„Spośród każdych dziesięciu pacjentów którzy przychodzą do mnie z silnymi zespołami bólowymi po operacji kręgosłupa, dziewięciu w ogóle nie powinno być operowanych, można było ich z powodzeniem wyleczyć zabiegami rehabilitacyjnymi” - takie zdanie usłyszałem kilka miesięcy temu od lekarza specjalisty leczenia bólu. To był lekarz z naprawdę wieloletnim doświadczeniem i bardzo dobrą opinią pacjentów – zapewniam, a drzwi jego gabinetu już z daleka łatwo dostrzec bo zawsze siedzi pod nimi mnóstwo ludzi.
Najgorsze jest to, że kiedy powtarzałem to zdanie wśród wielu innych lekarzy to potwierdzali że choć można się spierać o proporcje to zasada jest prawdziwa. Dlaczego najgorsze? - dlatego że jeśli po operacji wystąpi u pacjenta nowe źródło bólu to niestety nie ma już zwykle możliwości jego usunięcia. I z pewnością znaczna większość z tych pacjentów gdyby najpierw trafiła do doświadczonego fizjoterapeuty czy rehabilitanta, to nie tylko rozwiązałoby to ich problemy zdrowotne ale też szybciej wróciliby do pracy a państwo nie musiałoby refundować zabiegu operacyjnego, hospitalizacji i zajęć na szpitalnym oddziale rehabilitacyjnym.
Ustawa o zawodzie fizjoterapeuty i powołanie osobnej izby branżowej jest absolutnie konieczna i zarzuty o generowanie zawodowych koncesji są wyłącznie przejawem bezmyślnego doktrynerstwa. Oczywiście w przestrzeni rynkowej sprawa nie ma większego znaczenia – pacjenci pójdą prywatnie do tych którzy mają dobrą opinię bo pomogli krewnemu czy znajomemu. „Papier” w szufladzie i tak o niczym nie decyduje. Dlatego wśród zawodowych fizjoterapeutów prowadzących prywatne gabinety – a w szczególności tych dla których rozwój zawodowy jest życiową pasją – batalia o upodmiotowienie zawodu fizjoterapeuty jest kwitowana zdaniami, że to konieczna ustawa ale sami nie mają czasu o nią walczyć bo mają nawał pacjentów.
Kluczowe problemy piętrzą się jednak tam gdzie diagnostyka i zabiegi odbywają się w ramach placówek publicznych i refundacji NFZ. Fizjoterapeuci mówią wprost, że na skierowaniach od lekarzy pierwszego kontaktu – choć nie tylko – mają często podyktowane zabiegi które konkretnemu pacjentowi nie pomogą, lub pomogą jedynie doraźnie. Za to nie są uwzględnione zabiegi lub zespoły zabiegów które w szybkim czasie postawiłyby go na nogi. Oni jednak nie mają prawa wprowadzać korekt ponieważ NFZ za zabiegi zamienne w stosunku do skierowania nie zapłaci. I to absolutnie nie przejaw krytyki lekarzy czy sugestia braku rzetelności – to po prostu różnica wyspecjalizowania, a zasada przeregulowania nie polega tu na tym że fizjoterapeuta może otrzymać prawo do podejmowania decyzji o zdrowiu pacjenta tylko właśnie na tym że jest sztucznie blokowany przez barierę uprawnień lekarskich. I w tym przypadku deregulacja powinna polegać właśnie na tym, że specjaliści zajmujący się zawodowo układem mięśniowo – ruchowym czy manipulacją powięziową mogli mieć pełne prawo wykonywania swojego zawodu i decydowania o tym jak prowadzić rehabilitację.
Mam ogromny szacunek do misji i decyzji władz izb lekarskich, wielokrotnie zresztą w swoich notkach powoływałem się na stanowisko NIL czy OIL , a Gazetę Lekarską od lat uważam za jedno z absolutnie najlepszych i najciekawszych czasopism branżowych, ale w sprawie przyznania fizjoterapeutom kompetencji zawodowych czy choćby prawa do decydowania o doborze refundowanych urządzeń rehabilitacyjnych absolutnie stoję po stronie fizjoterapeutów. I to nie tylko dlatego że sam kilkakrotnie potrzebowałem ich pomocy – wiedząc że są w tej dziedzinie znacznie bardziej skuteczni i kompetentni niż lekarze, ale też dlatego, że w ostatnich latach dokonał się niemal rewolucyjny skok w rozwoju nowoczesnych skutecznych metod rehabilitacji leczniczej i brak osobnej pełnoprawnej izby branżowej znacznie utrudni dostęp i zorganizowanego systemu profesjonalnych szkoleń. Im bardziej będziemy opóźniać tą oczywistą zmianę tym więcej pacjentów nie uzyska skutecznej pomocy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości