Dedykuję profesorowi Ireneuszowi Krzemińskiemu jako niezłomnemu propagatorowi budowy "Polski Kuby Wojewódzkiego i Marka Kondrata"
Buc to człowiek głęboko przeświadczony o swojej nieomylności co często pozbawia go zdolności krytycznej analizy wydarzeń. Buc nie ma ambicji odkrywania prawdy bo jego osobiste przeświadczenia mają dla niego wagę aksjomatów. Nieporozumieniem było by sądzić że buc nie zgadza się ze zdaniem ludzi mających odmienne poglądy, ponieważ aby się z kimś zgadzać bądź nie, trzeba go najpierw wysłuchać. Buc natomiast u progu dyskusji uznaje że słuchać nie warto bo zdanie innych nie ma żadnej wartości, nie dopuszczając nawet możliwości konfrontacji argumentów. Bucowi wystarcza poczucie genialności swoich komunałów – ewentualnie wzbogaconych o zestaw haseł podanych przez środowiskowy kolektyw.
Dyskusja z nim staje się niemożliwa – buc bowiem ma na celu nie tyle przekonanie rozmówcy ale poniżenie go i okazanie mu wyższości. Wiedza, czy rzeczowe argumenty nie są mu potrzebne – zastępuje je szyderstwem, drwiną czy pogardą.
Warto mieć zrozumienie dla tych zawiłości ludzkiej ambicji – szczególnie przy okazji debat publicznych, w których często nawet renomowani profesorowie socjologii czy uznani ludzie kultury, swoimi wywodami budzą – delikatnie mówiąc – zaskoczenie.
Buc musi bezwarunkowo głosić określone przez środowisko wartościowanie społeczeństwa, stosując przy tym wyrazistą stygmatyzację tych środowisk, które należy uważać za godne pogardy.Co ważne - poglądy te nie mają nic wspólnego z żadną doktryną polityczną, a wyrażają się przede wszystkim w przekonaniu że władzę w państwie mają prawo sprawować wyłącznie ludzie desygnowani przez środowisko reprezentujące buca. Wybitne walory intelektualne i osobowościowe jakimi w swoim mniemaniu dysponuje buc, dają jemu, i jego przedstawicielom wyłączne prawo sprawowania władzy nad resztą społeczeństwa – bezwarunkowo i bezkrytycznie. Efektem tego przeświadczenia jest choćby widoczny dziś w Polsce całkowity zanik odpowiedzialności politycznej, a także całkowite upartyjnienie państwa, bez ważenia merytorycznych kompetencji osób którym powierza się kierownicze stanowiska. Jakiekolwiek rozliczenie staje się automatycznie zdradą swojego środowiska. Tą podstawową zasadę nakreśliła niegdyś w swoim tekście jedna z blogerek środowiska buca, Renata Rudecka - Kalinowska w tekście pt: „Moja czerwona kartka dla ciebie Donaldzie”. Popularna RRK pisze tam m.in.:
„Dzień w którym zażądałeś od legendy polskiej opozycji profesora Stefana Niesiołowskiego przeproszenia znieważającej go i łamiącej prawo pisowskiej propagandystki, autorki socrealistycznych pisowskich produkcyjniaków - może być dniem, w którym Twoi wyborcy odwrócą się od Ciebie Donaldzie./…/
Bo Twoi wyborcy znoszą już zbyt długo zniewagi, lżenie, prowokacje oszczerstwa, chamstwo, insynuacje i kłamstwa ludzi, wobec których Ty okazujesz zbyt wiele wyrozumiałości – jakbyś nie zauważał krzywdy, upokorzenia i bólu tych, którym zawdzięczasz swoją pozycję, rangę i znaczenie./…/
Życzę Ci Donaldzie, by ten błąd, który popełniłeś, wierzę, że kierując się dobrymi intencjami – nie stał się początkiem naszego odwrócenia się od Ciebie.”
Tekst ten był tak celny że premier Tusk osobiście odniósł się do niego podczas swojego wystąpienia. RRK nie zauważyła rzecz jasna że sama lży ludzi językiem peerelowskich partyjnych agitek – ale głównym przesłaniem jej listu jest czytelna przestroga: jeśli dopuścisz do jakiegokolwiek rozliczenia naszego człowieka będziesz skończony – bo nam wolno wszystko i lepiej żebyś to szybko zrozumiał.
