Czytam, słyszę i oglądam w telewizorni mnóstwo zapewnień, że z zimą sobie poradzimy, że damy radę i że wszystko idzie już nie tylko w dobrym, ale nawet chyba najlepszym z możliwych kierunków. Podłamałem się trochę po pomysłach Senatu by wszystkich traktować równo, ale debata sejmowa i oświadczenie minister Moskwy dodały mi otuchy i postawiły z powrotem do pionu. No i prawie uwierzyłem, ze będzie OK.
Czytam, słyszę i oglądam w telewizorni mnóstwo zapewnień, ze z zimą sobie poradzimy, ze damy radę i że wszystko idzie już nie tylko w dobrym, ale nawet chyba najlepszym z możliwych kierunków. Podłamałem się trochę po pomysłach Senatu by wszystkich traktować równo, ale debata sejmowa i oświadczenie minister Moskwy dodały mi otuchy i postawiły z powrotem do pionu. No i prawie uwierzyłem, ze będzie OK.
Dziś jednak wysłuchałem ponownie info o węglu i dowiedziałem się, że statki z nim wprawdzie płyną, ale duża ich część dopłynie dopiero zimą. Rozumiem, ze takie liczeni "na styk" zapożyczono ze współczesnego sposobu organizacji rozmaitych dostaw innych towarów w gospodarce; półproduktów na linie produkcyjne, towarów spożywczych prosto na półki dyskontów czy polityków na zebrania z ludem. Pomysł jest prosty; oszczędzamy zasoby (miejsce i czas składowania) magazynowe, co znakomicie zmniejsza koszty produkcji. No i fajnie. Zaoszczędzoną forsa można wspomóc głodujących polityków.
Nie wiem jednak czy węgiel nie jest towarem w jakimś sensie szczególnym. Może tak być, bo tu - bardziej niż w innych przypadkach - liczy się spotkanie popytu (np. przeznaczonej nań forsy) i podaży (obecności węgla w sensownej cenie) w tym samym miejscu i czasie. I nie słyszałem jak rząd zamierza się do tego "bardziej" przygotować. Niepokój mój budzą nie tylko informację o logistyce (np. fakt, ze ze względu na to, iż byliśmy przez długi czas eksporterem węgla mamy wprawdzie dobrą bazę do jego załadunku na statki, ale już niekoniecznie do wyładunku z nich). Wystraszyłem się tez sugestiami, ze transport węgla może mieć - co jest zrozumiałe, bo nikt nie lubi marznąć - absolutny priorytet, co prowadzić może do zamieszania w dostawach innych towarów o ruchu pasażerskim nie wspominając. Nie wiem tez jak to będzie z tymi wypłatami forsy NA ZAKUP węgla zamiast dostarczania węgla. Tej forsy nie trzeba rozliczać (taka kiełbasa wyborcza?), więc może powstać problem z ludźmi, którym braknie wyobraźni lub przyzwyczaili się do opiekuńczego państwa i zamiast węgla kupią np. książki z poezją. A może być i tak (jeśli np rzeczone statki będą się spóźniać), że ceny węgla w jakimś okresie gwałtownie wzrosną i dopłaty okażą się niewystarczające, A ich podnoszenie napędzi wprawdzie inflację (i forsę z podatków do budżetu), ale ilości dostępnego węgla nie zwiększy.
Nie piszę tego po to by defetystycznie siać panikę i słuszne działania rządu utrudniać. Boję się jednak, że brak informacji o tym co robione jest dziś będzie potem dobra "podkładką" do budowy nowego oddziału naszego, polskiego, piekła. Szukania nowych/starych winnych. Jeśli brakom "naszego" węgla winni są Niemcy, opozycja czy osobiście Tusk, to lepiej to już teraz powiedzieć/pokazać jak konkretnie przeszkadzają i natychmiast zamknąć ich w odosobnionym miejscu. Dla dobra Państwa i jego władz.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo