Przedzierając się wczoraj przez tłum pod Pałacem Prezydenckim, aby stanąć pod Krzyżem, stanąłem tylko pod redaktorem naczelnym „Gazety Polskiej”, który stojąc na jakimś chyba słupku, czyli ponad tłumem, patrzył godnie i wymownie w stronę tych, którzy przyszli tej nocy, aby krzyż spod Pałacu Prezydenckiego przenieść. Kiedy dostrzegłem jeszcze obok redaktora Sakiewicza redaktora Piotra Lisiewicza z tejże „Gazety Polskiej”, który pisze satyrycznie prawie tak dobrze jak ja rysuję, wiedziałem już, że jestem we właściwym miejscu.
- Sakiewicz, Lisiewicz, Wasiukiewicz.. – pomyślałem - w zasadzie nawet jakoś pasuje, brzmi sensownie.
Śpiewający pieśni religijne duet Sakiewicz-Lisiewicz do końca utwierdził mnie w przekonaniu, że tu właśnie powinienem być tej nocy.

Jeśli chodzi zaś o tych, którzy chcieli krzyż przenieść to w zasadzie w pewnym momencie ich zainteresowanie tym tematem zeszło na plan drugi, kiedy na jeden ze słupów, z głupawym tekturowym transparentem, wdrapała się jakaś panienka. „Pokaż cycki! Pokaż cycki!” zaczął skandować tłum antykrzyżowców.Historia się powtórzyła z kilkanaście minut później, kiedy z okien hotelu „Bristol” wyjrzała na wpół rozebrana dziewczyna z prawie gołym facetem. Antykrzyżowcy, którzy nie wiedzieć czemu skandowali wcześniej „Do kościoła!” - i zamiast się tam udać zgodnie w własnym hasłem stali jak cielęta dalej w miejscu – dużo głośniej zaczęli znowu krzyczeć tłumnie „Pokaż cycki! Pokaż cycki!”. Hotelowa dziewczyna, choć widać było, że taki otwarty, publiczny lansik nie był jej obcy, jednak, podobnie jak jej poprzedniczka z rury, to znaczy słupa, nie spełniła woli ludu. Od tego momentu emocje i zainteresowanie antykrzyżowców zaczęły opadać. Nie było już widać niczego na czym można było wzrok zawiesić i jeszcze trochę poskakali sobie, ale generalnie tłum zaczął się rozchodzić i rozjeżdżać rowerami (a zawsze twierdziłem, że wszystkiemu winni cykliści!).
Jednak moim ulubionym obrazkiem, jaki zapamiętam z całą przyjemnością z tej nocy krzyżowej, nie była wcale ta panienka z okienka, tylko facet, taki na oko po czterdziestce, ubrany w czerwone szorty i kraciastą koszulę z krótkim rękawem, który uwieszony na jednym z drzew jak praprapradziad Darwina, darł się w niebogłosy w stronę Pałacu Prezydenckiego i stojących pod krzyżem ludzi: „Fanatycy! Fanatycy!”.
Lepszej, absurdalnej scenki człowiek by nie wymyślił pisząc scenariusz do komedii political fiction.
Inne tematy w dziale Polityka