wałęsy czy też może przemilczanie roli Anny Walentynowicz, Andrzeja i Joanny Gwiazdów, Krzysztofa Wyszkowskiego czy tysięcy ówczesnych „żołnierzy” Solidarności – tylko dlatego że Lech Wałęsa twierdzi że „mu przeszkadzali”. Możemy sobie też wydrapywać oczy, udowadniając że któryś z okresów działalności publicznej Lecha Wałęsy jest przytłaczająco ważniejszy niż pozostałe.
Tylko że odpowiedzi na te pytania nie mają dziś najmniejszego znaczenia dla życia społeczeństwa, a sam Lech Wałęsa być może nie jest już nawet w stanie ustalić co było prawdą a co jest jego urojeniem. Znaczenie może mieć jedynie przyznanie racji.
.
Natomiast prawdziwą tragedią jest dziś coś innego. Przecież nie na tym polega istota tego konfliktu, żeby ustalić czy Wałęsa był „Bolkiem” (jego obrońców to wręcz nie interesuje) – istota dramatu Polaków, tu i teraz a.d. 2017 polega na tym że choć Lech Wałęsa permanentnie powtarza nieprawdę, pomimo tego że wszystkie dokonane od 2008 roku ekspertyzy dokumentów, zeznania świadków, a dziś już nawet ekspertyzy jego podpisów przez badaczy laboratorium ekspertyz sądowych udowadniają że mówi nieprawdę – to dla milionów Polaków nie ma to żadnego, nawet najmniejszego znaczenia – liczy się wyłącznie wojna polityczna. Ani kroku w tył – prawda nas nie zatrzyma. Dlatego spór o przeszłość Lecha Wałęsy jest jedynie zwiastunem tego co nas czeka w najbliższych latach w dialogu społecznym.Jest odpowiedzią na to do czego jesteśmy w tej dyskusji zdolni. Na miejscu Wałęsy mógł być dziś ktokolwiek. Ale jeśli w sprawie „Bolka” - mając przed oczami setki dokumentów, dowodów, analiz, zeznań – nie łączą nas żadne zasady uczciwości to czy możemy sobie wyobrazić polemikę w sprawach w których musi wystarczyć jedynie uczciwość wobec siebie?
.
Nie o przeszłość zatem tu idzie – idzie o to jacy jesteśmy dziś i jakie znaczenie we współczesnej debacie mają dla nas takie zasady jak prawdomówność, prawda, uczciwość. Ale także to, że jeśli po publikacjach setek dokumentów, zeznań świadków i ekspertyzach grafologicznych, spór o przeszłość Lecha Wałęsy jest w stanie skłócić ze sobą polskie społeczeństwo, to znaczy że dziś podzielić nas może każdy, bo w naszych sporach nie obowiązują już żadne zasady poza zasadą cepa napędzanego pogardą.
Inne tematy w dziale Polityka