"Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia" mawia stare powiedzenie. Niżej kilka przykładów możliwych reakcji w typowej sytuacji, gdzie nasza wiedza przekracza mozliwości jej przekazania.
Rozważmy następująca sytuację. Dowiadujemy się oto o popełnieniu poważnego przestępstwa. Robimy staranne śledztwo i znajdujemy winnego. Idziemy do prokuratora i referujemy mu nasze ustalenia. A facet mówi, że żadnego aktu oskarżenia nie będzie, bo choć on jest o winie wskazanego człowieka przekonany, to nie ma możliwości „przerobić” zaprezentowanego mu materiału śledczego na materiał procesowy. Jesteśmy pewnie wkurzeni, sięgamy po jakiś kieliszek i „rzucamy mięsem”. Tak pewnie zrobiłby normalny człowiek. A jak zareagować mogą reprezentanci rozmaitych, uważanych za ważne, zawodów?
Prawnik poszuka pewnie jakichś dróg obejścia problemu. Niekoniecznie stricte prawnych. Mogą to być również np. przepisy tzw. kodeksów postępowania. Czasem się udaje i poprzez wymuszenie na sądzie stosownych decyzji znajduje się czas na poszukanie „twardszych” dowodów.
Lepszy prawnik w takie zawiłości bawił się nie będzie i – zgodnie z zasadą „Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie” – przejrzy dokładnie życiorys podejrzanego (a jak trzeba toi jego rodziny i znajomych) i znajdzie powód by gościa o coś oskarżyć. Nie musi to być nasz „oryginalny” zarzut, ale nie oto przecież chodzi. Tak wsadzono podobno Al Capone’a, a prokuratorzy radzieccy osiągnęli w tej dziedzinie niekwestionowane przez nikogo ogromne sukcesy. Nie udało mi się ustalić, czy brali oni przykład ze swych amerykańskich kolegów czy było odwrotnie, ale tak czy siak metoda była i jest skuteczna.
Najlepszy prawnik. Ten zna sędziego i nic kombinować nie musi.
Filozof lub matematyk zauważa analogię do kilku znanych mu tzw. twierdzeń limitacyjnych i kontentując się spostrzeżeniem nowego przykładu pije kieliszek „na druga nogę”.
Polityk pisze jadowity paszkwil sugerujący ew. klientowi wymiaru sprawiedliwości wszelkie możliwe niegodziwości i pochodzenie od odwiecznych wrogów narodu, a co najmniej od Lucyfera. Dobry polityk uważa by sugestie te nie narażały go na konsekwencje z tytułu art. 212 KK. Głupi polityk budzi przy okazji emocje, które mogą kiedyś walnąć w łeb jego lub jego akolitów i Bogu ducha winnych innych ludzi.
Dziennikarz do którego przyszliśmy ze sprawą licząc na jej upublicznienie i "poruszenie" opinii publicznej. Jeśli sprawa jest ciekawa (bo np. dotyczy jakiegoś idola), to najpierw wypyta o szczegóły (a nuż przydadzą się "w okolicach" lub późniejszym czasie?), obieca napisanie artykułu i interwencję u ważnych osób poczem oświadczy, ze w sprawę zamieszane są ważne figury z nielubianej przez niego formacji politycznej i nic dziś zrobić nie może. Czasem wspomni o jakimś nieformalnym, immunitecie winowajcy.
A zwykły człowiek, który został działalnością drania, któremu trudno winę udowodnić, spuszcza głowę modląc się aby nie było gorzej. I mając świadomość tego jak działają rozmaite prawa człowieka, reguły demokracji, moralność, współczucie bliźnich i podobne nowoczesne wynalazki pragnie wszystko jak najszybciej zapomnieć.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo