Spór o to czy państwo powinno być socjalistyczne czy kapitalistyczne został rozstrzygnięty w XX wieku. Społeczeństwa sprawdziły empirycznie, że zarówno dogmatyczni socjaliści jak i dogmatyczni kapitaliści prowadzą do podobnych kryzysów i masowych zbrodni. Ostatecznie po upadku ZSRR i zakończeniu zimnej wojny cała Europa przyjęła paradygmat państwa wolnorynkowego opartego na prywatnym kapitale ale prowadzącego równolegle politykę opiekuńczą wobec obywateli potrzebujących wsparcia. Różnice zdań dotyczą dogrania detali: wysokości stawek podatkowych, kwot przyznawanych zasiłków czy stopnia ingerencji państwa w poszczególne branże. Można powiedzieć, że znaleźliśmy się w innym miejscu rozwoju cywilizacyjnego – bo po odnalezieniu odpowiedzi na pytanie o optymalny ustrój państwa, spór toczy się już tylko o metody zarządzania nowym systemem i etykę pozyskiwania elektoratu zapewniającego sprawowanie władzy. I to raczej w tym sporze jesteśmy dziś świadkami rewolucji.
.
Jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku wydawało się, że najlepszą ofertą na zarządzanie państwami dysponują liberałowie. Wolni od skompromitowanych doktryn, racjonalni w ekonomii, dzięki tolerancji i otwartości obojętni na konflikty społeczne, pozbawieni szaleństwa mocarstwowego. Nakierowani na zyski, kusili jednocześnie że z ich stołu spadnie wszystkim. To oni mieli budować potęgę Unii Europejskiej, USA - to oni mieli reformować Rosję i Chiny. To oni oczarowali przede wszystkim obywateli państw byłego bloku komunistycznego.
.
Wygląda jednak na to, że liberalizm okazał się pierwszą utopią XXI wieku, bo jeśli spojrzymy dziś na każde niemal państwo zarządzane przez liberalne elity, mamy do czynienia z kilkoma typowymi patologiami. Po pierwsze z ręcznym sterowaniem zasadami wolnej konkurencji na korzyść silnych grup interesów, po drugie z galopującą korupcją, po trzecie wreszcie z rosnącą lawinowo przepaścią między zarobkami ogółu społeczeństwa a bizantyjsko puchnącymi dochodami elit liberalnej władzy. Nie lepiej jest też w płaszczyźnie dialogu społecznego czy podstawach demokratycznego państwa - niemal w każdym państwie rządzonym przez liberałów mamy obraz całkowitego zagarnięcia mediów – zarówno publicznych jak i prywatnych – i żenującą wręcz propagandę przekazu, nagminne fałszowanie sondaży opinii publicznej i standardowe już kwestionowanie wyniku każdych demokratycznych wyborów w których wybór jest niekorzystny dla liberalnej grupy politycznej. Co więcej, nie ma dziś chyba w cywilizowanym świecie ekipy politycznej która by z takim zaangażowaniem kwestionowała zasady demokracji jak właśnie liberałowie.
.
Trudno się oprzeć wrażeniu że zamiast liberalnej optyki będącej gwarantem dobrego zarządzania państwem, mamy dziś do czynienia raczej z liberalną międzynarodówką która hasła liberalizmu używa jako narzędzia umożliwiającego sprawowanie władzy politycznej. Ekspansja tego środowiska stała się tak agresywna, że mamy do czynienia wręcz z "miękkim totalitaryzmem" który nie toleruje żadnej niesubordynacji, stawką zaś jest nie profesjonalne administrowanie gospodarką ale sprawowanie władzy i bogacenie się kosztem społeczeństw.
.