Buc musi zatem wyznawać bezwarunkową hagiografię dla przedstawicieli swojego kolektywu – jakakolwiek krytyka nosi znamiona ataku na najważniejsze wartości społeczne. Merytoryczne przygotowanie ludzi, którym środowisko buca powierza sprawowanie najważniejszych funkcji w państwie przestaje mieć znaczenie.
Przykładem jest choćby porównanie czterech ostatnich ministrów zdrowia mianowanych przez różne partie sprawujące kolejno władzę wykonawczą. Ministra Balickiego który miał za sobą doświadczenie jako wiceminister zdrowia czy dyrektor szpitala Bielańskiego w Warszawie, zastąpił profesor Zbigniew Religa – ikona polskiej medycyny – założyciel i wieloletni szef Kliniki Kardiochirurgii w Zabrzu, twórca polskiego sztucznego serca, człowiek przez dziesięciolecia zaangażowany w kształtowanie reformy służby zdrowia – znający jej mechanizmy jak mało kto. Po zwycięstwie partii buca ministrem zdrowia została mianowana kierowniczka przychodni zdrowia z Szydłowcu Ewa Kopacz, a następnie młody lekarz Bartłomiej Arłukowicz, mający poza występem w telewizyjnym programie rozrywkowym, doświadczenie z udziału w Komisji Śledczej badającej aferę hazardową oraz spektakularny transfer partyjny z SLD do PO. To lojalność i zasługi dla partii stają się podstawą do powierzenia najbardziej odpowiedzialnych funkcji w państwie, a wszelkie próby rozliczenia takiego człowieka z powierzonej misji są przedstawiane jako „przebieranie nogami w pogoni za władzą”. Czyli ni mniej ni więcej – uzurpowaniem sobie prawa do władzy przez ludzi którzy w oczach buca nie mają prawa decydować o zarządzaniu państwem, ponieważ przewodnią silą narodu jest wyłącznie środowisko które popiera buc. Podobieństwa optyki buca do mentalności aparatczyka z czasów PRL-u z czasem coraz trudniej jest ignorować.
Bardzo znaczącym błędem poznawczym, utrudniającym dyskusję z bucem, jest przeświadczenie że buc popiera jakąkolwiek partię polityczną. Partia polityczna reprezentująca środowisko buca w jego oczach absolutnie nie ma nic wspólnego z polityką. To raczej gremium fachowców, indywidualności i ekspertów predestynowanych do wyłącznego sprawowania władzy. Nawet całkowite opanowanie publicznych stanowisk przez członków partii reprezentujących buca nie jest przez niego postrzegane jako upartyjnienie. Sam przekonałem się o tym przed laty kiedy, jako młody dziennikarz radiowy zapytałem swojego wydawcę dlaczego mam regularnie zlecenia na relacjonowanie konferencji Platformy Obywatelskiej (będącej wówczas w opozycji) a wszystkie zgłoszenia konferencji jakiejkolwiek innej partii są konsekwentnie odrzucane. Mój wydawca wyjaśnił mi to mi bez cienia zmieszania: „panie Wawrzku – nie będziemy relacjonować konferencji partii politycznych bo jako rozgłośnia publiczna jesteśmy apolityczni”. Trochę czasu minęło zanim zrozumiałem że w tej deklaracji nie było cienia cynizmu – po prostu buc swoją reprezentację polityczną traktuje jako gremium apolityczne – jako swego rodzaju kapitułę wyznaczającą standardy profesjonalizmu i nagradza swoich ekspertów publicznymi posadami. Jestem dziś absolutnie pewien że duża część dziennikarzy prowadzących agitację Platformy Obywatelskiej jest głęboko przekonanych że uprawiana przez nich propaganda nie ma zabarwienia politycznego – a jedynie rozsądne wspieranie światłego środowiska społecznej elity.
