Nie jestem zwolennikiem PiS-u i większość (ale nie wszystkie) jego pomysłów uważam za głupie. Nie podzielam też wielu zasadniczych poglądów (dogmatów) PiS-owskiej wiary/ideologii. Nie podoba mi się również retoryka w sprawie migrantów. Ale stanowisko w sprawie przymusowej relokacji popieram. Nie wierzę w skuteczność rozwiązań typu referendum czy buńczuczne przemowy (euro)posłów w tym czy innym parlamencie. Ale coś trzeba zrobić, bo sprawa jest poważna. Ja nie znam w Europie kraju, który potrafiłby zintegrować dużą grupę obcej cywilizacyjnie (m.in. kulturowo i religijnie) ludności w jakimkolwiek sensownym (t.j. nie powodujących zawirowań społecznych) czasie. Takie numery (Francuzi po Wielkiej Rewolucji, Polacy pod zaborami czy Belgowie) udawały się praktycznie tylko w granicach jednej kultury, a na pewno cywilizacji i bardzo specyficznych warunkach (nowoczesne pojęcie narodu to "wynalazek" XIX wieku). Mamy za to sporo przykładów fatalnych porażek zarówno prób integracyjnych jak i polityki multi-kulti.
Wiara w to, że na dłuższa metę uda się nam problem zwalczyć poprzez politykę izolacjonizmu to chyba jednak iluzja. Nawet jeśli wystąpimy z Unii (a w przypadku wyniku referendum przeciwnemu relokacji będziemy mieli wybór miedzy Polexitem a odrzuceniem wyrażonej w referendum woli suwerena, bo żaden organ UE nie ma obowiązku uznawać takiego wyniku za "zwolnienie z opłat", ponieważ to nie Naród, lecz Państwo do UE należy), to niewiele to zmieni, bo problem "dogoni" nas i poza Unią. Mieszanie wszystkiego co wymieszać można to trend światowy, którego żadne państwo solo nie zatrzyma (zob. np. USA). Jedyne sensowne wyjście to działanie wspólnie z reszta Europy.
I trzeba sobie jasno powiedzieć, że w ramach obowiązującego paradygmatu zrobić się tego nie da. Opowieści o bezwzględnie, zawsze, wszędzie i w stosunku do każdego tak samo działającego prawa przypominają trochę zasadę "nadstawiania drugiego policzka". Nie słyszałem by sprawdziła się ona gdziekolwiek we współczesnym świecie. Żadne państwo Europy nie dysponuje stosownym prawem i środkami technicznymi by obronić się przed "społeczeństwem równoległym" czy po prostu skutkami lokalnych konfliktów na tle kulturowym czy cywilizacyjnym. Jedynym co byłoby skuteczne wydaje się być radykalne zmniejszenie tempa napływu ludzi innych kultur i danie im czasu na normalna integrację. Dziś jednak tego czasu nie mamy.
To co moglibyśmy zrobić dziś to jakieś wyrównanie europejskiego socjalu i prawa. To ostatnie winno wyraźnie rozgraniczać uprawnienia ludzi akceptujących obyczaje kraju-gospodarza od tych, którzy tego nie czynią. I chodzi tu o WSZYSTKIE obyczaje. Ludzie, którzy zwyczajów tych nie akceptują, a nie mogą być deportowani, powinni być na tyle (i tylko tyle) izolowani (np. w specjalnych, strzeżonych, ośrodkach. Wiem, ze "prawa człowieka", humanitaryzm, etc. ale alternatywą jest, np. terroryzm) od społeczeństwa by nie mogli mu szkodzić. Obecne prawo w Europie na to na ogół nie pozwala. Jest również znaczne zróżnicowanie wysokości świadczeń socjalnych w krajach UE. Być może warto byłoby właśnie na ten temat (ujednolicenia przepisów chroniących ludność kraju-gospodarza i wysokości socjalu) zrobić ogólnoeuropejskie referendum. Moglibyśmy jako członek Unii z takim projektem wystąpić. Sądząc po sytuacji w wielu bogatych krajach Europy pomysł miałby większą szansę na poparcie niż wspólne marsze europejskich przywódców i malowanie kredą po asfalcie. Dobrze byłoby zaproponować refundowany przez UE socjal na najniższym dostępnym w Unii poziomie. I wtedy można by pogadać o jakiejś sensownej relokacji.
Inne tematy w dziale Polityka