Pozwolę sobie na małą dygresję. Kilka lat temu przyglądałem się pewnej dyskusji. Towarzystwo, nie pamiętam już – ośmio - , może dziesięcioosobowe wyrażało swój bardzo ostry sprzeciw wobec trzynastek i deputatów górniczych. Nie z jakiejś zawiści czy pogardy – absolutnie! - przyświecała im wyłącznie liberalna idea zdrowego mechanizmu rynkowego i opłacalności gospodarczej. Debata szybko się jednak zakończyła po pytaniu czy ich zdaniem także wynagrodzenia i premie w administracji publicznej powinny być zależne od wysokości długu publicznego państwa. Okazało się bowiem, że spośród całego owego grona wyznawców dogmatu opłacalności gospodarczej, niemal wszyscy byli albo etatowymi pracownikami sektora publicznego albo na kontraktach w tymże sektorze publicznym, a ich wynagrodzenia nie miały nic wspólnego ani z jakąkolwiek rentownością ich usług ani tym bardziej z kondycją finansową pracodawcy.
.
Nie przypadkiem przytaczam tu ową dyskusję sprzed lat, pokazuje ona bowiem stałe już zjawisko, że zwolenników tzw liberalnego państwa opierającego się wyłącznie na zasadach tzw wolnego rynku znajdziemy dziś głównie wśród pracowników administracji publicznej, ludzi na kontraktach w tymże systemie lub też w szeregach środowisk czerpiących z publicznego koszyka dotacje i subwencje pozwalające im eliminować rynkową konkurencję. I to nie tylko polska przypadłość - ta uniwersalna zasada dotyczy dziś przecież całej Europy. Obdarowywani z publicznej skarbonki to dziś podstawowy elektorat europejskich liberałów.
.
Całym osobnym rozdziałem jest przy tym widoczna dziś katastrofa tzw „poprawności politycznej” w debacie publicznej, która miała przecież w swym założeniu kreować pewien poziom aksjomatów i tematów tabu w celu promowania społeczeństwa pozbawionego konfliktów. „Poprawność polityczna” miała piętnować wszelkie formy agresji, eliminować z debaty publicznej spory ideologiczne czy skrajne światopoglądy. W efekcie zaś „poprawność polityczna” stała się nie tylko narzędziem do wyeliminowania w debaty publicznej wszelkich głosów odmiennych od poglądów liberalnych elit, ale powszechne stało się wręcz przekonanie że poprawność prefabrykuje „dowody” na łamanie ładu społecznego przez adwersarzy. W praktyce ludzie się oburzają cytatami słów których nigdy w życiu nie słyszeli, do szału doprowadza ich relacja z zachowań których w życiu nie widzieli, a hasłem do publicznego linczu stało się standardowe już piętnowanie rywala jako faszysty, ksenofoba, nacjonalisty, antysemity i człowieka ogarniętego ślepą nienawiścią. Tego typu styl w retoryce elit liberalnych działał w Europie przez niemal pół wieku – dziś jednak jesteśmy świadkami jego dewaluacji. W efekcie nawet najbardziej oburzające wypowiedzi przeciwników liberalnego porządku – owszem budzą sprzeciw – ale jednocześnie w powszechnej świadomości istnieje przekonanie że albo wypowiedzi te zostały zmanipulowane przez propagandę poprawności politycznej albo po prostu zmyślone. W efekcie przestały robić na kimkolwiek większego wrażenia, bowiem w państwie rządzonym przez liberałów coraz mniej pewne jest co jest prawdą a co medialną propagandą. Ludzie to po prostu czują.
.
Wszystko co powyższe nie stanowiłoby jednak globalnego problemu, gdyby nie to, że społeczeństwa Europy coraz bardziej świadomie zaczynają się przed europejskimi liberałami bronić – na czym bez dnia zwłoki korzysta imperialna propaganda rosyjska. Wybory w Mołdowie, wybory w Bułgarii - to tylko przejaw tego że putinowska propaganda walki ze zgniłym zachodem trafia na coraz bardziej podatny grunt. Nie wszystkie narody mają doświadczenia Katynia czy Budapesztu - dla wielu Rosja nie jest gorszym partnerem niż Francja czy Niemcy. Jednocześnie wielki zawód z liberalnego stylu zarządzania państwami stał się nośnikiem coraz większej wiarygodności Rosji. Liberalna Europa przestała być atrakcyjna w kontekście czystości relacji międzyludzkich, uczciwości debaty publicznej czy poczucia sprawiedliwości społecznej. Ten niedosyt umiejętnie wykorzystuje rosyjska propaganda, a to dla Europy śmiertelne zagrożenie.
Inne tematy w dziale Polityka