Tożsamością buca jest poczucie wyższości i przynależności do wiodącej grupy społecznej. Buc potrzebuje na każdym kroku budować jaskrawy kontrast pomiędzy swoją dominacją a nikczemnością adwersarza. Podstawą tej optyki jest prezentowanie całkowitej pogardy dla ludzi i środowisk mających inne spojrzenie na świat, czy zajmujące inną pozycję społeczną. Bez tego kontrastu – bez okazywania wyższości, bez stygmatyzowania gorszych od siebie, buc utraciłby poczucie własnej wartości. I niestety ten mechanizm od dawna nie dotyczy tylko publicznych debat zza szyby telewizora, ale został zaszczepiony wśród społeczeństwa, w miejscu pracy, na ulicy czy nawet wśród członków rodziny.
Świat nie jest czarno – biały, i budowanie kontrastów międzyludzkich najczęściej wymusza dokonanie niesprawiedliwej i wyrazistej projekcji ułomności cech adwersarza.
Wedle prostej zasady – jeśli buc ma uchodzić za człowieka wybitnie inteligentnego to jego adwersarz musi wystąpić z etykietą ciemnogrodu i zaścianka, jeśli buc chce objawić światu swój otwarty umysł to adwersarzowi należy przyprawić łatę fanatyka i ksenofoba, jeśli buc chce rzucić światło na jasność swojego intelektu – konkurent musi mieć wizerunek paranoika czy fanatyka.
Dyskusja z bucem zawsze toczy się wyłącznie na jeden temat – na temat jego dominacji i przymiotów, ewentualnie definiowania nikczemności adwersarza. Mieliśmy tego jaskrawy przykład choćby kilka dni temu podczas występu profesora Ireneusza Krzemińskiego podczas telewizyjnej dyskusji na temat katastrofy smoleńskiej. Pan profesor nie podjął rzeczowej dyskusji na przedmiotowy temat, za to cała wartość intelektualna jego wypowiedzi skupiła się na zapewnianiu o niskich walorach intelektualnych i nikłym poziomie moralnym ludzi mających odmienne zdanie. Cała „dyskusja” z panem profesorem szybko przerodziła się w jałową pyskówkę, a miliony telewidzów publicznej telewizji musiało na to bezradnie patrzeć.
Przykłady typowej retoryki buca możemy dziś w Polsce znaleźć niemal na każdym kroku. Począwszy od Piotra Stasińskiego, który w obliczu każdego przejawu odmienności poglądów adwersarza, wręcz automatycznie zaczyna się do niego zwracać pogardliwym tonem.
Pogarda jest dziś tak głęboko zakorzeniona w społeczeństwie że trzeba kilku pokoleń aby zatrzeć ten żywy rozłam. Problemy polityki to jedynie krater przez który dokonuje się erupcja stosunków społecznych.
Przyznam że z zainteresowaniem czytam felietony Tomasza Lisa. Trudno je co prawda uważać za źródło informacji o konkretnych wydarzeniach ale Lis, jako człowiek obdarzony niewątpliwie zdolnością syntetycznego przekazywania swoich przemyśleń, od lat projektuje i definiuje kontrasty stanowiące tożsamość środowiska buca. Misja dziennikarska Lisa polega nie na informowaniu o wydarzeniach ale o zapewnianiu jednej grupy społeczeństwa że jest lepsza od drugiej. Dlatego też Lis jest od lat jednym z najbardziej hołubionych publicystów środowiska buca.
Cytaty można mnożyć, a takich perełek jak choćby słowa wypowiedziane przez Lisa na Uniwersytecie Warszawskim:
„Panie profesorze my się będziemy porozumiewali – z łatwością. I oni też będą się porozumiewali – z łatwością. Tylko my z nimi, i oni z nami nie będą mogli.” - znajdziemy całe garście. Naprawdę gorąco polecam felietony redaktora Lisa – łatwiej będzie zrozumieć źródła dzisiejszego „błota” i pogardy w debacie publicznej.
Uśmiechajmy się do buca, to dobry człowiek – tylko trochę się pogubił. Ale to nie jego wina – szuka swojego miejsca w państwie, w którym komuś opłacało się zniszczyć tożsamość narodowych elit.
Ale panom budującym "Polskę Kuby Wojewódzkiego i Marka Kondrata" czas już podziękować, bo czas lansu buca chyba najwyższa pora zakończyć. Pro publico bono.
Inne tematy w dziale Polityka